[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Musimy umieścić wśród wyznawców kogoś, kto dotrze do najwyższego kręgu.– rzekł Y’jar z taką miną, jakby obwieszczał wyrok śmierci.– Jeśli spróbujemy oficjalnie zniszczyć kult, dojdzie do wojny domowej.Umilkł i z lubością wciągnął wonny dym z nargili, nie zwracając uwagi na naglące spojrzenie króla.–To wszystko? Do tego nie potrzebuję satrapy.– W głosie Zorrata zabrzmiała groźba.Y’jar wzruszył ramionami.Wydmuchnął z ust parę kółeczek dymu.Nie bał się króla, a poza tym wiek pozwalał mu na mówienie prawdy bez obawy o życie.–Panie, zareaguj gwałtownie, a stracisz tron Yambuli.Nim zdołasz wysłać wojska, zginiesz, a Yambula upadnie pod rządami Nazlana.Nawet jeśli jakimś cudem uda ci się go zabić, uczynisz z niego męczennika.Z żywym człowiekiem można walczyć, z martwym nigdy.– Głos starca nabrał mocy stali.– Musisz otoczyć go siatką szpiegów i skrytobójców, najlepiej takich, by nikomu nawet nie przyszło do głowy wiązać ich z nami.Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, Nazlan spotka się ze swoimi bogami.Król niepewnie pokręcił głową.Był władcą wystarczająco doświadczonym, żeby dostrzec prawdę w słowach doradcy.Poza tym jeszcze za życia ojca, Zhadara Wielkiego, Y’jar uczył go i przygotowywał do objęcia tronu; powinien mu więc ufać, na tyle na ile król może ufać komukolwiek.Mimo to wahał się.–Nie wiem… Zresztą jest też inny problem.Yerlit już od dawna patrzy łakomym wzrokiem na przygraniczne prowincje.Yerlit był władcą leżącego na wschodzie królestwa Rugali.Dziadek Zorrata prowadził przed osiemdziesięcioma laty wojnę z królestwem, rozszerzając cesarstwo o prowincje Drabory i Keshady.Yerlit, który do dziś nie mógł się pogodzić z porażką, gotów był wykorzystać wewnętrzne zamieszanie w Yambuli i spróbować odbić obie prowincje.Satrapa pokiwał głową.On także dostrzegał to zagrożenie, a przecież równoczesne prowadzenie wojny z wrogiem zewnętrznym i wewnętrznym byłoby początkiem końca.Z pewnością pozostali sąsiedzi nie omieszkaliby skorzystać z okazji i uszczknąć co nieco dla siebie.–Tak, panie.Dlatego właśnie musisz działać powoli i rozważnie.Nie podejmuj żadnych kroków przeciwko wyznawcom Mrocznej Pary, w każdym razie nie jawnie.Niech wierzą, że są bezpieczni.Tymczasem otaczaj ich zaufanymi szpiegami.Zajmij się zachodnią granicą.Wezwij generała Sergiusa, niech poprowadzi dwa odziały Pustynnych Tygrysów do Keshady.To ostudzi zapędy Yerlita, a i wojsku przyda się nieco ruchu.Zasiedzieli się ostatnio w koszarach.Zorrat namyślił się i pokiwał głową.–Tak zrobię.Pustynne Tygrysy były najbardziej zdyscyplinowanymi, fanatycznymi oddziałami cesarstwa.O ich wierności i waleczności krążyły legendy w całym cywilizowanym świecie.Posługiwali się każdym orężem, nawet ich ręce i nogi były śmiertelną bronią.Odbierani rodzicom w wieku pięciu lat przechodzili mordercze szkolenie w tajemniczym mieście Shamar pośrodku pustyni.Z dziesięciu chłopców przeżywała zaledwie połowa, a jednak nikt nie protestował.Wybór dziecka był dla rodziny najwyższym zaszczytem i wyróżnieniem, a co więcej, król nie szczędził złota.Wypłacał rodzinie wysokie wykupne, a po piętnastu latach służby w formacji Pustynnych Tygrysów żołnierz mógł odejść z bogactwem, które zapewniało mu godziwe życie do końca jego dni.Wielu zostawało dłużej, a najlepsi udawali się do Shamaru, by szkolić swoich następców.–Tak zrobię – powtórzył król, podnosząc się z aksamitnych poduszek.– Coś jeszcze?Y’jar, jak to miał w zwyczaju, nie powstał.Sięgnął po ustnik fajki wodnej, przez chwilę coś rozważał, wypuścił dym i powiedział:–Zorganizuję tajne spotkanie z najwyższymi kapłanami Belera i Białej Drogi.– Były to dwa największe wyznania Yambuli.– Nie zaszkodzi mieć ich po naszej stronie.Z pewnością chętnie zgodzą się pomóc.Mroczna Para szkodzi im nie mniej niż nam.Pomijając kwestie duchowe, same dary dla świątyń…Durus podjechał do oazy od południa.Już się domyślił, dlaczego wielbłądy nie zostały rozkulbaczone.Dwóch mężczyzn w poszarpanych burnusach i brudnych turbanach ćwiczyło pejczami trzeciego, przywiązanego do pnia palmy.Biedak najwyraźniej nie miał już siły krzyczeć.Zwisał bezwładnie, brocząc krwią z pleców, pośladków i nóg.Tuż obok dwóch innych bandytów przyciskało do ziemi ręce zakneblowanej, wierzgającej kobiety w podartej sukni.Piąty mężczyzna stał nad nią i wlepiał oczy w odsłonięte jędrne piersi, lubieżnie oblizując wargi.Durus poczuł narastającą wściekłość.Wyrwał młot z pętli na plecach i z krzykiem spiął konia.Bojowy ogier w kilku susach znalazł się przy bandytach i poderwany przez jeźdźca stanął dęba.Kopyta zawisły nad niedoszłym gwałcicielem, a potem opadły, przetrącając mu kark.Wszystko stało się tak szybko, że oprawcy oprzytomnieli dopiero teraz.Rzucili pejcze i wyciągnęli szerokie zakrzywione miecze, ruszając w stronę przybysza.Bandyci trzymający kobietę otrząsnęli się z szoku nieco później.Te kilka sekund było największym błędem w ich życiu.Durus błyskawicznie zsunął się z siodła.Jego ręka zatoczyła krąg i czaszka pierwszego bandyty rozprysła się pod uderzeniem młota.Nawet na niego nie patrząc, kowal zamachnął się ponownie.Ten cios był mniej celny, bo bandyta zdążył się odchylić.Obuch młota przeorał bok czaszki, urywając ucho, i strzaskał kości barku.Mężczyzna z krzykiem padł na ziemię.Durus tego nie widział.Z kocią zwinnością, która kłóciła się z jego potężną budową, już obrócił się w stronę nadbiegających.Młot zatoczył krąg.Mężczyźni przystanęli niepewnie, przerażeni widokiem zakrwawionego oręża, potężnej postaci kowala i śmiertelnie rannego kompana.Miecze zadrżały w ich rękach, a w głowach zrodziło się podejrzenie, że już nigdy nie ujrzą wschodu słońca i nie spróbują daktylowego wina.Ich dłonie otworzyły się bezwiednie, upuszczając broń.Obaj obrócili się na pięcie i rzucili do ucieczki.Durus popędził za nimi.Pierwszego dogonił po kilkunastu krokach.Młot zatoczył płaskie półkole i wgryzł się w bok uciekającego, łamiąc żebra i przebijając płuca, by w końcu strzaskać kręgosłup.Tocząc krwawą pianę z ust, mężczyzna runął niczym ścięte drzewo.Kowal oburącz uniósł młot nad głowę i rzucił go za ostatnim bandytą.Trafiony obuchem w krzyż mężczyzna zawył i upadł, by więcej nie stanąć na nogach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates