[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę leżał, zaciskając powieki i usiłując poskromić gwałtowne parcie na pęcherz, pragnąc odwlec moment całkowitego przebudzenia.Zastanawiał się sennie, skąd może pochodzić ten hałas; zajadłe krakanie, odgłosy drapania, furkotanie, wreszcie serie pojedynczych uderzeń w drzwi, jakby ktoś stukał w nie z całej siły kostkami palców.Naciągnął kołdrę na głowę, pragnąc uwolnić się od tego rejwachu, w końcu jednak musiał uznać się za pokonanego.Odrzucił kołdrę na bok, jeszcze przez krótki moment leżał nieruchomo, wreszcie wstał i podszedł do okna.Wychylił się, ale miejsce awantury znajdowało się poza zasięgiem jego wzroku, przysłonięte gęstwiną pnączy.Wysunął się tak daleko, jak tylko potrafił, i ku swojemu zdumieniu zobaczył, że tuż przy wejściu czyhają dwa ogromne sępy, podskakujące do góry i łomoczące w drzwi, a między jednym i drugim podrygiem zamierzające się na siebie dziobami.Dłuższą chwilę przyglądał im się zdumiony, wreszcie huknął:- Przymknijcie się!Ptaki przelotnie poniechały swoich harców, obrzuciły go spojrzeniem, w którym bez wątpienia kryła się pogarda, i zaczęły od nowa.Na litość boską! - pomyślał Dionisio, zbiegając na dół.Kiedy otworzył drzwi, zaskoczone ptaszyska zastygły na kilka sekund i wyciągnęły szyje, jakby pragnąc go sobie dobrze obejrzeć.Wymachując rękami, próbował je odgonić, a wówczas zaprotestowały oburzonym krakaniem.- Uciekajcie stąd! - powtarzał Dionisio.- Niech tu wreszcie będzie trochę spokoju.W tym momencie odkrył przyczynę całego zamieszania.Na drzwiach, na wysokości piersi, przybita była ludzka dłoń.W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że jest sztuczna, ponieważ wyglądała niczym woskowa i nawet pokrywające ją ślady krwi zdawały się mieć nienaturalny kolor.Zastanawiając się, kto mógł mu spłatać tak idiotyczny dowcip, dotknął jej palcami i natychmiast cofnął rękę, gdyż w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że dłoń bynajmniej nie jest z wosku.Teraz przyjrzał się jej bliżej.Była to dłoń należąca do mężczyzny o oliwkowej skórze.Paznokcie miała połamane, a jej grzbietem biegła pozioma blizna, prawdopodobnie pamiątka po nożu.Przez głowę przemknęła mu absurdalna myśl, że ktoś obdarzony tak długimi palcami byłby dobrym pianistą.Dłoń pokrywały drobne skaleczenia w miejscach, gdzie sępom udało się wyszarpać kawałek ciała, a między kciukiem a palcem wskazującym tkwiło pióro przytrzymane gumową opaską.Dionisio wrócił do mieszkania i zadzwonił najpierw na policję, a potem do college’u, aby uprzedzić, że znowu się spóźni.Jego przełożony powiedział tylko:- Vale* [*właśc.Valedor - przyjacielu] co za odmiana; zaledwie jeden kawałek martwego ciała zamiast całych zwłok.Zacznę wykład za ciebie, a ty przyjeżdżaj jak najprędzej.Co teraz przerabiasz?- Zasadę racji dostatecznej.Każ im przeczytać teksty źródłowe i zreasumować, czym ujęcie Leibniza różni się od Schopenhauerowskiego, dobrze?Ponownie wyszedł na dwór, gdzie sępy wznowiły swoje ataki na drzwi i na siebie wzajemnie.W niedługim czasie pojawił się Ramon, a wraz z nim ten sam młody policjant, co poprzednio.Ramon wysiadł z samochodu, gładząc zarost na brodzie swoim ulubionym gestem, i zatrzymał się na moment, obdarzając Dionisia zmęczonym, ironicznym spojrzeniem.- Agustin - zwrócił się go kolegi - jako że najprawdopodobniej będziemy wzywani tu co chwila, pozwól, że cię oficjalnie przedstawię Dionisiowi, którego mam zamiar od tej pory nazywać Empedoklesem na pamiątkę pewnego mędrca, który pragnąc udowodnić, że jest bogiem, rzucił się do krateru wulkanu.Osobiście uważam tę analogię za wyjątkowo trafną.Dionisio uśmiechnął się tylko i potrząsnął dłonią Agustina.Podchwyciwszy spojrzenie Raniona, bez słowa wskazał rękę przybitą do drzwi.- Aj, aj! - zawołał policjant.- A więc to aż tu zawędrowało.- Czyżbyście tego szukali? - zapytał Dionisio.- Niezupełnie, Empedoklesie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates