[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdziwy harcerzyk, Mark Leskowski.– Sama wiesz.–Wiem – odparłam.– Posłuchaj.Przykro mi z powodu Amber.Była twoją dziewczyną, prawda?–Tak.– Spojrzenie Marka powędrowało z mojej twarzy na środek stolika.– Dziękuję.Drzwi gabinetu otworzyły się i pan Goodhart stanął w progu, przemawiając z wymuszoną wesołością.–Mark, miło cię widzieć.Wpadnij do mnie na chwilkę, dobrze? Ci panowie chcą z tobą zamienić dwa słowa.Mark skinął głową i wstał.Jednocześnie wytarł dłonie o dżinsy.Na materiale zostały mokre ślady.Pocił się, podczas gdy mnie, w sweterku i bluzce, przy wentylacji nastawionej na pełne obroty, było nawet trochę za chłodno.Mark Leskowski bał się.Bardzo się bał.Spojrzał na mnie, idąc do gabinetu.–Cześć – powiedział.– Na razie.–Tak – odparłam.– Na razie.Wszedł do środka.Pan Goodhart zauważył, że nadal siedzę w poczekalni.–Jessico – powiedział, wskazując kciukiem drzwi na korytarz.– Wyjdź.No więc wyszłam.–Chyba już wiem, powiedziała Ruth, kiedy wracałyśmy do domu jej kabrioletem.Nie odpowiedziałam od razu, bo akurat przemknęłyśmy obok skrętu w Pike's Creek Road.–Guzik – stwierdziłam.– Przegapiłaś.–Co przegapiłam? – zapytała Ruth, pociągając zdrowy łyk niskokalorycznej coli.Skrzywiła twarz w niechętnym grymasie.– Och, Boże.Nawet nie próbuj mnie namawiać.–To nie jest aż tak daleko od głównej drogi – oznajmiłam.–Nigdy się nie nauczysz – powiedziała Ruth.– Mam rację?–Nie rozumiem.– Wzruszyłam obojętnie ramionami.– Co w tym złego, że przejedziemy obok miejsca, gdzie on pracuje?–Powiem ci, co w tym złego – powiedziała Ruth.– W ten sposób łamiesz zasady.Parsknęłam pogardliwie.–Mówię poważnie – ciągnęła Ruth.– Chłopcy nie lubią, Jess, żeby się za nimi uganiać.To ich rola.–Nie uganiam się za nim – powiedziałam.– Sugeruję tylko, żebyśmy przejechały obok warsztatu.–To jest – stwierdziła Ruth – uganianie się.Tak samo jak wydzwanianie do niego i odkładanie słuchawki w momencie, kiedy się odezwie.Rany.Trafiony, zatopiony.–Tak samo jak włóczenie się po miejscach, gdzie on normalnie bywa – ciągnęła – studiowanie rozkładu jego dnia i udawanie, że wpadło się na niego przez przypadek.Zatopiony po raz drugi i trzeci.Szarpnęłam ze złością pas bezpieczeństwa.–Przecież się nie dowie, że przejeżdżałyśmy obok tylko po to, żeby go zobaczyć – powiedziałam.– Możesz udać, że potrzebujesz oleju albo czegoś takiego.–Czy mogłabyś na pięć minut przestać myśleć o Robie Wilkinsie i posłuchać mnie uważnie? Usiłuję ci powiedzieć, że chyba wiem, dlaczego wszyscy wierzą, że nadal masz te swoje zdolności.–Och, naprawdę? – Jakoś niewiele mnie to w tej chwili obchodziło.Miałam ciężki dzień.Sam fakt, że dziewczyna, którą znałam, została zamordowana, był dostatecznie okropny.To, że obwiniano mnie za jej śmierć, było jeszcze gorsze do zniesienia.– Wiesz, Mark Leskowski chciał mnie dzisiaj poczęstować wodą przed gabinetem pedagoga.Gdybym się zgubiła na pustyni, nigdy bym się nie spodziewała, że…–Karen Sue – powiedziała Ruth, skręcając przy sklepie Krogera.Rozejrzałam się.–Gdzie?–Nie, nie tutaj.Karen Sue – odparła Ruth – łazi po szkole i rozpowiada, że nadal masz zdolności parapsychiczne.Suzy Choi sama słyszała.Karen Sue w kółko gada o tym, jak latem odnalazłaś w jaskini zaginione dziecko.Wszelka myśl o Robie wywietrzała mi z głowy.–Zabiję ją – powiedziałam.–Wiem.– Ruth wstrząsnęła energicznie blond lokami.Nie mogłam w to uwierzyć.Nigdy nie przyjaźniłyśmy się z Karen Sue ani nawet nie byłyśmy dobrymi koleżankami, ale żeby mnie tak obrzydliwie zdradzić… no cóż, byłam w szoku.Chociaż właściwie nie powinnam się zbytnio dziwić.W końcu to Karen Sue.Dziewczyna, którą moja matka stawiała mi za wzór, powtarzając w kółko: „Dlaczego nie jesteś do niej choć trochę podobna? Karen Sue nigdy nie wdaje się w bójki, zawsze ubiera się według życzenia swojej mamy i nigdy nie słyszałam, żeby odmówiła pójścia do kościoła tylko dlatego, że chce oglądać powtórkę jakiegoś głupiego filmu w telewizji".Karen Sue Hankey.Mój śmiertelny wróg.–Zabiję ją – powtórzyłam.–No cóż – powiedziała Ruth, kierując się na podjazd przed moim domem – nie radziłabym uciekać się do środków ekstremalnych.Ale stanowcze pouczenie na pewno by jej się przydało.Dobra.Pouczę ją, aż zdechnie.–No – dodała Ruth.– A o co chodzi z tym Markiem Leskowskim?Opowiedziałam jej o spotkaniu przed gabinetem pedagoga.–Okropne – westchnęła Ruth, kiedy skończyłam.– Mark i Amber zawsze byli tacy słodziutcy.Tak bardzo ją kochał.Jak mogą podejrzewać, że miał coś wspólnego z jej śmiercią?–Nie wiem.– Przypomniałam sobie jego spocone dłonie, nie wspomniałam Ruth o tym szczególe.– Może był ostatnią osobą, która ją widziała, albo coś takiego.–Możliwe.Może jego rodzice wynajmą mojego tatę, żeby reprezentował Marka.Wiesz, gdyby gliny go jednak o coś oskarżyły.–Aha – mruknęłam.Tata Ruth był najlepszym adwokatem w mieście.– Kto wie.Może.Pójdę już.Cześć!Poprzedniego wieczoru wróciłyśmy tak późno, że nie miałam nawet okazji porozmawiać z rodziną.–Do jutra – powiedziała Ruth, kiedy zaczęłam się gramolić z samochodu.– Hej, a co było z Toddem Mintzem? Bronił cię przed Jeffem?Spojrzałam na nią, nic nie rozumiejąc.–Nie wiem – stwierdziłam.W ogóle nie brałam takiej możliwości pod uwagę, ale rzeczywiście, jak się tak dobrze zastanowić…–Pewnie nienawidzi Jeffa tak samo jak my.– Wzruszyłam ramionami.Ruth parsknęła śmiechem, wycofując się z podjazdu.–Owszem – powiedziała.– Pewnie, dlatego.Minispódniczka nie ma tu nic do rzeczy, co? A nie mówiłam? Zmiana stylu czyni cuda.– Zatrąbiła, wyjeżdżając, chociaż daleko się nie wybierała.Abramowitzowie mieszkają tuż obok.Wspinając się po schodkach frontowych, usłyszałam, jak Skip woła do mnie z ganku:–Hej, Mastriani! Wpadniesz później i dasz się pobić w Crash Bandicoot?Przechyliłam się nad wysokim żywopłotem oddzielającym nasze domy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates