[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumiem, że chodzi tu o trzech mężczyzn, a przed nimi byli pewnie inni.Z pewnością i oni mają swoje powody, i wiesz co, Emilu? Nie mam nic przeciwko temu, żeby się dowiedzieć, co sprawia, że ta diablicą rozkłada nogi dla tak wielu mężczyzn.- To zasmucające - powiedział Emil i westchnął.W piątek wieczorem Ryder naprawdę zaczynał wierzyć, że przywyknie do tego ciężkiego, nieruchomego żaru w powietrzu, choć czasami upał był taki, że oddychanie stawało się bolesne.Tego popołudnia pływał, ale niedługo, bo nie chciał się za mocno opalić.Ku jego rozczarowaniu, po incydencie z pierwszej nocy nie wydarzyło się nic szczególnego.Żadnej palonej siarki, żadnego ducha w prześcieradle, żadnych jęków, żadnych pistoletów ani strzał z łuku.Nie działo się nic niezwykłego.Ryder poznał „gospodynię” Graysona, młodą kobietę o wesołych oczach, jędrnym brązowym ciele i miłym uśmiechu.Mieszkała w pokoju Graysona i w ciągu dnia zajmowała się domem.Na imię miała Mary.Emil także miał swoją „gospodynię”, chudziutką dziewczynę, do której zwracano się Coco.W obecności Rydera zawsze spuszczała wzrok i w ogóle się nie odzywała.Miała najwyżej piętnaście lat.Emil nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, z wyjątkiem - jak domyślał się Ryder - nocy, kiedy zabierał ją do swego łóżka.Coco dbała o jego ubrania, sprzątała pokój i była niezwykłe łagodna.Rydera ten zwyczaj bawił i dziwił.Najwyraźniej na Jamajce uważano, że tak być powinno.Grayson zaproponował Ryderowi kobietę, ale ten, po raz pierwszy, odkąd rozpoczął życie płciowe, odmówił.Taka sytuacja wydawała mu się pozbawiona emocji, zbyt oczywista.A on nie lubił, kiedy coś było zbyt oczywiste.Własna odmowa bawiła go.W piątek o dziewiątej wieczorem Ryder, Grayson i Emil wyruszyli konno do Camille Hall.Ściemniało się już.Na niebie świeciły gwiazdy i księżyc w pełni.Kiedy podjechali półtora kilometra przed Camille Hall, dojrzeli światła.Mimo złego stanu dróg niektórzy goście przyjechali powozami.Było też ze trzydzieści wierzchowców, których pilnowało kilkunastu małych chłopców.Dom jarzył się światłami.Wszystkie drzwi werandy były otwarte na oścież.Ryder spostrzegł ją natychmiast.Stała ze starszym mężczyzną przy wejściu.Miała na sobie dziewiczą, nieskazitelnie białą suknię, odsłaniającą ramiona.Kasztanowe włosy upięła na czubku głowy, ale dwa grube pasma opadały jej na białe ramiona.Ryder obserwował ją i uśmiechnął się, gdy przyciągnął jej wzrok.Zauważył, że znieruchomiała.Pomyślał, że uznała jego uśmiech za pogardliwy.Przestał się uśmiechać.Odprężył się.Mogła sypiać z wszystkimi mężczyznami na wyspie.Jego to po prostu nie obchodziło.Jednak interesowały go jej motywy.I ona go interesowała.Szedł ku niej obok uwielbiającego ją Graysona.Z bliska zauważył, że nie jest tak niebiańską pięknością, za jaką miał ją Grayson.Wyglądała na więcej niż dziewiętnaście lat.Oczy miała jasnoszare, cerę bardzo jasną, ramiona białe, ale była znacznie mocniej wymalowana niż dziewczyny w jej wieku.Wyglądała raczej jak aktorka lub śpiewaczka operowa z Londynu, a nie młoda dziewczyna na balu we własnym domu.Na ustach miała grubą warstwę ciemnoczerwonej szminki, a brwi i rzęsy przyciemnione proszkiem antymonowym.Twarz miała upudrowaną, a policzki uróżowane.Dlaczego wuj zgadzał się, by w jego domu wyglądała jak ladacznica? A do tego ta biała, dziewicza suknia.Wyglądało na to, że dziewczyna kpi sobie z wuja, ze wszystkich gości, a nawet z samej siebie.Ryder usłyszał, że jest przedstawiany.Ujął jej dłoń i ucałował.Drgnęła i bardzo powoli cofnęła rękę.Theodore Burgess był wysokim mężczyzną, chudym jak patyk.Miał łagodną twarz i podbródek znamionujący upór.Sprawiał wrażenie bardzo nieśmiałego.Nie zwracał uwagi na pyszniącą się u jego boku dziewiętnastolatkę.Potrząsnął lekko dłonią Rydera i rzekł: - Bardzo się cieszę.Grayson często mi opowiadał o Sherbrooke'ach i wyrażał się z wielkim poważaniem o całej rodzinie.Jest pan tu bardzo mile widziany, sir, bardzo mile.Zatańczy pan, oczywiście, z moją przemiłą siostrzenicą? Czy ten przeklęty facet jest kompletnym idiotą? Nic nie widzi? Przemiła siostrzenica wygląda jak umalowana kokota.Ryder zwrócił się w jej stronę i zapytał uprzejmie:- Czy zechce pani zatańczyć ze mną tego menueta, panno Stanton - Greville?Bez słowa i bez uśmiechu skinęła głową.Jej dłoń lekko spoczęła na przedramieniu Rydera.Zauważył, że nie odezwała się do Emila.Lekceważyła go.Dziwne i niespodziewane zachowanie.Ryder był coraz bardziej zaintrygowany.Jego ciekawość wzrastała.- Pani i Emil znacie się praktycznie od dziecka - powiedział, a potem odsunął się od niej i zaczął menueta.Kiedy znów się zbliżyli, odparła: - Tak.- Nic więcej, tylko beznamiętne „tak” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates