[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja cenię cię dla ciebie samej.Miała ochotę roześmiać mu się w twarz na to bezczelne kłamstwo, ale ogarnął ją lęk i poczuła na ciele gęsią skórkę.Geoffrey był dziś przesadnie układny, ale aż nadto wyraźnie dało się zauważyć, o co mu chodzi.Był od niej starszy o osiem lat.Pamiętała go jako wysokiego, chudego chłopca o nieproporcjonalnie długich rękach i nogach.Pamiętała, jaki był niedobry, szczególnie dla jej brata, Jeana.Wiedziała, że to jego ojciec obwinia za utonięcie Jeana, a ponieważ tak uważał ojciec, zdanie to podzielała i Kassia.Przez całe pięć lat Maurice zabraniał Geoffreyowi pokazywać się w Belleterre, mieli więc pięć lat spokoju.Kassia zastanawiała się nad zamiarami Geoffreya i postanowiła przyprzeć go do muru.- Tak - powiedziała przymilnie - przypuszczam, że pewnego dnia będę musiała wyjść za mąż.Ale to oczywiście ojciec wybierze mi męża.- Może zrobi to książę Bretanii.- Tylko wówczas, gdyby ojciec zmarł.- Żyjemy w niespokojnych czasach - odparł Geoffrey słodko.- Zaledwie w zeszłym tygodniu jednego z moich towarzyszy - a silny był i miody - dopadła febra i zmogła go w ciągu tygodnia.Tak, życie jest bardzo kruche.- Doprawdy niezbyt to pocieszająca filozofia - odparła Kassia.- Czy nie wierzysz, że Bóg strzeże dobrych ludzi?- Kassio, mówisz jak dziecko.Bóg ma niewiele wspólnego z ludzkimi sprawami.Ale dość już tych ponurych tematów.Co porabiasz pod nieobecność ojca?Kassia wiedziała, że Geoffreya nic a nic nie obchodzi to, czym ona się zajmuje, ale odpowiedziała mu, gdyż w ten sposób szybciej mijał czas do jego odjazdu.Opowiedziała o ogródku z ziołami, o leczniczych właściwościach niektórych roślin, o czym mówiła jej niania Etta, i o nowej dobudówce przeznaczonej dla zażywnego kucharza Raymonda.Ukradkiem spoglądała na Geoffreya, który zaczynał przysypiać w fotelu.Zrobiło jej się go żal i przerwała swój monolog.- Kiedy ojciec wróci - zakończyła, spuszczając wzrok, żeby ukryć iskierki rozbawienia - to na pewno upijemy się tym winem, które przywiezie.Nie zauważyła przeszywającego spojrzenia, które rzucił w jej stronę, spojrzenia pełnego rozżalenia.- Szkoda, że nie będę mógł przyłączyć się do waszego świętowania.- Tak.No trudno.Ojej, godzina minęła jak z bicza strzelił.Chyba musisz już ruszać.Wstała i wyczekująco spoglądała na Geoffreya, a i on, widząc, że nie ma szans na przedłużenie wizyty, podniósł się z krzesła.Spojrzał na jej śliczną twarz, i przeszło mu przez myśl, że jeszcze dwa lata temu uważał ją za brzydką i nieapetyczną.- Wyślesz posłańca do Beaumanoir, jeśli kiedyś zechcesz się ze mną zobaczyć?Kassia pomyślała, że to dziwne pytanie, i uznając taką możliwość za dość nieprawdopodobną, grzecznie odparła:- Z pewnością, Geoffreyu.Niech cię Bóg prowadzi.Patrzyła, jak mężczyzna dosiada konia.Pomachał jej na pożegnanie.Uczyniła to samo, a potem weszła na wieżę, skąd patrzyła, jak jeźdźcy nikną w oddali.Zjadła kolację z Thomasem, zganiła służącą za to, że nie zszyła jeszcze dziury w fartuszku, i czując narastający ból głowy, udała się na spoczynek.Następnego dnia rano Kassia była dziwnie osłabiona, ale nie przejęła się tym zbytnio i, jak to miała w zwyczaju, postanowiła udać się na przejażdżkę na swej klaczy Bluebell.Słońce mocno już przygrzewało, a mimo to było jej zimno i drapało ją w gardle.Niemądra jesteś, Kassio! - upomniała samą siebie.Na palcach jednej ręki policzyć mogła dni, w których chorowała.Ale kiedy Thomas pomagał jej dosiąść Bluebell, jakoś nie mogła chwycić lejców.Zanim zemdlała, krzyknęła jeszcze i osunęła mu się w ramiona.ROZDZIAŁ 3Maurice zaklął głośno i siarczyście, widząc, że jeden z wozów zarył kołami w błoto.Ciągle lało jak z cebra.Przemierzali ostre granie skalne gór Noires.Rozmokła w deszczu wąska, kręta ścieżka zmieniła się w istne grzęzawisko.Graelam, zmęczony i przemoknięty do suchej nitki, zsiadł z konia i usiłował wypchnąć wóz z błota.Marzył o tym, żeby być już w domu.Ale gdy tak pchał, przyszła mu do głowy filozoficzna myśl, że nawet gdyby nie towarzyszył teraz Maurice'owi, to i tak by przemókł.Gęste błoto chlupało przy każdym ruchu.Mężczyźni wspólnymi siłami podnieśli wóz.Uwolnili koło, ale nagłe szarpnięcie spowodowało, że trzy beczki stoczyły się z wozu na ziemię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates