[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ląduje za kwadrans.Przekaż mu, żeby czekał przy bramce… Niech za żadną cenę nie pozwoli wyjść załodze!–Jasne.– Recepcjonistka natychmiast sięgnęła po słuchawkę telefonu.Greene popędził bulwarem Sepuhreda w kierunku lotniska.Kiedy przejeżdżał pod wiaduktem pasa startowego, rzucił okiem na kolosa TransPacific Airlines, łatwo rozpoznawalnego po jaskrawożółtym emblemacie na ogonie, który właśnie kołował w stronę terminalu.Ten przyleciał rejsem czarterowym z Hongkongu, a większość kłopotów zagranicznych przewoźników, jakie spadały na głowy inspektorów FAA, Federalnego Zarządu Lotnictwa Cywilnego, dotyczyła właśnie samolotów czarterowych.Najczęściej chodziło o maszyny wynajmowane przez niewielkie i biedne firmy transportowe, zazwyczaj lekceważące rygorystyczne przepisy bezpieczeństwa.Niemniej TransPacific cieszył się do tej pory doskonałą reputacją.No cóż, w każdym razie ptaszek wylądował bez problemów, pomyślał Greene.Kadłub samolotu nie nosił żadnych śladów uszkodzeń.Był to odrzutowiec typuN-22 pochodzący z zakładów Norton Aircraft w Burbank.Tego rodzaju maszyny kursowały od pięciu lat, cieszyły się powszechnym uznaniem i spełniały wszelkie wymogi bezpieczeństwa.Greene docisnął pedał gazu i skręcił do tunelu, niemalże nurkując pod brzuchem kołującego olbrzyma.Biegiem przemknął przez halę portu lotniczego.Za panoramicznymi oknami widać było, jak do schodków samolotu ustawiają się szeregiem karetki pogotowia.Pierwsza z nich właśnie odjeżdżała na sygnale.Dotarł do punktu odprawy, pokazał inspektorom legitymację służbową i pobiegł dalej wąską kładką.Pasażerowie tłumnie opuszczali samolot, byli bladzi i roztrzęsieni.Niektórzy utykali, inni mieli porwane i zakrwawione ubrania.Stłoczeni u wylotu rampy sanitariusze natychmiast przejmowali opiekę nad rannymi.Już z daleka czuć było mdlący odór wymiocin.W przejściu do samolotu przerażona,stewardesa energicznie odepchnęła go na bok i zatrajkotała szybko po chińsku.Machnął jej przed nosem swoją legitymacją i zawołał:–Inspekcja techniczna FAA!Kobieta odsunęła się na boki Greene wskoczył do środka, prześlizgując się obok młodej kobiety, kurczowo tulącej do piersi niemowlę.Zajrzał do przedziału pasażerskiego i stanął jak wmurowany.–Mój Boże… – szepnął.– Co tu się stało?!GLENDALE, KALIFORNIAGODZINA 6.00–Mamo, która ci się bardziej podoba, Myszka Miki czy Myszka Minnie? Casey Singleton, wciąż jeszcze ubrana w elastyczny kostium do joggingu i spocona po ukończeniu swej zwykłej, ośmiokilometrowej trasy porannego biegu, pospiesznie zapakowała kanapkę z tuńczykiem do plastikowego śniadaniowego pudełka córki.Miała trzydzieści sześć lat i była wiceprezesem zakładów lotniczych Norton Aircraft w Burbank.Allison nadal grzebała łyżką w resztce płatków kukurydzianych z mlekiem.–No więc? – zapytała.– Która myszka ci się bardziej podoba? Siedmioletnia dziewczynka odznaczała się zdumiewającą pasją do klasyfikowania wszelkich odczuć i wrażeń.–Lubię obie – odparła Casey.–Wiem, mamo – rzekła Allison zniecierpliwionym tonem.– Ale którąś musisz przecież lubić bardziej.–Minnie.–To tak jak ja.– Dziewczynka odsunęła talerz.Casey dołożyła do pudełka banana, nalała soku do termosu i zapakowała lunch do tornistra.–Skończ szybko śniadanie, Allison.Powinnyśmy zaraz wyjść.–Co to jest kwarta?–Kwarta? Miara objętości płynów.–Nie kwarta, tylko K w a i r t.Casey obejrzała się i zauważyła, że córka wskazuje leżącą na stole nowiutką, laminowaną plastikiem kartę identyfikacyjną z jej kolorowym zdjęciem, Pod wydrukowanym wielkimi literami nazwiskiem C.SINGLETON znajdował się granatowy skrót: QA/IRT.–Więc co to jest K w a i r t?–To oznaczenie mojego nowego stanowiska w zakładach.Jestem inspektorem kontroli jakości w zespole badania przyczyn katastrof lotniczych, czyli Ouality Assurance oraz Incident Review Tram–Lecz dalej będziesz budować samoloty?Od czasu rozwodu rodziców Allison zwracała baczną uwagę na wszelkie zwroty następujące w życiu matki.Nawet drobne zmiany w jej uczesaniu stawały się przyczyną wyczerpujących dyskusji, ponawianych niezmiennie w ciągu kilku dni.Nie było więc nic dziwnego w tym, że od razu spostrzegła nowy identyfikator.–Tak, Allie.Nadal będę się zajmowała konstrukcjami samolotów.Nic się nie zmieniło, po prostu dostałam awans.–I ciągle jesteś ważniakiem?Małej bardzo imponowało to, że jej matka od roku była kierownikiem działu kontroli jakości, a zatem kimś bardzo ważnym, czyli po prostu ważniakiem.Casey nieraz słyszała, jak Allison z dumą informowała o tym rodziców swoich koleżanek, przez co robiła na nich w dwójnasób silne wrażenie.–Nie, Allie.A teraz wkładaj już buty.Tata za chwilę po ciebie przyjedzie.–Nieprawda.Tata zawsze się spóźnia.Na czym polega ten twój awans? Casey przyklęknęła i zaczęła wsuwać córce na nogi tenisówki.–Dalej będę pracowała w dziale kontroli jakości, ale już nie będę się zajmowała sprawdzaniem samolotów opuszczających zakłady, lecz ich późniejszą kontrolą, po podjęciu służby w liniach lotniczych.–Żeby mieć pewność, że ciągle się nadają do użytku?–Tak, kochanie.Będziemy sprawdzali latające maszyny i naprawiali wszelkie usterki.–To lepiej, żeby ich nie było, bo wtedy samoloty mogłyby się rozbijać – oświadczyła Allison i zachichotała.– Jeszcze by wszystkie pospadały z nieba! Porozbijały domy i przywaliły dzieci siedzące przy stołach i zjadające płatki śniadaniowe z mlekiem! To by nie było dobre dla ciebie, prawda, mamusiu?Casey także się zaśmiała.–Nie, to by nie było dobre dla nikogo.Pracownicy zakładów znaleźliby się w strasznych kłopotach.– Skończyła zawiązywać tenisówki i podniosła się z klęczek.– A gdzie twoja bluza?–Wcale jej nie potrzebuję.–Allison…–Mamo! Przecież jest ciepło!–Zapowiadali, że pod koniec tygodnia może się ochłodzić, więc lepiej zabierz bluzę, kochanie.Z zewnątrz doleciał krótki dźwięk klaksonu.Casey wyjrzała przez okno, przy krawężniku stała czarna toyota lexus należąca do Jima.Jej były mąż siedział rozparty za kierownicą i palił papierosa.Był w garniturze i krawacie.Może znalazł wreszcie pracę i ma dzisiaj rozmowę kwalifikacyjną, przemknęło jej przez myśl.Allison podreptała do swojego pokoju i zaczęła wyciągać szuflady komody.Po chwili wróciła z kwaśną miną, niosąc bluzę przerzuconą pod klapą tornistra.–Dlaczego zawsze jesteś taka nadąsana, kiedy tatuś po mnie przyjeżdża? Casey nie odpowiedziała.Otworzyła drzwi i obie wyszły na zalaną słońcem ulicę.–Cześć, tato! – zawołała z daleka dziewczynka, po czym rzuciła się biegiem.Jim pomachał jej ręką i uśmiechnął się szeroko.Casey z ociąganiem podeszła do krawężnika.–Mógłbyś nie palić, kiedy zabierasz Allison do samochodu.Jim popatrzył na nią smutnym wzrokiem.–Ja też ci życzę miłego dnia.Miał lekko zachrypnięty głos.Podkrążone i zaczerwienione oczy wskazywały jednoznacznie, że musiał mu dokuczać solidny kac.–Umawialiśmy się przecież, Jim, w sprawie palenia w obecności naszej córki.–Gdzie ty widzisz u mnie papierosa?–Tylko ci przypominam.–Powtarzasz w kółko to samo, Katherine.Na miłość boską, słyszałem to już milion razy.Casey westchnęła ciężko.Za żadną cenę nie chciała się wdawać w kłótnie przy Allison.Jej psychoterapeutka zawyrokowała, iż to właśnie rodzinne sprzeczki są powodem jąkania się dziewczynki, które ostatnio poczęło zanikać.Dlatego też Casey robiła wszystko, aby unikać niepotrzebnych dyskusji z Jimem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates