[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle poraziła go myśl - a może nie tak znowu nagle, bo już od jakichś trzech lat wciąż tkwiła mu w głowie - że w świecie, w którym nie było już Zek, w tym potwornym, niewiarygodnie ubogim świecie, nadal żyły Wampyry.Były tam i dlatego jej już nie było.Był zaskoczony, słysząc, że w gardle wzbiera mu pomruk, który powoli przechodzi w warczenie, zaskoczony, kiedy zobaczył, że zbielała mu dłoń, w której ściskał pióro niby sztylet.Wampyry: Malinari, Szwart i Vavara, żywi czy niemartwi w jego świecie; świecie, w którym zamordowali Zek! Wciąż słyszał jej ostatnie słowa - jej ostatnie myśli, które do niego wysłała - których echo wciąż rozbrzmiewało w jego pamięci i nigdy nie przestanie dźwięczeć, bo tego nie chciał, choć czasami myślał, że byłoby lepiej, gdyby tak się stało.- Żegnaj, Ben.Kocham cię.A potem oślepiający błysk białego światła, które wyrwało go ze snu trzy lata temu.Wtedy myślał, że to tylko światło jego lampki nocnej, która zapaliła się, kiedy dręczony jakimś koszmarem trącił włącznik.Miał taką nadzieję, ale w głębi duszy wiedział, że tak nie jest.Prawda bowiem i Ben Trask były jak bratnie dusze.Prawda stanowiła jądro jego zdolności, a niekiedy była jego przekleństwem.Jak w tamtej chwili.Oślepiający błysk białego światła.Które zresztą wcale nie było białe, lecz zielone, i wcale nie oślepiało, tylko po prostu mrugało.Było to jedno z małych światełek na konsoli na jego biurku, które sprowadziło go na ziemię, przywołało do rzeczywistości.Ocknął się, wcisnął przycisk i połączył się z oficerem dyżurnym.- O co chodzi? - Miał zachrypły głos.- Przepraszam, że panu przeszkadzam, szefie - nadeszła odpowiedź.Był to głos Paula Garveya, cichszy niż zazwyczaj.Garvey był wybitnym telepatą i pomimo zasad przestrzeganych w Wydziale - niepisanego zwyczaju, zgodnie z którym esperzy nigdy nie wykorzystywali swoich zdolności w stosunku do kolegów - wydawało się, że nieumyślnie wyczuł stan ducha Traska.- To do pana.Premier Gustaw Turczin, który dzwoni z.- Kalkuty? - przerwał mu Trask.I rzuciwszy okiem na mały stolik, na którym leżały poranne gazety, zmarszczył brwi.- Właśnie - powiedział Garvey.- Dzwoni z.- Niemieckiej ambasady - uzupełnił Trask i zdał sobie sprawę, że dopiero świta.- Stary, szczwany lis!Po chwili milczenia zdumiony Garvey powiedział:- Wygląda na to, że zdrowo mnie pan wyprzedził! Tak czy owak, to chyba pilne.- Rok Ziemi - powiedział Trask, kiwając głową.Tym razem el Nino potraktował Indie łagodnie, ale szybkość zmian pogody stanowiła tylko jeden z problemów nękających Ziemię.Kolejnym było zanieczyszczenie środowiska i to bardzo znaczne.Ulegając naciskom miejscowych krytyków, Turczin pojechał do Kalkuty, aby wziąć udział w konferencji poświęconej Rokowi Ziemi.Nie żeby miał na to ochotę, bo podobnie jak Trask znał prawdę: pozbawione środków do życia wojsko budziło wielki niepokój.Ale przynajmniej ta konferencja - jedna z wielu, jakie tego roku odbywały się na świecie - uwolniła go od kilku znacznie poważniejszych problemów, jakie czekały go w kraju.Wykorzystując swój image, miał być rzecznikiem swego narodu.W Brisbane Trask zawarł z premierem porozumienie: miał dopomóc Turczinowi w rozwiązaniu jego problemów, w zamian za otrzymanie pewnych ważnych informacji; zapewne to właśnie było powodem jego telefonu.Poranne gazety przyniosły informację, że poprzedniego wieczoru Turczin został obrażony przez jednego z niemieckich delegatów, Hansa Bruchmeistera.Turczin z miejsca zagroził opuszczeniem konferencji i powrotem do kraju.Ale ponieważ Rosja (wraz z USA) była uważana za jednego z głównych winowajców, co byłaby warta konferencja bez udziału rosyjskiego przedstawiciela? Pozostali delegaci próbowali załagodzić sytuację, ale Turczin oświadczył: „Kiedy pan Bruchmeister mnie przeprosi - kiedy stanie przede mną twarzą w twarz w Ambasadzie Niemiec, tu w Kalkucie, w jaskini lwa - wtedy i tylko wtedy zostanę.Bo w końcu jestem rosyjskim premierem.I muszę mieć na względzie moją reputację i honor mego narodu.”.Oczywiście przekonano pana Bruchmeistera, aby przeprosił rosyjskiego premiera, i teraz Gustaw Turczin był w Ambasadzie Niemiec w Kalkucie.Jasne! - pomyślał Trask, czytając między wierszami.Prawdziwe znaczenie notatki prasowej stało się dla niego oczywiste.- W jaskini lwa, co za pierdoły! Turczin uknuł to wszystko, aby zyskać kilka minut i skorzystać z bezpiecznej linii w ambasadzie!Paul Garvey cierpliwie czekał, a Trask powiedział:- Przełącz rozmowę do mego gabinetu, dobrze?- Proszę tylko podnieść słuchawkę - odparł Garvey.- Rozmowa jest szyfrowana, więc może być trochę zakłóceń.Interkom przestał mrugać, a Trask podniósł słuchawkę i powiedział:- Tu Trask, słucham.Po drugiej stronie drutu odezwał się podenerwowany głos.- Ben? Wygląda na to, że jesteś zajęty.Powiedziałem twemu pracownikowi, że to pilne.- Minęła tylko minuta - odparł Trask.- Miałem wrażenie, że to była godzina! - mruknął tamten i ciągnął: - Słuchaj, jestem w niemieckiej ambasadzie i ta linia jest podobno bezpieczna.- I po mojej stronie szyfrowana - powiedział Trask.-.Ale wciąż istnieje ryzyko.Chciałbym, aby nasza rozmowa miała charakter możliwie poufny.Więc będę się streszczał i to, co powiem, zapewne będzie trochę enigmatyczne.- Czekaj! - powiedział Trask i przełączył interkom na oficera dyżurnego.- Paul, czy gdzieś jest John Grieve? Doskonale.Znajdź go i powiedz, żeby zaraz przyszedł do mego gabinetu.- Po czym znów odezwał się do Turczina: - OK, mów, postaram się słuchać uważnie.- Ty.i ten twój Mr Grieve, tak? - powiedział tamten.- Tak - potwierdził Trask.- Możesz go uważać za mego tłumacza.- A do siebie powiedział: Kiedy zwykłe przyrządy nie wystarczają, trzeba włączyć duchy!- W twoim Wydziale zawsze byli sami najlepsi - powiedział Turczin, a w jego głosie zabrzmiała nutka zazdrości.Trask odrzekł:- Tak, ale dojrzewali w warunkach naturalnych.Powszechnie wiadomo, że kiedy podkręcasz uprawy, jakość zbiorów zazwyczaj spada.- Dziś jesteśmy szczerzy, co? - powiedział tamten, gdy w gabinecie Traska rozległo się pukanie do drzwi.- I wkurzeni! - dodał Trask.Po czym zwrócił się w kierunku drzwi: - Proszę!- Aha! - powiedział Turczin.- Mr Grieve.Więc możemy zaczynać.Ale przedtem powiedz mi, co cię wkurzyło, Ben.- Robota papierkowa - odparł Trask.- Frustracja.Wszystkie te obowiązki, które nie pozwalają mi zająć się właściwą pracą.Ciągle wchodzą mi w drogę jakieś duperele.- Po czym westchnął.- Przepraszam, że byłem nieuprzejmy.Ale to nie jest najlepszy dzień, żeby, hm, wchodzić do jaskini lwa!- Ja też przepraszam, że byłem taki niecierpliwy - powiedział Turczin.- Wygląda na to, że nerwy dają o sobie znać po obu stronach drutu.- Trochę się odprężył.- Z pewnością czytałeś poranne gazety [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates