[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maria UlatowskaJacek SkowrońskiAUTORKAOpisałam tę historię tak, jak ją zapamiętałam, a to, czego nie wiedziałam lub nie mogłam się dowiedzieć od policjantów, po prostu dopowiedziałam, zdając się na wyobraźnię i życiowe doświadczenia.Bez zwracania uwagi na ścisłe trzymanie się faktów.Wolno mi, w końcu piszę powieść.Dotyczy to zwłaszcza prowadzącego śledztwo nadkomisarza i jego przyjaciółki, gdyż nie o wszystko zdążyłam ich zapytać; w niektóre sprawy dotyczące ich życia osobistego nawet nie chciałam wnikać.Moi znajomi, bliżsi i dalsi, są ważnymi postaciami, ale co dokładnie robili w tej historii, tego do końca sama nie wiem.Myślę jednak, że zbliżyłam się do prawdy tak, jak to tylko było możliwe.A raczej - jak tylko autorka potrafi.Piszę więc, lecz końca jeszcze nie znam.Dopisze go samo życie lub.sprawca.Rozdział 1ImięNazwiskoTwój e-mailHasłoPowtórz hasłoPłećData urodzeniaZarejestrujKLIKStoliki w kawiarence internetowej były tak wąskie, że przy poruszeniach myszą należało uważać, by nie potrącić kubka z kawą.Nie szkodzi, brak komfortu to niewielka cena za anonimowość, której nie mógł zapewnić domowy komputer.Ustawione pod ścianą automaty do gry wypełniały pomieszczenie wibrującymi w powietrzu melodyjkami, znacznie rzadziej rozlegał się dźwięk wypadających z nich żetonów.Jedna z osób nie odrywała wzroku od ekranu z założonym właśnie profilem na Facebooku.Podobno jeśli kogoś nie ma na FB, to nie istnieje.Znak czasów, z którym nie warto walczyć, lepiej go wykorzystać.Jeśli się potrafi.Po rejestracji ukazało się mnóstwo rubryk z danymi osobistymi, do wypełnienia według uznania, było nawet pole na numer telefonu.Wielu użytkowników wpisuje go automatycznie, nawet nie zwracając uwagi na opcję zatajenia pewnych informacji o sobie.Ale gość kawiarenki zwracał uwagę na wszystko.Płeć? Może być męska.Imię i nazwisko? Hmm.Maks Baron.Zdjęcie do profilu? Internauta wyszukał w sieci fotografię przedstawiającą okno z niewyraźną postacią za szybą, która zamieniła się w ikonkę obok profilu Maksa Barona.Od tej pory tak będzie o sobie myśleć i ukazywać się innym użytkownikom.Zaczął buszować po Facebooku, z początku czytając wszystko jak leci.Jezu, jakież głupoty ludzie tu wpisują: „Moje dziecko już nie nosi pieluchy, jestem dumna”, „U mnie dzisiaj pierogi na kolację - proszę, popatrzcie, tak wyglądają”, „To zdjęcie mojej Perełki, prawda, że śliczna?”, „Odpowiedz na pytanie.”, „Szukamy domu dla tego pięknego kota”, „Posłuchajcie tej piosenki”, ble, ble, ble.Czy oni nie mają normalnych znajomych, z którymi mogliby usiąść przy kawie, muszą trąbić wszem wobec o bzdetach?! Korciło go, żeby im odpowiedzieć tak, jak na to zasługiwali, ale się powstrzymał.Nie po to zdecydował się na stworzenie całkiem nowej osobowości, którą będzie można skasować, wymazać, unicestwić jednym kliknięciem.Zarejestrował się w tym durnym miejscu wyłącznie dla jednej osoby.Znalazł ją prędko.Po wpisaniu imienia i nazwiska ukazała się długa lista, ale ona była prawie na samej górze, podała nawet prawdziwe zdjęcie.Niewiele mówisz o sobie, pomyślał gość kawiarenki, nic dziwnego, jako święcąca triumfy pisarka musisz ochraniać własną prywatność.Ale ja wiem o tobie więcej niż te tłumy pochlebców raczące cię płaskimi komplementami, łaszące się bezwstydnie, jakby naprawdę wierzyli, że zapamiętasz choć jednego z nich.Ale jesteś grzeczna, każdemu starasz się zostawić choć słówko, pokazać, że przeczytałaś jego żenujący wpis.Niektórzy pewnie wcale nie czytali twoich książek, po prostu pochlebia im, że mają znaną osobę wśród znajomych.Maks Baron zajrzał na profile paru osób szczególnie często komentujących wypowiedzi autorki.Były to głównie kobiety, widać mężczyźni są oszczędniejsi w wyrażaniu opinii.A może dyskutowanie o literaturze uważają za nielicujące z ich samczą godnością? Jakkolwiek by było, kobiety okazywały się znacznie bardziej wylewne, nie tylko w wypowiedziach, lecz także przy umieszczaniu osobistych informacji o sobie.Telefony, informacje o dzieciach i miejscach pracy, ulubione kafejki.Łatwo was znaleźć, gdyby komuś bardzo zależało.Maks Baron wrócił do profilu autorki, najechał kursorem na przycisk prywatnej wiadomości, ale go nie wcisnął.To by było przedwczesne, zamiast się zbliżyć, tylko by ją spłoszył.Zaczął czytać informacje o jej wieczorach autorskich, planowanych wyjazdach i wrażeniach ze spotkań, klikając od czasu do czasu „lubię to”.Wreszcie zdecydował się na własny wpis: „Dziękuję za to, co było.Za każdą niezapomnianą chwilę.I za to, co jeszcze przed nami, o czym wiemy tylko jedno.Że stać się musi”.Jeszcze przez moment wpatrywał się w ekran.To było dziwne uczucie, nieznane dotąd - wcielić się w stworzoną na poczekaniu postać, nadając jej wybraną płeć i osobowość, zagrać kogoś, kim się w istocie nie było, kogo nikt nie rozpozna w realnym świecie.Fascynujące i wciągające.Zaraz się wyloguje, odejdzie od stolika i wsiąknie w anonimowy tłumek na zewnątrz.Nawet obsługa nie zapamięta jednego z wielu tego wieczoru gości.Już miał zgasić ekran, gdy raptem pod wpisem Maksa Barona wyskoczyła odpowiedź:„Bardzo dziękuję.Ale czy my się znamy.?”.KLIKRozdział 2Przyniosłam sobie z kuchni kawę i usiadłam przed komputerem.Kubek z kawą ostrożnie ustawiłam na porcelanowej podkładce, umieszczonej na szafce przytulonej do biurka.Tej klawiatury już nie zaleję, obiecałam sobie, pamiętając, co się stało, gdy po raz pierwszy naciśnięcie klawisza Enter spowodowało wysłanie w eter mojej debiutanckiej książki.W eter, czyli do wszystkich wydawców, których adresy mejlowe udało mi się wtedy wyszukać.Westchnęłam, przypominając sobie uczucie, jakie towarzyszyło mi przy wpisywaniu swojego nazwiska - Justyna Sobolewska - nad tytułem książki: Wojenna miłość.Miałam trzydzieści dwa lata i pewność, że przede mną świat.Pomimo tego, co się stało w moim życiu ściśle prywatnym.Wtedy, pewnego majowego dnia, dwa lata temu, usiadłam przy komputerze i rozpoczęłam nowe życie.Pisałam kilka miesięcy.Wydawało mi się, że nigdy nie skończę, miałam więcej upadków niż wzlotów.Nie podobało mi się to, co napisałam, więc poprawiałam, a gdy poprawiłam, okazywało się, że poprzednia wersja była lepsza, więc poprawiałam znowu.Ale wreszcie skończyłam, ogólnie zadowolona.Uznałam książkę - no cóż - za świetną.Historia miłosna dziejąca się podczas drugiej wojny światowej.Dobrze znałam te czasy - z opowieści rodzinnych, lektur i filmów.Historia zawsze mnie pasjonowała, a czasy drugiej wojny światowej chyba najbardziej.Ileż tam było namiętności, tragizmu, okrucieństwa i okropności.Ale przecież i wesołe momenty się zdarzały, ludzie byli tylko ludźmi, chcieli się śmiać także w trudnych czasach.Taka więc była ta moja pierwsza powieść.Tragiczna, gdzieniegdzie z lżejszymi elementami.Opowieść o ludziach żyjących w trudnych czasach.Gdy wysłałam treść elektronicznie już do wszystkich, w geście triumfu wyrzuciłam ręce do góry, potrącając kubek z kawą.Zalałam całą klawiaturę, a że pisałam wtedy na laptopie, udało mi się unieruchomić cały sprzęt.Na szczęście mój zaprzyjaźniony fachowiec dał sobie z tym radę, ale oddał mi komputer z pouczeniem, żebym raczej piła i jadła w innym miejscu, najlepiej w ogóle w innym pokoju.Od tamtej pory więc wszystkie kubki, szklanki i talerzyki, które MUSZĘ mieć przy sobie, gdy piszę, stoją nie na biurku - lecz na stoliku obok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates