[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam mielibyśmy tylko siebie.Moi teściowie uważali to, co działo się między nimi a mną, za rodzaj wojny, w której za wszelką cenę należy nie dopuścić do zwycięstwa przeciwnika, potem pokonać go, a wreszcie wyeliminować.Nie mogłem spodziewać się po nich litości – choćbym nie wiem co zrobił, zawsze byłem tym najgorszym.Przez wszystkie lata naszego małżeństwa nie usłyszałem od nich ani jednego dobrego słowa.Nawet podczas życzeń świątecznych, kiedy z musu spotykaliśmy się przy stole, formułowali je tak, aby poszło mi w pięty.Na przykład życzyli mi lepszej pracy, większych zarobków, awansu, żebym wreszcie znalazł swoje miejsce w życiu.Po prostu chciało się rzygać.W naszym, a właściwie Doroty mieszkaniu nigdy tak naprawdę nie czułem się jak u siebie.Miałem uraz do tych ścian, na których nie wolno mi było zawiesić własnego obrazka, do drzwi, zlewu, wanny i balkonu, miałem wrażenie, że wszędzie, gdziekolwiek się znajdę, one mnie śledzą okiem moich teściów.To było głupie i ja byłem głupi.Mieliśmy trochę ponad dwadzieścia lat i życie stało przed nami otworem, spodziewaliśmy się samych dobrych rzeczy, a kiedy przychodziły złe, byliśmy na to kompletnie nieprzygotowani.Przyjmowaliśmy wszystko jak dopust boży.Nasza odporność malała, linie obrony, jakie ustaliliśmy jako ostateczne, przestawały obowiązywać.Wróg atakował, a my wciąż byliśmy w odwrocie i jak każda pokonana armia doświadczaliśmy goryczy i bólu z powodu odniesionych ran.Opatrywanie ich zajmowało mnóstwo czasu i energii.Zamienialiśmy się w pielęgniarzy, a przecież na początku myśleliśmy tylko o miłości i potrzebie bycia razem.W naszym związku to ona od samego początku grała pierwsze skrzypce, trzymała kasę i decydowała o wszystkich wydatkach, co było potrzebne, a bez czego możemy się obyć.Moje propozycje, podobno brane pod uwagę, niemal zawsze zaliczane były do tej drugiej kategorii.Od niej tylko zależało, czy będę mógł zapalić papierosa w pokoju, czy też powędruję z nim na balkon, czy w telewizji obejrzymy film na pierwszym, czy na drugim programie.Zgadzałem się na wszystko, cokolwiek ustaliła.Chyba byłem pantoflarzem.Wychodząc z kolegami wieczorem, musiałem się wyliczać z każdego wypitego piwa i z góry ustalać godzinę, o której powinienem wrócić.Zmywałem naczynia, ścieliłem łóżka, sprzątałem, prałem i robiłem śniadania.Chyba żadna herbata wypita w naszym domu nie powstała bez mojego udziału.Mimo że wciąż przybywało mi obowiązków, zawsze byłem traktowany jako ten, co nic nie robi.Wiecznie czułem się jak oskarżony, stający przed sądem kapturowym, który jeszcze przed wysłuchaniem wszystkich świadków ustalił moją winę.Mowa obrońcy stanowiła jedynie konieczny element spektaklu, w którym na wiele sposobów gwałcono sprawiedliwość.Dla Doroty byłem nie tylko mało zaradny, ale po prostu beznadziejny jako dostarczyciel pieniędzy, mąż, ojciec, a także jako kochanek.Ten ostatni zarzut był dla mnie szczególnie bolesny, zwłaszcza że w jakiejś części uzasadniony.Rzeczywiście, po pierwszych burzliwych latach, kiedy w tej dziedzinie wszystko grało i mogliśmy spółkować wiele razy na dzień, mój temperament nagle wyhamował.Zacząłem unikać seksu, jak tylko mogłem.Przestało mi to przynosić zadowolenie – „po” czułem się znacznie gorzej niż „przed”.To z pewnością nie było normalne.Smutna zależność między brakiem zbliżeń a poziomem frustracji już wkrótce przybrała rozmiar katastrofalny.Moja małżonka robiła mi wymówki z byle powodu, a ja czułem się winien tej sytuacji, z dnia na dzień coraz bardziej.Oczekiwała ode mnie wiele, więcej, niż potrafiłem jej dać.Nie sprawdzałem się w żadnej dziedzinie.Kiedy pogodziłem się z tym faktem, dostrzegłem, że rzeczywiście sobie nie radzę, zrezygnowałem ze starań.Stałem się dokładnie takim, jakim mnie widziała.Dopasowałem się do wzorca ukształtowanego w jej głowie.To był początek naszego końca.Sam nie wiem, kiedy zaczęliśmy żyć osobno, to był proces, którego nic nie mogło zatrzymać, oddalaliśmy się od siebie niepostrzeżenie, w końcu mijaliśmy się w drzwiach bez słowa.Kłótnia nie musiała się już stawać pretekstem do milczenia.Po prostu nie mieliśmy o czym ze sobą rozmawiać, ona nie przejmowała się tym, co mogłem jej zakomunikować, ja nie mogłem dłużej jej słuchać, wciąż powtarzała to samo.Ustawione w szereg jej zarzuty pod moim adresem mógłbym wykładać na biurko i podczas długich monologów zaznaczać ptaszkiem to, co już zostało powiedziane, i to, co powiedziane zostanie za chwilę; dopiero po zaliczeniu wszystkich punktów programu kończyła występ.Przyjmowałem to z ulgą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates