[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pitt tak mocno zacisnął dłonie na krawędzi okna, że aż pobielały mu kłykcie.– Czy twójwuj wymienił kiedykolwiek nazwisko… Kurta Heiberta?I to nie raz.Odbywali wspólnie loty patrolowe.– Wrzuciła jedynkę, a potem z uśmiechempomachała Pittowi dłonią.– Do zobaczenia wieczorem.Tylko się nie spóźnij.Pa!Zanim Pitt zdołał cokolwiek odpowiedzieć, karłowate autko wystrzeliło jak z procy, groźniewarcząc pomknęło drogą na północ i niczym burozielony cień zniknęło za grzbietem wzgórza.Ostatnią rzeczą, jaką widział Pitt, były powiewające na wietrze czarne włosy Teri.Upał zaczynał już potężnie doskwierać, Pitt zatem odwrócił się i ruszył w stronę lotniska.Naglezaklął, gdy w jego bosą stopę wbił się ostry kawałek skały; podskakując na jednej nodzewyszarpnął go z pięty i ze złością cisnął w krzaki porastające pobocze.Kiedy szedł z opuszczonągłową, obserwując teren, aby uniknąć kolejnych nieprzyjemnych przygód, dostrzegł ślady.Ktokolwiek je zostawił, nosił podbite ćwiekami buty.Pitt uklęknął i uważnie zbadał wgłębienia; gniewnie skrzywił usta, kiedy stwierdził, że śladybutów w kilku miejscach nakładają się na ślady bosych stóp jego i Teri.Ktoś więc śledził Teri.Osłoniwszy dłonią oczy, spojrzał w słońce: było jeszcze dość wcześnie, postanowił zatem zbadaćtrop.Kończył się w połowie ścieżki, a potem skręcał w stronę skał, by się wśród nich urwać; Pittpokonał chropawy grzbiet i podjął poszukiwania po jego przeciwległej stronie – trop wracał wstronę drogi, ale biegł teraz równolegle do ścieżki.Pitt był tak zaabsorbowany, że nie zwróciłnawet uwagi, gdy ciernista gałąź smagnęła go po ramieniu, wytaczając nitkę krwi.Ociekał potem,kiedy wdrapał się znowu na drogę.Po chwili ślady podbitych butów kończyły się bezpowrotnie,ustępując miejsca koleinom; na miękkim poboczu Pitt znalazł wyraźne wgłębienie, pozostawioneprzez oponę o dziwnym bieżniku, przypominającym mozaikę z brylantów.Nic znikąd nie nadjeżdżało, Pitt spokojnie więc rozłożył ręcznik na środku drogi, usiadł na nim iprzystąpił do myślowej rekonstrukcji przebiegu wydarzeń.Człowiek, który śledził Teri, zaparkował właśnie w tym miejscu, podszedł do jej samochodu, awreszcie podążył za nią ścieżyną; w połowie drogi usłyszał głosy, w ciemnościach skrył siępomiędzy skałami i stamtąd obserwował Teri i Pitta.Gdy się już rozjaśniło, niepostrzeżeniewrócił na drogę.Wszystko się zgadzało w tej trywialnej układance wyjąwszy fakt, iż wciąż brakło kilkuelementów.Kto i dlaczego śledził Teri? Pitt uśmiechnął się, gdy przyszła mu do głowynajprostsza z możliwych odpowiedzi: prawdopodobnie miejscowy podglądacz.Jeśli tak, facetowitrafiło się widowisko, o jakim zapewne nie marzył.Ale najbardziej niepokoił Pitta trzeci z brakujących elementów układanki.Przyprawiał o skurcz w żołądku i powodował, że znacząca całość wciąż nie mogła przybrać ostatecznego kształtu w jego logicznym umyśle.Pitt znów popatrzył na ślady opon: były zbyt duże, aby mógł je pozostawić zwykły samochód osobowy.Należały do znacznie masywniejszego pojazdu, powiedzmy ciężarówki.Pitt zmrużył oczy i zaczął kombinować ze zdwojoną intensywnością.Nie mógł usłyszeć nadjeżdżającej Teri, bo wtedy spał.A ciężarówka przypuszczalnie dotoczyła się na miejsce z wyłączonym silnikiem.Skupione spojrzenie Pitta powędrowało od śladów opon ku plaży, gdzie podpełzający coraz wyżej przybój zmywał wszelkie ślady pozostawione na piasku.Oceniwszy odległość pomiędzy drogą a brzegiem morza, Pitt uczynił próbę ujęcia problemu w taki sposób, w jaki swoim uczniom byłby go na pewno przedstawił nauczyciel piątej klasy.Ciężarówka znajduje się w punkcie A, dwoje ludzi zaś w odległym o dwieście metrów punkcie B.Dlaczego ludzie ci w ciszy poranka nie usłyszeli, jak włącza się silnik ciężarówki? Odpowiedź wciąż wymykała mu się z rąk, Pitt więc wzruszył tylko ramionami i dał za wygraną.Otrząsnął ręcznik z kurzu, zarzucił go na ramiona i pogwizdując "It's a Long Road to Tiperary" ruszył w stronę bazy opustoszałą drogą.Rozdział 3Młody jasnowłosy marynarz rzucił cumy i niewielki sześciometrowy welbot oderwał się ospaleod prowizorycznej przystani w pobliżu Lotniska Brady, by po błękitnym dywanie wody wziąćkurs na Pierwsze Podejście.Warkoczący czterocylindrowy silnik typu Buda popychał masywnąłódkę z szybkością ośmiu węzłów i zasnuwał pokład dieslowskim smrodkiem.Dochodziładziewiąta, słońce było coraz gorętsze, nawet najsłabsza bryza nie przynosiła ulgi…Pitt stał i spoglądał na uciekający do tyłu brzeg tak długo, aż przystań zmieniła się we wtopionypomiędzy fale przyboju brudny punkcik; wtedy wydźwignął swoich osiemdziesiąt pięćkilogramów na otaczający część rufową reling z metalowych rurek i usiadł na nim w taki sposób,że jego pośladki zawisły niepewnie nad białym spienionym kilwaterem.Siedząc w tej osobliwejpozycji czuł wibracje wału napędowego i widział, jak śruba przegryza się przez wodę.Welbotdzieliło od Pierwszego Podejścia zaledwie ćwierć mili, kiedy Pitt zorientował się, że młody marynarz zerka nań od steru z szacunkiem.–Zechce pan wybaczyć, sir, ale sprawia pan wrażenie człowieka obytego z takimi łódkami –powiedział wreszcie.– Roztaczał intelektualną aurę i wydawało się, że ma wykształcenieakademickie.Był mocno opalony egejskim słońcem, a oprócz szortów nosił jedynie długą, żółtą irzadką brodę.Pitt, aby nie stracić równowagi, otoczył ramieniem słupek lampy sterowej, drugą ręką zaś wyjął z kieszonki na piersi pudełko papierosów.– Pływałem podobną łajbą, kiedy byłem w ogólniaku -odparł lekko.–To pewnie mieszkał pan gdzieś nad morzem.–W Newport Beach, w Kalifornii.–Bombowe miejsce.Nieustannie tam jeździłem, kiedy u Scrip-psa w LaJolla robiłem kurs podyplomowy.– Skrzywił usta w lubieżnym uśmiechu.– Rany! Cóż to była za meta na dziewczyny! Musiał pan mieć niezły ubaw, skoro pan tam dorastał.–Na pewno ze swoim pokwitaniem mogłem trafić gorzej – odrzekł Pitt i korzystając z okazji, że młody człowiek rozkrochmalił się, szybko zmienił temat.– Niech pan powie, co to za problemy macie z programem?–Przez dwa pierwsze tygodnie wszystko szło jak po maśle, ledwie jednak znaleźliśmy obiecujący teren, zaczęły się potknięcia i odtąd idzie nam jak kurwie w deszcz.–Na przykład?–Przeważnie awarie sprzętu – zerwane przewody, popsute albo zaginione części zamienne,kłopoty z generatorem, rozumie pan, takie tam historie.Zbliżali się już do Pierwszego Podejścia, młody człowiek zatem na powrót zajął się sterem i ustawił welbota równolegle do trapu.Pitt wstał i szacującym spojrzeniem obrzucił statek.Wedle standardów żeglugowych, był małą jednostką: osiemset dwadzieścia ton wyporności, trzydzieści sześć metrów długości.Zbudowany w rotterdamskiej stoczni jeszcze przed wojną, pełnił pierwotnie funkcję holownika oceanicznego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates