[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rybałtowska BarbaraSzkoła pod baobabemSaga cz.21Mojej niezwykłej Matce książkę tę poświęcam.ROZDZIAŁ PIERWSZYKonwójJeszcze tylko trzy dni i będę mogła biegać po gorącym piasku razem z innymi dziećmi.Wrócę do mamy, którą teraz mogę widywać tylko z daleka.To miejsce, gdzie jestem, nazywają kwarantanną.Bo my wszyscy chorujemy na jakąś zakaźną chorobę oczu.Właściwie to już jesteśmy prawie zdrowi, ale mieszkamy tu wciąż za drutami, żeby nie zarazić innych.Już czuję się dobrze, zeszła opuchlizna z powiek i oczy nie bolą.Dziś dostałam ciemne okulary, a za trzy dni mama mnie stąd zabierze!Odwiedziny są o czwartej.Zanudzam siostrę ciągłym dopytywaniem się o godzinę.Nareszcie jest za dziesięć czwarta.Ustawiam się przy drewnianej barierce.Za barierką są jeszcze kolczaste druty, za nimi druga barierka i dopiero za tą drugą stoi mama.Ciekawa jestem, po co są te kolczaste druty? Może po to, żeby zarazki się o nie kaleczyły?A może po to, żeby nie przychodziły tu szakale? Do obozu pod Karaczi, RSgdzie mieszkałam z mamą, zanim nie dostałam zapalenia oczu, często w nocy przychodziły szakale.Czasem wchodziły do namiotów, myszkowały, wykradały jedzenie, a raz nawet kogoś pogryzły.Ja się ich nie boję, bo do naszego namiotu nie zaglądały, ale nie lubię słuchać, jak wyją.Czasem zawodzą jak dzieci i wtedy tak mi straszno, że wolałabym chyba, żeby mnie taki ugryzł i nie darł pyska.Myślę sobie o szakalach i nawet nie zauważyłem, kiedy nadeszła mama.- Dzień dobry, Kasiu! Skąd masz takie piękne okulary?- Od pana doktora.Och, mamusiu! Mam dla ciebie nowinę!- Coś dobrego?- Tak.Wiesz, mamusiu, jestem zuch, bo z oczami już wszystko dobrze i za trzy dni wychodzę stąd! Tak powiedział pan doktor!- Naprawdę? Bardzo się cieszę!Między jedną a drugą barierką jest taka duża przerwa, że trzeba głośno krzyczeć, żeby się usłyszeć, zwłaszcza że rozmawia wiele osób i wzajemnie się zagłuszają.2Zanim zdążyłyśmy wszystko sobie powiedzieć, odwiedziny się skończyły.Mama kupiła mi nowe buty.To nie są sandały, będą więc wygodne do biegania po piasku, który w słońcu jest taki rozpalony, że parzy w stopy.Bardzo się cieszę, że niedługo wyjeżdżamy z Karaczi.Mama mówi, że to jest pechowe miejsce.Przez te upały panują tu różne choroby i jest głód.Bardzo trudno w mieście kupić coś do jedzenia, gdyż nie było w tym roku urodzaju.W przyszłym roku też chyba nie będzie, bo na domiar złego w lecie był jeszcze nalot szarańczy.Ludzie, którzy tu mieszkają, są bardzo chudzi, mają olbrzymie, czarne oczy i ciemną skórę.Czasem przychodzą do obozu, wyciągają ręce i proszą: „Mama, daj koleba", co ma znaczyć: „mama, daj chleba".Ktoś ich nauczył tych słów po polsku.Wołają tak do mężczyzn, kobiet i dzieci.Jednak brzmi to jakoś po hindusku, bo wymawiają te słowa, jakby je śpiewali, jakoś miękko i melodyjnie.Przy tym przechylają na bok głowę i tak smutno patrzą ogromnymi, wilgotnymi oczyma, aż mi przykro, że nie jestem dorosła i nie mogę zdobyć dla nich dużo „koleba".Wszystkim tu jest smutno, dlatego z radością stąd wyjedziemy.Jestem już w obozie, ale mama się boi, że zachoruję na czerwonkę, bo teraz jest taka epidemia.Mama mówi, że tylko ciągle liczy dni do RSwyjazdu, ale ja nie mam tyle cierpliwości, żeby bez przerwy te dni liczyć, i wolę się bawić z dziećmi albo biegać.Nie wolno mi jednak za często wychodzić z namiotu, żeby niesiony z wiatrem piasek nie zasypał mi oczu, o które muszę teraz dbać.Jeszcze dwa tygodnie byliśmy w Karaczi i ani mama, ani ja nie chorowałyśmy.Kiedy odjeżdżaliśmy do Bombaju, doktor pozwolił mi już zdejmować okulary, ale jeszcze je nosiłam prawie przez całe dnie, bo nie mogłam przyzwyczaić się do blasku słońca.W Bombaju bardzo długo czekamy na nasz statek.Ciągle jakieś statki przybijają, ale nikt nie wie, kiedy przypłynie ten, który zawiezie nas do Afryki.Mama mówi, że nas tu zupełnie zmarnują.Koczujemy w takiej ogromnej hali bez łóżek.Kiedyś był tu magazyn towarowy, a teraz dużo ludzi z różnych transportów czeka na statki.Mama w nocy nie śpi, tylko pilnuje mnie i bagaży.Rano jest bardzo zmęczona i ciągle drzemie.Przedtem zawsze prosi mnie, żebym się nie włóczyła, i prosi jedną panią, która siedzi obok nas, żeby mi nie pozwalała odchodzić.Ja się wcale nie 3chcę włóczyć, bo nie lubię robić na złość mamie, tylko że ta pani mnie wcale nie pilnuje.Ledwie mama zaśnie, to ona też zamyka oczy i czym prędzej zasypia.Wtedy jest mi bardzo smutno, nudzi mi się, nie mam z kim rozmawiać.Nie mogę przecież całymi dniami gadać do misia, który jest trochę głuchy, bo ma urwane jedno ucho.Wychodzę więc nad morze, żeby zobaczyć, czy nie przypłynął nasz statek.A w porcie jest tyle ciekawych rzeczy, że zapominam o obiecanym powrocie.Wczoraj włóczyłam się dosyć długo i dostałam lanie.Moim zdaniem zupełnie niesłusznie.To było tak: Idąc wzdłuż brzegu doszłam do miejsca, gdzie nie przybijają statki, tylko stoi stale jeden bardzo stary i ciągle go naprawiają.Zaraz za tym statkiem była płytka woda, w której kąpały się hinduskie dzieci.Mama nie pozwala mi wchodzić do wody, ale pomyślałam sobie, że chyba będzie zadowolona, jeśli wrócę wykąpana, bo nie będzie mnie musiała myć polewając z garnuszka.Zdjęłam więc sukienkę i wskoczyłam do wody, na wszelki wypadek w butach, bo zawsze bałam się, że na bosaka wejdę na szkło.Kąpiel była wspaniała.Trwała chyba dosyć długo, ale było tak wesoło, że nie chciało mi się wychodzić na brzeg.Niektóre Hindusiątka, chociaż takie małe jak ja, umiały pływać.Ja też udawałam, że pływam, skakałam na jednej nodze albo podpierałam się rękami, ale cała prawie byłam na RSwierzchu i to wyglądało tak, jakbym naprawdę płynęła.Raz napiłam się trochę wody i omal nie zwymiotowałam, taka była gorzka i niesmaczna.Potem zaczęliśmy się bawić, kto kogo mocniej ochłapie.Jeden chłopiec napryskał mi okropnie w oczy.Bardzo mnie piekły i zaczęłam głośno płakać, bo myślałam, że znowu zachoruję na to wirusowe zapalenie oczu.Dzieci się zmartwiły i przestały chlapać, więc nie wyszłam z wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates