[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechała się często i spuszczała skromnie wzrok.Poza nią Havard zwracał się tylko do Vangsvika.Mali siedziała jak na szpilkach, czując wyraźnie, jak Martinus Krokvik zostaje odsunięty w cień.Kopnęła męża pod stołem.- Mam ci coś podać, kochanie? - spyta! uprzejmie, ale w jego oczach widziała zbójecką radość.- Czegoś ci potrzeba?Żebyś wiedział! Jak on może się tak zachowywać, pomyślała.Jednocześnie żadnego nietaktu nie mogła mu zarzucić: był dowcipny, uważny i zainteresowany gośćmi - z wyjątkiem Krokvika.Gdy wstali od stołu, Krokvik wspomniał, że chętnie obejrzałby gospodarstwo.- Mam nadzieję, że mogłaby nas pani po nim oprowadzić, Mali Stornes - powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu.- To wspaniały dwór.My z miasta rzadko mamy okazję składać taką wizytą.- Nie, nie, ja z największą chęcią to zrobię - zaoferował się Havard wylewnie.- Mali pokazała już państwu swoje królestwo, a przed kolacją powinna pewnie tu czegoś doglądać.Jeśli państwo nie pogardzą moim towarzystwem, zapraszam!Krokvik poczerwieniał i odchrząknął.Olina uśmiechnęła się szeroko, a Vangsvik pokiwał głową i rzekł:- Tak, chyba najlepiej będzie, gdy gospodarz oprowadzi nas po swoim królestwie.Z chęcią przyjmujemy pana propozycję.Gdy drzwi się zamknęły, Ane wybuchnęła tłumionym śmiechem.- Ależ Havard dal sobie radę z tym natrętnym panem! Rozumiem go dobrze.Ten Krokvik nie ma za grosz poczucia przyzwoitości.Siedział i pożerał cię spojrzeniem, i dotykał przy byle okazji.W dodatku w obecności żony.Wstyd! Ale się przeliczył z Havardem!- Nie wydaje mi się, że można tak się zachowywać wobec przewodniczącego rady parafialnej - rzuciła Mali, sprzątając ze stołu.- Narzucał się, też tak myślę, ale potrafię obronić się sama.- Dobrze mieć męża, który reaguje na coś takiego - upierała się Ane.- Należało usadzić tego impertynenta!Wieczór mimo wszystko można było uznać za udany.Havard został w domu i nie opuszczał Mali ani na krok, by wiadomo było, do kogo należy.Było to niemal śmieszne.- Zachowywałeś się niemożliwie - stwierdziła Mali, gdy wreszcie weszli do sypialni po zaprowadzeniu gości do ich pokoi.- Gdybym nie dostała zamówienia na te dwie prace, zanim się pojawiłeś, pewnie nic by z tego nie wyszło.- O, tak - odparł Havard, spokojnie ściągając buty.- Chodziło o to, że ten Krokvik chciałby dostać coś jeszcze poza dwoma kilimami z motywami biblijnymi.- Ale bzdury - Mali ściągnęła bluzkę przez głowę.- Kobiety interesują się tobą, a ja nic sobie z tego nie robię.A jeśli jakiś jeden spojrzy na mnie dwa i trzy razy, to ty.- Nic sobie nie robisz? - Havard objął żonę i przyciągnął do siebie.- Wydaje mi się, że pamiętam pewną kobietę, rozzłoszczoną i płaczącą, gdy tylko ktoś na mnie spojrzał.I nawet zastanawiałaś się, czy cię nie zdradziłem.O nie, Mali Stornes, ja nie jestem nawet w połowie tak zazdrosny jak ty! Rozumiem mężczyzn, którzy na ciebie patrzą wilgotnym spojrzeniem.Nie znoszę tylko, gdy obłuda stanowi przykrywkę dla czystej żądzy.- Havard, ciszej - Mali położyła mu palec na ustach.Zaśmiał się cicho i leciutko ugryzł ją w ten palec.Ujął jej twarz w swoje dłonie i spojrzał głęboko w oczy.- Teraz może sobie leżeć w swoim pokoju i cierpieć - wykrzywił się zabawnie, biorąc ją na ręce.- Bo teraz usłyszy, że to ja dostanę tę, za którą wypatrywał oczy przez cały dzień.Havard zachowywał się jak rozdokazywany chłopak.Z impetem rzucił ją na łóżko, aż zajęczały sprężyny, i ściągnął ubranie z ich obojga.Mali próbowała go odepchnąć.- Mogą nas usłyszeć - wyszeptała.- Havard, zachowuj się jak człowiek!- Zachowuję się jak twój mąż - powiedział żartobliwie i zaczął gładzić jej nagie ciało.Jego ciepłe usta przesunęły się ostrożnie po jej piersiach i brzuchu.Mali wbrew swojej woli pod wpływem przyjemności wciągnęła głośno powietrze.Przestraszona, zakryła dłonią usta.Havard złapał razem jej ręce i przytrzymał nad jej głową, podczas gdy drugą ręką pieścił tak, że aż jęczała z rozkoszy.- Chcesz? - spytał z uśmiechem.W oczach miał iskierki.- Tak - wydyszała.- Chcę, chcę!Aż drżała z podniecenia.Nawet okoliczności ją podniecały: zazdrość i stanowcze postępowanie Havarda, świadomość, że goście naprawdę mogą ich słyszeć.Gdy doszła do szczytu rozkoszy, z gardła wydarł jej się stłumiony krzyk.Zacisnęła nogi na plecach swojego mężczyzny i jęczała.Przez chwilę leżała oszołomiona, oddychając ciężko.Boże jedyny, co też narobili! Musiało ich być słychać w całym domu!- Havard.- Mali na pół usiadła w łóżku, czerwona, spocona i zażenowana, i chwyciła go za włosy.- To tutaj.- Było wspaniałe - pocałował ją z uśmiechem w czubek nosa.- W każdym razie dla mnie.Dla ciebie chyba też niezgorsze, co?- Ale co oni sobie pomyślą.- Że może mimo wszystko nie jesteś zbyt dobra w motywach biblijnych - zaśmiał się, przyciągając ją do siebie.ROZDZIAŁ 4Wrzesień przeszedł w październik, a ładna pogoda nadal się trzymała.Dni były jasne od słońca, wody fiordu czarne i błyszczące niczym lustro, a kolory roślin tak piękne, że zapierały dech w piersiach.Ale na pewno niezadługo nadejdzie ponura część jesieni z wiatrami, deszczem, zimnem i śniegiem.Należało się cieszyć każdym dniem dobrej pogody, póki trwała.Wczesnym rankiem Mali stała przy oknie sypialni.Havard już wyszedł, a ona właśnie skończyła karmić Dorbet i odłożyła ją ostrożnie do łóżka.Córeczka spała jak mały aniołek.Mali napawała się chwilą spokoju.Tak wcześnie rano mała Dordi Beret nie zawsze była nastawiona przyjaźnie do świata.Mogła krzyczeć tak, że aż drżały ściany.Mali dziwiło, że pozostałych dzieci nie budziły jej krzyki, ale tak było.Spały i schodziły na śniadanie po ósmej, chyba że była szkoła.Wtedy Sivert musiał wstać wcześniej.Trudno go było dobudzić, zawsze mruczał niezadowolony i odwracał się do ściany, gdy Mali mówiła, że pora wstawać.Zwykle tak to przeciągał, że w końcu musiał biec z chlebem w jednej ręce, a drugą ocierał mleczne wąsy.Wzrok Mali przebiegł po górach, zabudowaniach po drugiej stronie fiordu i zatrzymał się na brzegu.Widok szopy na łodzie nie sprawiał jej już bólu.Już na początku lata odkryła, że szopa straciła swoją magiczną siłę.Przypominała jej teraz starą, lekko wyblakłą fotografię, na którą mogła patrzeć bez bolesnych myśli lub dokuczliwej tęsknoty.Owinęła się szalem i usiadła na krześle.Nareszcie czuła spokój duszy, zupełnie jakby ktoś zdjął ogromny ciężar z jej ramion.Oczywiście nadal istniała Helga i to, co jej przekazał stary Gjelstad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates