[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– zawiesił głos, zastanawiając się nad czymś.– To dziwne.Ta butelka wydaje mi się znajoma.– Czy widziałeś już ją wcześniej? – Ben chciał wiedzieć od razu.Czarodziej zmarszczył brwi.– Nie jestem pewien.Odnoszę wrażenie, że gdzieś już ją widziałem, a jednocześnie coś mi mówi, że muszę się mylić.– Nie mogę tego zrozumieć.– Wiesz co, gwiżdżę na tę butelkę – oznajmił dość niegrzecznie Ben – ale interesuje mnie Abernathy i medalion.– Znajdźmy zatem sposób, żeby on i medalion wrócili tutaj.Rób, co chcesz, Questorze, ale mają się tutaj znaleźć jak najszybciej.To ty jesteś odpowiedzialny za cały ten bałagan.– Zdaję sobie z tego sprawę, panie.Nie trzeba mi o tym przypominać.Nie moja to jednak wina, że Abernathy próbował wydostać się ze sfery oddziaływania zaklęcia, że pył powiał na moją twarz, kiedy starałem się go zatrzymać, i że z tego powodu kichnąłem.Czary przebiegłyby zgodnie z planem, gdybym nie.Ben odrzucił to wyjaśnienie niecierpliwym gestem.– Po prostu musisz go znaleźć, Questorze.Questor Thews ukłonił się pokornie.– Tak jest, panie.Zacznę od razu! – Odwrócił się i rozpoczął poszukiwania od pokoju, w którym się znajdowali, mówiąc jakby do samego siebie: – Może wciąż znajduje się w Landover; zacznę poszukiwania tutaj.Myślę, że Abernathy na razie powinien być bezpieczny, nawet jeśli nie odnajdziemy go od razu.Nie chodzi mi o to, że coś mu zagraża, najjaśniejszy panie – dodał, odwracając się pośpiesznie do tyłu.– Nie, nie.Mamy czas.– Zaczął znowu mruczeć do samego siebie.– Do licha! To kichnięcie to nie była moja wina! Czary miałem doskonale opanowane, a.ach, jaki ma sens ciągłe roztrząsanie tego.Zacznę szukać i już.Był już prawie za drzwiami, kiedy Ben krzyknął za nim:– Nie chcesz tej butelki?– Co? – Questor spojrzał za siebie, po czym energicznie potrząsnął głową.– Może później.Na razie jej nie potrzebuję.Nadal wydaje mi się jakoś znajoma.Dziwne.Szkoda, że nie mam lepszej pamięci do takich rzeczy.Cóż, nie ma to chyba wielkiego znaczenia, skoro nie mogę przywołać nawet najbledszego wspomnienia.Po chwili już go nie było.Zniknął, mrucząc wciąż coś pod nosem – donkiszot z Landover, szukający smoków, a znajdujący jedynie wiatraki.Ben odprowadzał go wzrokiem, który zdradzał tłumioną frustrację.Trudno było myśleć o czym innym niż o zaginięciu medalionu i o zniknięciu Abernathy’ego, ale tak w jednym, jak i w drugim wypadku nie można było nic zrobić przed powrotem Questora.W czasie gdy Willow poszła do ogrodu narwać świeżych kwiatów, by przyozdobić stół do obiadu, a koboldy powróciły do swoich dworskich zajęć, Ben zmusił się, aby rozpatrzeć do końca najnowszą skargę gnomów dodomów.Zadziwiające, ale gnomom nie zależało już tak bardzo na wyjaśnieniu tej sprawy.– Powiedzcie mi wszystko, czego jeszcze nie słyszałem od was o trollach – polecił im Ben, oczekując z rezygnacją na najgorsze.Usadowił się na swoim krześle wyraźnie znużony.– Jakaż to piękna butelka, władco – powiedział zamiast tego Fillip.– Bardzo ładna – zawtórował mu Sot.Dajcie spokój butelce – poradził im Ben, przypominając sobie po raz pierwszy od wyjścia Questora, że ona wciąż tam jest, stoi w miejscu, w którym ją postawił.Spojrzał na nią z rozdrażnieniem.– Chętnie bym o niej zapomniał.– Ale my nigdy nie widzieliśmy takiej jak ta – nalegał Fillip.– Nigdy – przyznał Sot.– Czy możemy jej dotknąć, najjaśniejszy panie? – zapytał Fillip.– Prosimy – błagał Sot.Ben popatrzył na nich z furią.– Myślałem, że jesteśmy tutaj, aby przedyskutować sprawę trolli.Wydawało mi się, że wcześniej bardzo wam na tym zależało.Wręcz domagaliście się tego.Teraz już to was nie obchodzi?Fillip spojrzał ukradkiem na Sota.– Ależ zależy nam, wielki władco.Trolle obeszły się z nami wyjątkowo źle.– Zatem kontynuujmy.– Ale na razie trolli nie ma i nie będzie ich przez najbliższy czas, a butelka znajduje się tutaj, tuż przed nami, więc czy możemy potrzymać ją przez chwilę, wielki władco, tylko przez chwilę?– Możemy, potężny królu? – powtórzył prośbę Sot.Ben chciał chwycić butelkę i grzmotnąć ich po głowach.Zamiast tego jednak podniósł ją i im wręczył.Było to o wiele prostsze niż kłótnia z nimi.– Tylko uważajcie – ostrzegł ich.Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że niepotrzebnie się martwił.Butelka miała grube szkło i wyglądało, że może sporo wytrzymać.Mogło się wydawać, że jest zrobiona z czegoś więcej niż tylko ze szkła – może nawet z metalu.Pewnie z powodu farby, pomyślał.Gnomy dodomy pieściły i głaskały butelkę, jak gdyby była ich największym skarbem.Tuliły ją i ściskały.Kołysały nią jak małe dziecko.Ich brudne łapy błądziły po jej powierzchni w sposób prawie zmysłowy.Ben poczuł odrazę.Spojrzał w stronę ogrodu na Willow i pomyślał o pójściu do niej.Cokolwiek by zrobił, byłoby to lepsze od siedzenia tutaj.– To co, koledzy? – przerwał w końcu.– Skończmy z tymi trollami, dobrze?Fillip i Sot utkwili w nim wzrok.Dał im ręką znak, żeby oddali mu butelkę, co w końcu dość niechętnie zrobili.Ben postawił ją ponownie obok siebie.Gnomy ociągały się przez moment, po czym wróciły do swojej skargi na trolle.Robiły to jednak bez entuzjazmu.Ciągle zerkały na butelkę, aż w końcu zupełnie porzuciły temat trolli.– Wielki władco, czy moglibyśmy dostać tę butelkę? – zapytał nagle Fillip.– No właśnie.Moglibyśmy? – zapytał Sot.– Po cóż wam ona? – zdziwił się Ben.– To cenna rzecz – odrzekł Fillip
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates