[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Kapusta była zwiędnięta! I tak nikt by ani główki nie kupił, sam Mateusz wie dobrze!Mateusz odpowiedział.Wszyscy co czcigodniejsi święci Prowansji zostali wmieszani do tej sprzeczki; w końcu Mateusz zażądał w zamian bodaj koziego sera.Wobec tego Angelina zażądała reszty kapusty z kosza.Paquita pożarła wszystko i cała sprawa skończyła się, na szczęście, na wesoło, czemu w ten piękny zimowy dzień przyświecał blask na szczytach gór.Janek zostawił Sebastiana u wejścia na plac i poszedł pomóc siostrze.Na to tylko czekała grupa chłopaków.Otoczyli Sebastiana.Antek, przywódca kompanii, zaczął:– Raz – Sebastian! Dwa – Cygan!A za nim, skandując, zagrzmiała reszta:– Se-bas-tian to Cy-gan! Se-bas-tian to Cy-gan!Otaczali go kołem, a on rozpychał ich pięściami, głową, nie odpowiadając jednak ani słowem.Jego mała buzia stwardniała z wściekłości i dumy.Jakiś mężczyzna o mało nie upuścił niesionego towaru i krzyknął:– Hej, wy tam, przestaniecie się bić?! – po czym dodał, biorąc cały targ na świadka: – Widzieliście no takich małych Belzebubów!.Istne nieszczęście!Ale nie powiedział, czy tym nieszczęściem było, że mały chłopiec poszturchiwał całą zgraję wyrostków, czy też, że to oni byli bez litości, gdy instynktownie wystąpili gromadnie przeciw temu, który różnił się od nich.Człowiek poszedł dalej, Antek znów zaczął:– Powiedz mi, Sebastianie, czy twoja kózka ciągle jeszcze choruje?Na to wszyscy wybuchnęli śmiechem, a wśród radosnych pisków i poszturchiwania się łokciami ktoś wykrzyknął:– Wiecie, on latał do doktora Wilhelma, żeby leczył jego kozę!– Ty ośle, nie słyszałeś nigdy o weterynarzu?– Robisz jej kompresy?– A do łóżka ją położyłeś?Gdy tylko zaczęły się te docinki, Sebastian przestał się przepychać.Stał nieruchomo i patrzył na swych prześladowców kolejno, uważnie, z pogardą, nie odpowiadając na drwiny.Oni zaś, podrażnieni tą dumą, tą obojętnością malca, który nic sobie nie robił z ich liczebnej przewagi, zbliżali się coraz bardziej, coraz bardziej zacieśniając krąg wokół niego.Wówczas, pochylając głowę, jak to robiła jego koza, Sebastian powiedział:– Z drogi, śpieszy mi się.Wobec tego natarcia szereg rozstąpił się.– Nie zapomnij przesłać nam nowiny, Cyganie!I wreszcie ostatnia strzała.– Nie masz z czego być taki dumny, ty! Ale Sebastian, przerwawszy otaczający go krąg, biegł teraz przez plac, w stronę kościoła.– Znowu się biłeś! – powiedziała Angelina, surowym spojrzeniem obrzucając Sebastiana.Odwrócił się, zmierzył wzrokiem grupę uczniaków, którzy teraz, na wszelki wypadek, trzymali się z daleka: wszyscy wiedzieli, że Angelina nie zwykła namyślać się długo, a rękę miała zwinną, trafiała nią celnie.– Nie słyszałaś? Przezywają mnie Cyganem! Nie lubię tego.– Trzeba było nic im nie odpowiadać – powiedział Janek spokojnie.– Nie odpowiadałem, biłem się.Sebastian był wyraźnie zadowolony.Tymczasem z korzennego sklepu wyszła na chwilę Wiktoryna, jego właścicielka, i podeszła do Angeliny, by wybrać sobie koszyk.– Janek ma rację – wtrąciła, ważąc w ręku jeden z koszyków.– Takie tam zwykłe, dziecinne przekomarzania.Łobuzy i tyle! Nie przejmuj się nimi.Angelina odezwała się ze wzburzeniem:– Chyba nie uważa pani, żeby dla małego było to przyjemne!A ponieważ w obronie Sebastiana gotowa była bić się z całym światem, mruknęła do niego:– To się kiedyś źle dla nich skończy, jak ci będą dokuczać!.Masz, idź, kup mi cały kartonik guzików, białe nici i igły.Sebastian wytrzeszczył oczy tak, że stały się podobne do dwóch kulek agrestu.– Aż tyle?– Tyle, tyle.Czekaj, napiszę ci na papierku i uważaj, nie zgub pieniędzy.– Gdzie mam to kupić? – zapytał Sebastian, który wciąż wyraźnie nie dowierzał poleceniu.Wiktoryna, zrujnowawszy cały, misternie ułożony stos koszyków i mrucząc pod nosem, czy w ogóle warto któryś kupować, wybrała wreszcie najmniejszy.– O, ten wezmę – powiedziała.– Proszę – krótko ucięła Angelina.A tymczasem połechtana ambicja i duma wprost rozpierały Sebastiana! Angelina układała z powrotem koszyki w stos, tym razem nie patyczkując się z nimi i, starając się zachować spokój, tłumaczyła Sebastianowi:– Pójdziesz do Sydonii.da ci wszystko, czego potrzebuję.Sebastian, pełen godności, ruszył przez plac targowy.Stoisko Sydonii było z tyłu, za kościołem.– Hola! – zawołał Janek.– A nie kup czasem nugatów za te pieniądze! Angelinie potrzebne są nici i guziki!Sebastian ostentacyjnie wzruszył ramionami, by okazać, że ta niewczesna uwaga absolutnie go nie dotyczy, po czym wszedł bez wahania w sam środek bandy chłopaków, zaczajonych za jednym z występów kościelnego muru.I natychmiast ozwały się rytmicznie skandowane słowa:– Se-bas-tian to Cy-gan! Se-bas-tian to Cy-gan!.Ale tym razem stary Cezar stał akurat w pobliżu, rozmawiając z dwoma swymi znajomymi.– Uważajcie, żebym wam uszu nie poobrywał, szczeniaki! – krzyknął ostro.Mali dręczyciele zamilkli gwałtownie.A potem cała gromada rozpierzchła się i ulotniła w mgnieniu oka.– Słuchaj – spytała Wiktoryna półgłosem, jakby mówiła o czymś niedozwolonym – a co o tym wszystkim myśli.twój dziadek?– Czasem udaje, że nie słyszy, ale niech pani w to nie wierzy! Zresztą to nie pierwszy raz się przytrafia.– Widocznie dlatego Sebastian tak nie lubi schodzić do wsi – zauważył Janek.– Nieraz woli w sobotę zostać sam w domu na górze niż przyjść tu na targ.Wiktoryna potrząsnęła głową.– Hm.nie ma tego złego.to uczy go życia.– powiedziała praktycznie.– Masz, kochana, pieniążki za ten koszyk.Podała je Angelinie z pewnym wahaniem.– Drogi jest ten twój koszyczek! Angelina już miała na końcu języka jakąś szorstką odpowiedź, ale Wiktoryna stawała zawsze w obronie Sebastiana.Więc powiedziała tylko:– Ale! Niech pani znajdzie lepszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates