[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie przedawkował i zmarł.Może powinien spróbować z innym dzieciakiem, dać sobie jeszcze jedną szansę.Potrafił przekonująco mówić.Zawsze była to jego największa umiejętność, dzięki której potrafił wyciągnąć się z dowolnych niemal kłopotów.Powinien wrócić do baru, gdzie przerwał wczoraj i ponownie zagrać rolę kapitana.Miał dostać ładunek, drobne ścinki z handlu stacji – musiał tylko poczekać, by upewnić się, że nie przechwyci ich żaden z większych statków.I o ile pewien staruszek ograniczy opowieści do grona własnej załogi.Ale kiedy tak patrzył na jej oddalające się plecy, stwierdził nagle, że jedyne co liczy się dla niego obok Lucy, to ona.Lucy kontra Dublin Again.Mówiło się o nowych trasach otwierających się na Pell, o ponownym otwarciu Tylnych Gwiazd i handlu z Sol.Choć takie plotki pojawiały się właściwie co rok, tym razem miał wrażenie, że są nieco bardziej realne.Wojsko było poruszone.Statki odlatywały w tamtą stronę.Dublin leciał.Mają interesy, powiedziała, i nie chciała zdradzić nic więcej.Ta idea urzekła go i zarazem wstrząsnęła nim.W swoim życiu kochał dwie rzeczy – jedną z nich była Lucy, drugą sen o Allison Reilly.Przekonywał się, że Lucy jest ważniejsza, że może ją stracić, podczas gdy Allison Reilly dopiero poznał i nie mógł być jej pewien, miała zbyt wiele twarzy.Sytuacja z jego kontem nie była jeszcze beznadziejna – bywał już w gorszych kłopotach, a wciąż był w stanie odrobić straty.Powinien trzymać się tego co ma i nie ryzykować.Ale gdzie pójść i co robić? Nie mógł porzucić trasy Dublina, nie myśląc przy tym jak samotnie jest w przestrzeni kosmicznej.Przy każdym dokowaniu do stacji żyłby nadzieją, że kiedyś znów gdzieś natknie się na Dublin.Za rok czasu lokalnego – może go tu nie być.Może być.Bóg jeden wie gdzie.Albo zostanie złapany, złapią go i zrobią mu pranie mózgu, tak że nawet, widząc Dublin nie będzie nic czuł ani pamiętał.Lucy rozbiorą na części, robiąc z nim prawie to samo.Stał nieruchomo pośrodku doków, zwracając tym na siebie więcej uwagi niż kiedykolwiek miał na to ochotę, po czym gwałtownie ruszył w stronę biur, znów poruszając się z o wiele większym niż zazwyczaj pośpiechem.Na miejscu przywołał całą swoją elokwencję, by przekonać urzędnika, że z powodu pilnej wiadomości, którą dostał prywatnymi kanałami, musi natychmiast opuścić stację i polecieć na Voyagera.– Więc napełnijcie tylko zbiorniki – błagał urzędnika z desperacją obliczoną na danie mu poczucia władzy i przypomnienie, że Sandor według dokumentów reprezentuje Koncern Wyatt Star, który, jeśli nie zostanie odpowiednio potraktowany może wysłać raport w górę, biorąc opóźnienie za zniewagę.– Tylko tyle.Dajcie mi liofilizaty, bez mrożonek, jeśli to miałoby zająć zbyt dużo czasu.Będę gotował wodę ze zbiorników.Podłączcie tylko te kable i dajcie mi wylecieć.Zobaczył coś, czego prawie się spodziewał – otwarta dłoń, wprost w biurze.Oblał się potem na wspomnienie policji i rzędu okrętów wojennych zacumowanych zaraz obok biur, w strefie niebieskiej.Ni mniej, ni więcej, tylko dwa nosiciele pełne żołnierzy, którzy – podobnie jak mieszkańcy stacji – byli do siebie denerwująco podobni w wyglądzie i zachowaniu: piętno fabryk ludzi.Ale niezależnie czy byli szkoleni z taśm czy nie, czy byli obywatelami Unii czy nie, czasem pojawiała się otwarta dłoń.O ile nie była to policyjna prowokacja, co też było możliwe.Podniósł wzrok i spojrzał w oczy zupełnie oderwane od wysuniętej dłoni.– Załatwi mi pan zgodę banku, dobrze? – poprosił Sandor.– Naprawdę zależy mi na czasie.Będzie mógł pan to zrobić?Urzędnik wydął wargi i skonsultował się z komputerem, dokonując jakichś obliczeń.– Voyager, tak? Wie pan, że pańska rezerwa spadła do pięciu tysięcy? Spodziewam się przynajmniej dwu za pomoc.Zadygotał.To było niewiarygodne.Sięgając do dna i tak już chudego konta, jego następny ruch spowoduje naruszenie głównego funduszu KWS, a na pewno do tego dojdzie, jeśli doda się obecne opłaty dokowe.Istniała szansa, że tu wróci, ale to uruchomiłoby kontrole.Niemrawo kiwnął głową.– A więc pomoże mi pan z tym, dobrze? Naprawdę mi na tym zależy.Mężczyzna obrócił się i z biurkowej konsoli wystukał polecenie wydruku.Komputer wypluł formularz, który położył na kontuarze.– Niech pan wypisze na siebie.Dla wygody mogę wypłacić tutaj.– Naprawdę to doceniam.– Pochylił się nad formularzem i wypełnił go na siedem tysięcy, uśmiechając się boleśnie, gdy podawał go z powrotem, urzędnikowi, który wypłacił mu gotówkę ze stojącego za nim sejfu.Pieniądze Unii, nie żetony stacji, w banknotach po pięćset [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates