[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddychał ciężko, ale w jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień.Policjant jeszcze nie dobiegł, twarz miał zakrwawioną, gorączkowo wykrzykiwał coś do małego radiotelefonu.- Spocznijcie, żołnierzu - odezwał się Ryan.Starał się nadać swoim słowom zdecydowane brzmienie, ale nie wypadło to zbyt przekonująco.- Jesteśmy po tej samej stronie.Dwóch łobuzów mamy już z głowy.Twarz gwardzisty nie zmieniła wyrazu.Nie było wątpliwości: chłopak to zawodowiec.Ryan miał wrażenie, że słyszy jego myśli: jeden ruch i bagnet przebije cel na wylot.Jack był w takim stanie, że nie zdołałby uniknąć nawet pierwszego pchnięcia.- Tatotatotato! - Ryan odwrócił głowę i ujrzał swoją córkę biegnącą ku niemu wzdłuż rzędu samochodów.Mała zatrzymała się, rozszerzonymi z trwogi oczyma ogarniając rozgrywającą się przed nią scenę.Następnie przypadła do ojca i objąwszy oburącz jego nogę, krzyknęła w stronę gwardzisty.- Nie ruszaj mojego taty!Zdziwiony żołnierz spoglądał to na córkę, to znów na ojca, kiedy pojawiła się Cathy.Zbliżyła się ostrożniej niż Sally, z daleka pokazując puste dłonie.- Jestem lekarzem - oznajmiła - ten człowiek jest ranny i wymaga mojej pomocy.Proszę więc natychmiast opuścić broń! - Mówiła rozkazującym tonem, jakby zwracała się do pacjenta w swoim szpitalu.Policjant chwycił gwardzistę za ramię, coś do niego powiedział i chociaż Jack nic z tego nie zrozumiał, spostrzegł, że żołnierz wyraźnie się rozluźnił.Jego broń zmieniła położenie.Zbiegało się coraz więcej policjantów.Z wyciem syreny nadjechał biały samochód.Nareszcie wszystko zaczynało toczyć się normalnym trybem.- Ty wariacie! - Z zawodowym spokojem Cathy oglądała zranione ramię.Na nowym garniturze Jacka widniała ciemna plama.Materiał z szarego zrobił się purpurowy.Ryan trząsł się teraz na całym ciele, a ciężar uczepionej jego nogi Sally sprawił, że chwiał się na nogach.Cathy ujęła go za prawą rękę i ostrożnie posadziła na jezdni, opierając o bok samochodu.Odchyliła marynarkę i delikatnie dotknęła zranionego miejsca.Jackowi ten dotyk wcale nie wydał się delikatny.Cathy wyjęła mu z wewnętrznej kieszeni chusteczkę i przycisnęła do rany.- Nie wygląda to zbyt dobrze - mruknęła do siebie.- Tato, jesteś cały zakrwawiony! - Sally nerwowo wymachiwała rękami, ruchem który przywodził na myśl trzepotanie skrzydeł przestraszonego pisklęcia.Stała o krok od ojca i Jack chciał wyciągnąć do niej rękę, pogłaskać, powiedzieć że już wszystko w porządku, ale ten krok w tej chwili mógł równie dobrze liczyć tysiąc kilometrów.A to, co czuł w lewym ramieniu, mówiło mu, że istotnie nie jest z nim zbyt dobrze.Wokół Rollsa kręciło się już około dziesięciu zasapanych policjantów.Trzej z nich z pistoletami w dłoniach obserwowali gromadzący się tłum gapiów.Od strony pałacu nadbiegli jeszcze dwaj żołnierze w czerwonych kubrakach.Do Ryanów zbliżył się sierżant policji, ale zanim zdążył otworzyć usta, Cathy warknęła rozkazująco:- Proszę natychmiast wezwać karetkę!- Już jest w drodze, proszę pani - zadziwiająco grzecznie odparł sierżant.- Może pozwoli pani nam się nim zająć?- Jestem lekarzem - odpowiedziała krótko.- Ma pan nóż? Sierżant odwrócił się, zdjął bagnet z karabinu gwardzisty i pochylił się, aby pomóc Cathy.Przytrzymywała marynarkę i kamizelkę, a sierżant ciął materiał.Potem rozcięli koszulę, odsłaniając ramię.Przez ten czas chusteczka całkowicie przesiąkła krwią.Cathy odjęła ją od rany i cisnęła na bok.Jack zaczął protestować, ale usłyszał:- Zamknij się, Jack.- Cathy spojrzała na sierżanta i ruchem brody wskazała Sally.- Proszę ją stąd zabrać.Sierżant skinął na gwardzistę, który zbliżył się i wziął dziewczynkę na ręce.Odszedł kilka kroków, trzymając ją delikatnie przy piersi.Jack widział, że mała płacze żałośnie, ale miał wrażenie, że to wszystko dzieje się gdzieś daleko od niego.Czuł, że skóra pokrywa się zimnym potem.Szok?- Cholera - burczała pod nosem Cathy.Sierżant podał jej zwój grubego bandaża.Przyłożyła go do rany, lecz zanim zdążyła umocować, gaza zrobiła się czerwona.Ryan jęknął.Miał wrażenie, że ktoś wbija mu topór pod łopatkę.- Jack, coś ty, do diabła, próbował zrobić? - zapytała przez zaciśnięte zęby Cathy, ciągle borykając się z węzłami bandaża.Nagły gniew pomógł Jackowi zapomnieć na chwilę o bólu.- Ja nie próbowałem - warknął.- Do kurwy nędzy, ja to zrobiłem.- Wypowiedzenie tych słów kosztowało go niemal resztę sił.- Jasne - mruknęła Cathy.- Krwawisz jak świnia, Jack.Robiło się coraz ciaśniej.Ludzi przybywało.Wyglądało to tak, jakby wokół Rollsa skupiło się ze sto wyjących syrenami radiowozów, z których wyskakiwali policjanci w mundurach i po cywilnemu.Jakiś policjant, sądząc po naszywkach, oficer, wykrzykiwał rozkazy.Wszystko to było frapujące.Ryan miał uczucie, że siedzi w kinie, że ogląda coś, co dotyczy kogoś zupełnie innego.Widział siebie, opartego plecami o drzwi Rollsa, z koszulą przesiąkniętą czerwienią, jakby wylano na niego kubeł farby.Cathy, rękami czerwonymi od krwi, wciąż próbowała prawidłowo ułożyć bandaż.Jego córka połykała łzy w ramionach rosłego gwardzisty, który bodajże śpiewał jej jakąś piosenkę w nieznanym Jackowi języku.Sally wpatrywała się w ojca wzrokiem pełnym rozpaczliwej udręki.Cała ta scena przez chwilę wydawała się Jackowi dziwnie nierzeczywista i niesłychanie zabawna, ale kolejna fala bólu natychmiast sprowadziła go na ziemię.Policjant, który najwyraźniej objął dowodzenie akcją, sprawdził rozstawienie uzbrojonych ludzi wokół Rollsa i podszedł do Ryanów.- Sierżancie, przesuńcie tego człowieka.Cathy uniosła wzrok i warknęła ze złością:- Cholera, otwórzcie z drugiej strony.On krwawi.- Tamte drzwi są zablokowane.Proszę mi pomóc.Kiedy pochylali się nad nim, Ryan słyszał coraz bliższy odgłos syreny innego rodzaju.We trójkę zdołali przesunąć go o około pół metra i oficer otworzył drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates