[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie rób tego - szepczę jej do ucha, we włosy.- Nie rób mi tego.Nie teraz.Odwraca ode mnie twarz.- Jeśli nie zrobię tego teraz, nigdy nie będę umiała tego zrobić.Wstaje i próbuje odejść, ale ja przyciągam ją do siebie, obejmuję w talii, przyciskam twarz do jej brzucha.- Proszę.Głaszcze mnie po włosach, po szyi, a potem pochyla się i całuje mnie w czubek głowy.- Czuję się strasznie, Will - szepcze.- Potwornie.Ale nie mogę rozpocząć życia, do którego nie jestem przygotowana, tylko dlatego, że mi ciebie żal.Przyciskam czoło do jej bluzki i zamykam oczy, starając się zrozumieć jej słowa.Powiedziała, że jest jej mnie żal?Puszczam ją i odrywam głowę od jej brzucha.Ona także opuszcza ręce i robi krok w tył.Wstaję i podchodzę do drzwi, a potem je otwieram, pokazując jej, że powinna już iść.- Twoja litość to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję - stwierdzam, patrząc jej prosto w oczy.- Will, proszę, nie - mówi błagalnym tonem.- Proszę, nie wściekaj się na mnie.Patrzy teraz na mnie oczami pełnymi łez.Kiedy płacze, w jej oczach pojawia się jakiś głębszy, ciemniejszy odcień granatu.Powiedziałem jej kiedyś, że są tego samego koloru co ocean.Ale w tej chwili mam wrażenie, że zaczynam pogardzać oceanem.Odwracam się i mocno chwytam rękami otwarte drzwi, przyciskając głowę do drewna.Zamykam oczy i staram się pozostać w tej pozycji.Jestem pewien, że całe napięcie, cały stres, wszystkie emocje, które wzbierały przez minione dwa tygodnie, skupiły się teraz w mojej głowie i coś ją zaraz rozsadzi.Vaughn delikatnie kładzie dłoń na moim ramieniu, starając się mnie pocieszyć.Strząsam ją i odwracam się, żeby spojrzeć jej w oczy.- Dwa tygodnie, Vaughn! - wrzeszczę.Nagle dociera do mnie, jak głośno krzyknąłem, więc zniżam głos i przysuwam się bliżej.- Oni nie żyją od dwóch tygodni! Jak możesz teraz myśleć o sobie?Mija mnie bez słowa i rusza w stronę salonu.Idę za nią.Ona bierze torebkę z kanapy i podchodzi do frontowych drzwi.Otwiera je, ale przed wyjściem jeszcze raz się odwraca.- Kiedyś mi za to podziękujesz, Will.Wiem, że w tej chwili to wydaje się nie w porządku, ale pewnego dnia zrozumiesz, że to, co zrobiłam, było najlepsze dla nas obojga.Odwraca się i odchodzi, a ja wrzeszczę za nią:- Co jest najlepsze dla ciebie, Vaughn! Robisz to, co jest najlepsze dla ciebie!Gdy tylko drzwi zamykają się za nią, pękam.Biegnę do swojego pokoju, trzaskam drzwiami, a potem uderzam w nie z całej siły, cios za ciosem, coraz mocniej.Kiedy już nie czuję własnej ręki, zamykam oczy i przyciskam czoło do drzwi.Z tyloma rzeczami musiałem się uporać w ciągu tych dwóch tygodni -nawet nie wiem, jak miałbym sobie poradzić jeszcze z tym.Do diabła, co się stało z moim życiem?W końcu wracam na łóżko i siadam, podpierając głowę rękami.Mama i tata śmieją się do mnie z fotografii za szkłem, stojącej na mojej szafce nocnej.Patrzą, jak się rozsypuję.Obserwują, jak to wszystko, co się działo w ciągu minionych dwóch tygodni, w końcu się kumuluje i rozrywa mnie na strzępy.Dlaczego nie byli lepiej przygotowani na coś takiego? Dlaczego zaryzykowali i zostawili mi na głowie całą tę odpowiedzialność? To, że byli tak źle przygotowani, kosztowało mnie stypendium i utratę miłości mojego życia, a teraz przypuszczalnie całej przyszłości.Chwytam zdjęcie i wciskam w nie kciuki tak mocno, że w końcu szkło pęka pod moimi palcami.Kiedy wreszcie rozpada się na kawałki - tak jak moje życie - z całej siły ciskam nim o ścianę.Ramka pęka na pół, a odłamki szkła rozsypują się po dywanie.Już mam zgasić lampkę, gdy widzę, że znowu ktoś otwiera drzwi.- Vaughn, po prostu odejdź - błagam.Podnoszę wzrok i widzę Cauldera.Płacze.Jest przerażony.Ma w oczach ten sam wyraz, który widziałem tyle razy od chwili śmierci naszych rodziców.To spojrzenie, które miał, gdy objąłem go na pożegnanie w szpitalu i zostawiłem z dziadkami.To spojrzenie, które rozdziera mi serce za każdym razem.To spojrzenie natychmiast sprowadza mnie z powrotem na ziemię.Wycieram oczy i gestem zachęcam go, żeby podszedł bliżej.Obejmuję go i biorę na kolana, a potem przytulam mocno, a on cicho płacze wtulony w moją pierś.Kołyszę go i gładzę po głowie.A potem całuję w czoło i przytulam mocniej.- Chcesz dzisiaj znowu spać ze mną, stary?Rozdział 2Miesiąc miodowy- Rany - mówi Lake z niedowierzaniem.- Co za samolubna suka.- Tak.Dzięki Bogu, że tak się stało.- Leżę z rękami pod głową i patrzę w sufit, w takiej samej pozie jak Lake.- To zabawne, jak historia niemal się powtarza.- Co masz na myśli?- Tylko się zastanów.Vaughn zerwała ze mną, ponieważ nie chciała ze mną zostać tylko dlatego, że było jej mnie żal.Ty zerwałaś ze mną dlatego, iż wbiłaś sobie do głowy, że jestem z tobą, ponieważ żal mi ciebie.- Nie zerwałam z tobą - broni się.Ze śmiechem siadam na łóżku.- Akurat, nie zerwałaś! Powiedziałaś dokładnie: „Nie obchodzi mnie, ile to zajmie dni albo tygodni czy miesięcy”.To było zerwanie.- Nieprawda.Dawałam ci czas do namysłu.- Czas, którego nie potrzebowałem.Kładę się z powrotem i ponownie odwracam w jej stronę.- Mogę cię zapewnić, że czułem się tak, jakby to było zerwanie.- No dobrze - mówi, patrząc na mnie.- Czasami dwoje ludzi musi się rozstać, żeby sobie uświadomić, jak bardzo siebie nawzajem potrzebują.Biorę jej rękę i kładę między nami, a potem gładzę kciukiem grzbiet dłoni.- Nie chcę, żebyśmy się kiedykolwiek rozstali - szepczę.Patrzy mi prosto w oczy.- Nigdy.Kiedy tak obserwuje mnie w milczeniu, w jej spojrzeniu jest jakaś kruchość.Przygląda mi się uważnie, a na jej ustach pojawia się delikatny uśmieszek.Nie odzywa się, ale nie musi tego robić.W takich chwilach jak ta, kiedy jesteśmy tylko we dwoje i poza nami nie ma nic, wiem, że kocha mnie naprawdę i głęboko.- Jak to było, kiedy zobaczyłeś mnie po raz pierwszy? Co takiego we mnie zobaczyłeś, że postanowiłeś zaprosić mnie na randkę? Ale opowiedz wszystko, nawet złe myśli.Wybucham śmiechem.- Nie było żadnych złych myśli.Może nieprzyzwoite, tak.Ale nie złe.Uśmiecha się szeroko.- No dobrze, o tych też mi opowiedz.SpotkaniePrzyciskam ramieniem telefon do ucha i kończę zapinać koszulę.- Obiecuję, babciu - mówię do mikrofonu.- Przyjadę w piątek, zaraz po pracy.Będziemy u was0 piątej, ale w tej chwili już jesteśmy spóźnieni.Muszę lecieć.Zadzwonię do ciebie jutro.Babcia mówi „do widzenia”, a ja odkładam słuchawkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates