[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Odprawił mnie gestem i zwrócił się do Luisa: - Dlaczego się kręcisz wokół budynku władz federalnych?- Wcale się nie kręcę - zaprzeczył Luis.- Przed chwilą wyszliśmy z biura FBI.Rozmawialiśmy z agentem specjalnym Turnerem.Na pewno to potwierdzi.Mężczyźni wymienili szybkie, niezrozumiałe dla nas spojrzenia.- Jak taka łajza jak ty zasłużyła na rozmowy z FBI?- Nie wasza sprawa - powiedziałam z chłodną wyższością dżinna.Obaj mężczyźni dłuższą chwilę uważnie mi się przyglądali.- Kim ty właściwie jesteś? Pracujesz dla federalnych? A Rocha jest informatorem? Uśmiechnęłam się leniwie.- Naprawdę chcecie o tym rozmawiać tutaj? - zapytałam.- Na ulicy?Przejeżdżający obok ludzie zwalniali, żeby nam się przyjrzeć.Przed sklepem po drugiej stronie ktoś stał i fotografował nas komórką.Wysłałam impuls mocy i rozgniotłam metal oraz szkło.Telefon wydał z siebie smutne, ciche, elektroniczne beknięcie i padł.Mężczyzna z ponurym zaskoczeniem przyglądał się zepsutemu urządzeniu.Potrząsnął nim bezradnie, jakby próbował przywrócić mu życie.Po chwili, widząc wyraz mojej twarzy, szybko ruszył przed siebie.Nie lubię, kiedy ludzie się na mnie gapią.Nie miało znaczenia, czy policjanci mi uwierzyli.Obaj postanowili zachować ostrożność.Starszy z nich kiwnął głową.Młodszy podszedł do stojącego w pobliżu nieoznakowanego szarego sedana i otworzył tylne drzwi.- Wsiadać! - rozkazał.- Jesteśmy aresztowani?- A zrobiliście coś, za co powinniśmy was zatrzymać?Wzruszyłam ramionami i wsiadłam.Luis wsiadł po przeciwnej stronie.Dwoje drzwi głośno zamknięto, a policjanci podeszli do przodu wozu.Natychmiast poczułam się jak w pułapce.Samochód nie pachniał tak jak większość aut.Unosiła się w nim nieprzyjemna woń plastiku, rozgrzanego metalu, niemytych ciał i nieświeżego jedzenia.Przyjrzałam się uważnie drzwiom od wewnętrznej strony.Nie było klamek.Pocieszyła mnie myśl, że nam dwojgu by to w niczym nie przeszkodziło, gdybyśmy postanowili wysiąść.Strażników Ziemi nie tak łatwo uwięzić, a dżinny, nawet głęboko upokorzone i wyklęte, jeszcze trudniej.Posiadanie takich mocy miało jednak wady.Na przykład nie zawsze można było znaleźć pożyteczny sposób ich zastosowania.Aż do teraz.Policjanci wsiedli do samochodu.W środku było ciepło, lecz nie nadmiernie.Mimo to poczułam, że zaraz się uduszę, i zaczęła mnie ogarniać panika.Zacisnęłam powieki i skoncentrowałam się na oddychaniu.Starałam się oddychać równo, miarowo, usiłowałam sobie nie wyobrażać, czym jest pozbawienie powietrza, odebranie oddechu.- Co się dzieje z twoją przyjaciółką? - zapytał niższy detektyw.Nie otworzyłam oczu.- Chyba nie zamierzasz się porzygać, co? W razie czego to ty sprzątasz.- Ona nie lubi samochodów - wyjaśnił Luis.- Zwłaszcza takich, które cuchną jak po wczorajszej balandze.Tutaj żaden wścibski nas nie usłyszy.Czego, u diabła, od nas chcecie?Wyższy detektyw odwrócił się do nas i położył rękę na tyle oparcia.- Jesteś Strażnikiem Ziemi, zgadza się? Słysząc to, otworzyłam szeroko oczy.Luis w ogóle nie zareagował.Ani szybszym biciem serca, ani przyśpieszonym oddechem.- Nie mam pojęcia, o czym mówicie - odparł.- Zajmuję się ochroną środowiska.Teraz zarabia się na tym grubszą forsę, wiecie o tym? Na zielonym myśleniu i tak dalej.- Nie wciskaj mi kitu.Jesteś Strażnikiem.Luis nic nie odpowiedział, tylko patrzył.Wyższy detektyw w końcu westchnął i przesunął kwadratową ręką po twarzy.- Wszystko o tym wiem - przyznał.- Cholera, teraz o was ciągle mówią w telewizji? Poza tym moja bratowa jest Strażnikiem Pogody.Beatrice Halley.Pracuje w Chicago, zajmuje się jeziorami.Luis usiadł wygodniej.- Znam Beę Halley - powiedział.- Musisz być Frank Halley.Wspominała, że jej szwagier jest gliną.- Nie przepada za mną, ale to uczucie wzajemne.Wszystko jedno, nie o to chodzi.- To o co?- Mam dla was robotę - powiedział Halley.- Chorego dzieciaka.Przez twarz Luisa przesunął się cień.Wiedziałam, jak nie znosi odmawiać.Jednocześnie Strażnicy Ziemi na ogół nie zgadzali się uzdrawiać zwykłych ludzi.Była to przykra konieczność.Gdyby się rozeszło, co potrafią, do ich drzwi zaczęłyby szturmować tłumy chorych.Uniemożliwiłoby im to wykonywanie ważniejszych obowiązków.- Wiem, że tego zazwyczaj nie robicie - przyznał Halley.- Ale ta mała jest niezwykła.Znaleziono ją na wpół zagłodzoną, odwodnioną, z ostrą infekcją.Nie ma rodziny, nie zgłoszono jej zaginięcia.Ma najwyżej pięć lat.W oczach Luisa zapłonęła nadzieja.Wiedziałam, że musiała się pojawić również na mojej twarzy.- Bez nazwiska?- Jest zbyt chora, żeby coś powiedzieć.Byłam przekonana, że Halley celowo nie zdradza dokładniejszych szczegółów.Pozwalał, aby zrozpaczony Luis sam sobie resztę dośpiewał.Wydawało mi się, że znam powód takiego postępowania.- Ta dziewczynka - zaczęłam.- To nie jest Isabel Rocha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates