[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Desrochers LisaDemony PokusaGdybyś musiała wybrać pomiędzy Niebem a Piekłem, co byś wybrała? … Jesteś pewna?Frannie Cavanaugh to porządna dziewczyna, choć nie bez skazy.Zawsze trzymała wszystkichna dystans – nawet najbliższych przyjaciół – i wydaje się, że ostatni rok w liceum będzie takisam… do chwili, gdy do jej klasy trafia Luc Cain.Nikt nie wie, skąd pochodzi nowy uczeń, aleFrannie najwyraźniej coś do niego przyciąga.Nie wie, niestety, że jego mocodawcami są siłypiekielne, i że ona sama posiada wyjątkowe umiejętności, które władcę Piekła przyprawiają odreszcz podniecenia.Luc ma za zadanie przywieść ją do grzechu, a jest niesamowitymprzystojniakiem.Niefortunnie dla Luca, Niebiosa mają inne plany.Anioł Gabe za wszelkącenę będzie się starał popsuć Lucowi szyki.Niebawem się okazuje, że walczą nie tylko oduszę dziewczyny.Jeśli jednak Luc przegra, wszyscy będą musieli zapłacić piekielnie wysokącenę.ROZDZIAŁ 1Grzech pierworodnyLUCJeśli istnieje piekło na ziemi, to na pewno jest nim liceum.I jeśli ktokolwiek zdecydowanie mapodstawy formułować takie stwierdzenie, to ja.Biorę głęboki oddech — głównie z przyzwyczajenia,bo demony nie muszą oddychać — potem podnoszę wzrok na groźne niebo, w nadziei że to dobryznak, i otwieram ciężkie drzwi.Na obskurnych korytarzach panuje cisza, jako że od pierwszegodzwonka minęło prawie pięć minut.Jesteśmy tylko ja, wykrywacz metalu i przygarbiony ochroniarzw zmiętym granatowym mundurze.Zwleka się ze skrzypiącego plastikowego krzesła, ogląda mnie imarszczy brwi.— Spóźniłeś się.Identyfikator — mówi głosem ochrypłym od trzech paczek fajek wypalanych każde-go dnia.Wpatruję się w niego kilka minut, pewien, że mógłbym go zmieść jednym podmuchem, i mimowolniesię uśmiecham, kiedy kropelki potu pojawiają się na jego ziemistym czole.Fajnie, że wciąż mam tocoś, chociaż coraz częściej rzygać mi się chce od tej roboty.Po pięciu tysiącach lat wykonywania tego samego obowiązku z demonem dzieją się takie rzeczy.W tej misji jednak za niepowodzenie spotkamnie poćwiartowanie i Czeluść Ognia — większej motywacji nie potrzebuję.— Jestem nowy — mówię.— Połóż torbę na stoliku.Wzruszam ramionami i prezentuję dłonie.Nie mam żadnej torby.— Podaj mi pasek.Ćwieki uruchamiają detektor.Ściągam pasek i rzucam go staruszkowi, przecho-dząc przez bramkę.On go chwyta i pokasłuje.— Idź prosto do biura.— Nie ma problemu — mówię już na odchodnym.Wsuwam pasek w szlufki i wchodzę do biura.Pchnięte gwałtownie drzwi odbijają się od ściany, a wiekowa sekretarka podnosi wzrok, podskakując:— W czym mogę pomóc?Biuro jest równie szare i blado oświetlone jak korytarze, jeśli nie liczyć jaskrawych karteczek, które niczym psychodeliczna tapeta szczelnie pokrywają ściany.Z tabliczki na biurku dowiaduję się, żerecepcjonistka nazywa się Marian Seagrave.Kiedy dźwiga się z krzesła, słowo honoru, słyszę, jakposkrzypują jej stawy.Ma więcej zmarszczek niż shar pei i krótkie, niebieskie kręcone włosyprzepisowe u wszystkich stu-latek.Krągłe ciało odziała w przedpotopowy mundurek: turkusowespodnie z poliestru i kwiecista bluzka starannie wpuszczona do środka.Leniwym krokiem idę do biurka i nachylam się ku niej.— Luc Cain.Pierwszy dzień — mówię, błyskając ujmującym uśmiechem: tym, który zawszeodrobinę wytrąca z równowagi śmiertelników.Wpatruje się we mnie przez chwilę, nim odzyskuje głos.— Och, witam w Liceum Haden, Luc.Zaraz ci dam plan lekcji.Stuka w klawiaturę komputera, a po chwili rozlega się brzęczenie drukarki.Wypluwa mój rozkładzajęć — ten sam, który dostaję od stu lat, a to z racji nasta-nia nowoczesnego systemu edukacyjnego.Ze wszystkich sil udaję zainteresowanie, kiedy sekretarkami go podaje i mówi:— Proszę bardzo, masz tu też numer szafki i szyfr.Będziesz musiał zebrać potwierdzenia przyjęcia nalekcje od wszystkich nauczycieli i przynieść mi je jeszcze dzisiaj.Spóźniłeś się już na odprawę, więc powinieneś pójść od razu na pierwszą lekcję.Zobaczmy, co to jest.tak, angielski z panem Snyderem.Sala sześćset szesnaście.To w budynku numer sześć, za drzwiami w prawo.— Już idę — mówię, uśmiechając się.Nie zaszkodzi zaliczyć personel administracyjny dosojuszników.Nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą.Odzywa się dzwonek, a ja wychodzę przez drzwi na już pogrążone w rozgardiaszu korytarze.Zapachybijące od nastoletnich przedstawicieli rodzaju ludzkiego uderzają mnie falami.Czuję kwaskowatycytrus strachu, gorzki czosnek nienawiści, anyż zawiści i imbir — żądza.Mnóstwo potencjału.Pracuję w dziale akwizycji, ale zwykle do moich obowiązków nie należy oznaczanie dusz.Mamjedynie zasiewać ziarno i naprowadzać ludzi na ognistą ścieżkę.Dzięki mnie zaczynają oddrobiazgów.Grzechy przystawkowe, że się tak wyrażę.Za mało, żeby oznaczyć ich dusze dla Piekła,ale wystarczająco, żeby ostatecznie do nas trafili.Nie muszę nawet używać mocy.choć gdybymmusiał, nie stanowiłoby to dla mnie problemu.Poczucie winy nie należy do wachlarza emocji wwyposażeniu demona.Ot, wydaje się uczciwsze, jeśli grzeszą z własnej woli.I tu znowu — nie żebymnie obchodziło bycie uczciwym.Po prostu ten drugi sposób jest zbyt łatwy.Prawdę mówiąc, zasady są jasne.Jeśli dusze śmiertelników nie są oznaczone, nie możemy ich zmusić,żeby zrobili coś, co nie leży w ich charakterze, aniw żaden sposób manipulować ich działaniami.Na ogół jedyne, co mogę zrobić dzięki swojej mocy, tozamieszać im w głowie, zamazać odrobinę granicę pomiędzy dobrem a złem.Każdy, kto mówi, żeszatan mu coś kazał, wciska kit.Przechadzam się korytarzem, wciągając zapachy nastoletniego grzechu, tak gęste, że czuję ich smak.Wszystkie sześć moich zmysłów wrze z oczekiwania.Bo ta podróż jest inna.Przybyłem tu po jednąkonkretną duszę i kiedy idę w stronę budynku numer sześć, przeszywa mnie trzask rozpalonej doczerwoności energii — dobry znak.Nie spieszę się, sunąc powoli przez chmarę i badającperspektywy, aż docieram do klasy jako ostatni, równo z dzwonkiem.W sali 616 jest równie ponuro jak w pozostałych częściach szkoły, ale poczyniono przynajmniej próbyudekorowania jej.Na ścianach widnieją grafiki na temat sztuk Szekspira — wyłącznie tragedii, takswoją drogą.Ławki są zestawione po dwie i niemal pełne.Podchodzę środkowym przejściem dobiurka pana Snydera, podaję swój rozkład zajęć.Odwraca ku mnie szczupłą twarz.Na samym czubkudługiego, prostego nosa tkwią okulary.— Luc Cain.Potrzebne mi potwierdzenie przyjęcia na zajęcia czy coś takiego — mówię.— Cain.Cain.— Przeczesuje dłonią rzednące siwe włosy i przegląda listę uczniów, aż znajdujemoje nazwisko.— Jesteś.— Podaje mi żółty świstek, zeszyt do wypracowań i egzemplarz „Grongniewu", po czym znowu zerka do dziennika.— Dobra, siądziesz między panem Butlerem a pannąCavanaugh.— Potem wstaje, poprawia okulary i wygładza niewygładzal-ne fałdy swoich białejkoszuli oraz mundurka khaki.— No dobrze, proszę państwa.— oznajmia.— Przesiadamy się.Wszyscy, od panny Cavanaugh poczynając, przesiadają się o jedno miejsce w prawo.Do końcapółrocza będzie pani miała nowego kolegę do wypracowań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates