[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale on sam nieczęsto widywał swoich rodziców, wy-słany do angielskiej szkoły z internatem w wieku lat sześciu, więc był dumny i zadowolony, że ma tak dobre stosunki z synami.Nie chciał być sztywniakiem jak jego ojciec; przypomniał sobie to uczucie przerażenia przy stole w jadalni, gdzie rozmawiało się o polityce Si na żadne błazeństwa nie było miejsca.Morgan nie pamiętał nawet dobrze swojego ojca, właściwie tylko to, że często czytał gazetę i cią-Rgle wyjeżdżał w interesach, gromadząc dziesiątki milionów dolarów.Z odsetek żyło im się teraz dość wygodnie.Nie był w stanie przywołać w pamięci nawet jednego szczęśliwego rodzinnego po-siłku.Ani jednego.Wraz z siostrami był zazwyczaj wysyłany do dziecięcej jadalni, podczas gdy rodzice jedli w salonie, w swoim skrzydle domu.O wiele cieplej wspominał nianię, Ruth.To za nią najbardziej tęsknił, kiedy wyjechał do szkoły.Z perspektywy czasu rezerwa jego rodziców wobec niego wydawała się formą zawoalo-wanego okrucieństwa.—Panie Vance? Pilny telefon do pana — w progu pojawiła się Madge.Morgan szybko się podniósł.— Dziękuję.Odbiorę w swoim gabinecie.Jeżeli pozwolisz, Cord.Cordelia uniosła wzrok znad nietkniętego talerza.— Oczywiście, mój drogi.Morgan podszedł do niej i cmoknął ją w policzek.—Dziękuję za kolację.Była wspaniała.— Wyszedł z pokoju.—Mamo, my też spadamy — powiedział John.—Gdzie się wybieracie?—Jedziemy do śródmieścia zobaczyć kapelę Chestera w Luna Lounge.—To synek Clarka Winthropa?—Tak, mamo, i ma już dwadzieścia trzy lata.Już nie synek —odpowiedział John.—Wy, dzieci, tak szybko rośniecie.O rany, wydaje się, że zaledwie wczoraj przyłapałam was na bieganiu po mieszkaniu i wyrzu-caniu balonów z wodą za okno — westchnęła Cordelia.—Noo, mamo, to było wczoraj — stwierdził Drew.S—Śmiertelnie wystraszyliście biedną panią Cockpurse — strofowała ich Cordelia.R—To było szalenie zabawne!—Wasz ojciec musiał sporo zapłacić za czyszczenie jej kurtki z norek.Trzeba ją było wysłać do Maximilliana — przypomniała.—To dlatego, że John wlał oranżadę do swojego balonu.—Kto nosi pieprzone futro we wrześniu?—Kiedy wy, chłopcy, w końcu dorośniecie? — zapytała Cordelia, w skrytości ducha mając nadzieję, że odpowiedź zabrzmi: „Nigdy".—Nie wiem, mamo.- John wstał.— Dzięki.—Kiedy wracasz do Trinity, John?—We wtorek.— A zatem musimy zjeść jeszcze jedną wspólną kolację, zanim pojedziesz.— Jasne.Chodź, jełopie.Drew podniósł się i cmoknął matkę w policzek.— Pa, mamo, dzięki.Chłopcy wyszli z pokoju, a Cordelia wpatrywała się w ich puste krzesła.Przy wielkim mahoniowym stole spokojnie mogło usiąść dwanaścioro ludzi, więc wyglądał teraz bardzo smutno z jedną osobą u szczytu.Cordelia obrzuciła roztargnionym spojrzeniem pokój.Ściany pomalowano farbą w kolorze czerwonej lukrecji i ozdobiono starymi płótnami holenderskich mistrzów, obecnymi w rodzinie Morganów od pokoleń.Kredens był angielski, w stylu Jerzego II, jak zresztą większość mebli Vance'ow, odziedziczonych po rodzinie Cordelii lub kupionych na aukcjach, z wyjątkiem kilku nabytków z targów w Maastricht i Nowym Jorku.Okna przystrajały zasłony z jedwabnej tafty, przypominające suknie balowe z przełomu wieków, a podłogę wyściełał orientalny dywan.Mario Buatta urządził apartament pod koniec lat osiemdziesiątych, a Jerome de Stingol, najlepSszy przyjaciel Cord na świecie, nieco go odświeżył tuż przed nowym tysiącleciem.To było piękne mieszkanie, pełne wykwintnych i Rcennych nabytków.Skarbów, które Cordelia i jej rodzina już dawno przestali dostrzegać.Tak naprawdę, Cordelia czuła, że już nic nigdy nie sprawi jej przyjemności i że już nie ma niczego, na co nie mogłaby się doczekać.Zaczął się dziwny okres.Chłopcy dorastali, praca Morgana wymagała od niego coraz więcej zaangażowania, bale charytatywne stały się mniej ciekawe: wydawało się, że życie pomału zwalnia i dobiega końca.Przyszło jej do głowy, gdy w roztargnieniu bawiła się widelcem, że czuje się bardzo pusta.Przesunęła całą zawartość talerza na jedną stronę — właściwie nic nie zjadła — i spojrzała na delikatny różany deseń na porcelanie od Tiffany'ego.Jej ślubna za-stawa.Dotknęła palcem złoconego brzegu.Wydawała się taka luk-susowa i elegancka, kiedy zamawiała ją razem z matką.Teraz była to zwykła codzienna porcelana do obiadu, nic specjalnego.Zabawne, jak rzeczy się zmieniają.Nagle — nie miała pojęcia dlaczego —przypomniała sobie słowa piosenki, której jeden z chłopców nieustannie słuchał, kiedy chodził do prywatnej szkoły średniej: „Teraz jestem wygodnie odrętwiały".Właśnie tak.W tym samym czasie w innej części szesnastopokojowe-go apartamentu Morgan, kurczowo ściskając słuchawkę telefonu, na pewno nie był odrętwiały.Krew w nim kipiała, a pot ściekał po czole wzdłuż siwiejących skroni i zbierał się na okularach.—Maria, Maria, uspokój się — wyszeptał do telefonu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates