[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był tuż przy drzwiach.Spał.Nie zostawiłam go na ulicy czy w samochodzie.Kojec stał przy otwartych drzwiach, a ja odeszłam tylko na minutkę.- Rose.- Mel wstała i przeniosła się na sofę, obok przyjaciółki, choć szczerze mówiąc, wolałaby siedzieć możliwie jak najdalej od Sebastiana.- To nie twoja wina.Każdy to zrozumie.- Zostawiłam go - bezdźwięcznym głosem powiedziała Rose.- Zostawiłam moje dziecko i ktoś je ukradł.- Pani Merrick.Rose! Czy była pani złą matką? - rzucił Sebastian, jakby od niechcenia.Najpierw zobaczył strach w oczach Rose, a zaraz potem błysk furii we wzroku Mel.- Nie! Nie! Kocham Davida! Zawsze chciałam dla niego jak najlepiej.Ja tylko.- No, to niech pani tego nie robi.- Ujął ją za rękę, a jego dotyk był tak delikatny, tak kojący, że na moment powstrzymał wzbierające łzy.- To nie pani wina.Obwiniając siebie, nie pomoże nam pani odnaleźć chłopca.Furia Mel w jednej chwili przygasła.Ten człowiek powiedział dokładnie to co trzeba i tak jak trzeba.- Pomoże mi pan? - wyszeptała Rose.- Policja przez cały czas próbuje.A Mel.Mel robi co w jej mocy, lecz Davida wciąż nie ma.Mel, pomyślał.Interesujące imię dla wysokiej, szczupłej blondynki o niewyparzonym języku.- Znajdziemy Davida.- Mel poderwała się, podniecona.- Mamy pewne tropy.Na razie wątłe, ale.- My? - przerwał jej Sebastian.Przed oczyma stanął mu jej obraz, jak stoi z uniesioną bronią, z oczami jak lodowate szmaragdy.- Czy pani jest z policji, panno.?- Sutherland.Jestem prywatnym detektywem - rzuciła mu w twarz.- Chyba powinien pan to wiedzieć.- Mel.- ostrzegawczym tonem odezwała się Rose.- W porządku.- Mężczyzna poklepał ją po ręku.- Mogę próbować zobaczyć albo mogę pytać.W przypadku osób obcych uprzejmiej jest pytać, niż ingerować w ich wnętrze.Zgodzi się pani ze mną?- Racja - prychnęła pogardliwie Mel i znowu opadła na krzesło.- Pani przyjaciółka jest cyniczna - skomentował Sebastian - a cynizm może być zarówno wielką zaletą, jak wadą.- Zaczął szykować się do powiedzenia Rose, że nie może jej pomóc.Nie jest w stanie otworzyć się na kolejne traumatyczne przeżycia oraz ryzyko poszukiwania kolejnego zaginionego chłopca.To Mel wszystko zmieniła.Tak widocznie musiało być.- Nie jest cynizmem nazwać po imieniu szarlatana, który udaje samarytanina.- Wychyliła się do przodu.Oczy jej płonęły.- Całe to jasnowidzenie to takie samo oszustwo, jakie popełnia magik w wyświeconym ubraniu, gdy za dziesięć dolarów wyciąga królika z kapelusza.Sebastian uniósł lekko brwi.Była to jedyna oznaka zainteresowania.a może irytacji?- Doprawdy?- Drań to drań, panie Donovan, bo tutaj stawką jest życie dziecka.Nie pozwolę na to, żeby prezentował pan tu przed nami te swoje oszukańcze sztuczki tylko po to, by później zobaczyć swoje nazwisko w gazecie.Przykro mi, Rose.- Wstała, dygocąc z gniewu.- Chodzi mi o ciebie.I o Davida.Jesteście mi bardzo bliscy.Nie potrafię patrzeć spokojnie, jak ten typ nabija cię w butelkę.- To moje dziecko.- Długo powstrzymywane łzy popłynęły po policzkach Rose.- Muszę wiedzieć, gdzie on jest.Czy jest zdrowy? Czy się boi? Nie ma nawet swojego ukochanego misia.- Ukryła twarz w dłoniach.Patrząc na załamaną przyjaciółkę, Mel przeklinała w duchu siebie i swoją popędliwość, jak również Sebastiana i w ogóle cały świat.Gdy jednak uklękła obok Rose, jej ręce i głos były łagodne.- Przepraszam, kochanie.Przepraszam.Wiem, jaka jesteś przerażona.Ja też się boję.Jeżeli chcesz, żeby pan Donovan nam.pomógł.- omal nie zadławiła się tym słowem - to niech to zrobi.- Uniosła ku Sebastianowi wściekłą, zbuntowaną twarz.- Pomoże nam pan, prawda?- Tak.- Pokiwał powoli głową, czując, że nie może walczyć z przeznaczeniem.- Pomogę.Udało mu się namówić Rose, by napiła się wody i otarła oczy.Podczas gdy Mel patrzyła z ponurą miną przez okno, Rose wyjęła z torebki małego, żółtego misia.- To jego przyjaciel, coś więcej niż zwykła zabawka A to.- podała mu małą fotografię - to jego zdjęcie.Pomyślałam sobie.pani Ott powiedziała, że może się panu przydać.- To prawda.- Biorąc z jej rąk niedźwiadka, poczuł wewnętrzne szarpnięcie, które odczytał jako rozpacz Rose.Będzie musiał przez to przejść.I nie tylko przez to.Jednak na fotografię nie spojrzał, bowiem właściwa pora jeszcze nie nadeszła.- Proszę mi to zostawić.Będziemy w kontakcie.- Pomógł Rose wstać.- Ma pani moje słowo.Zrobię, co w mojej mocy.- Nie wiem, jak panu dziękować za to, że się pan zgodził.Że mogę liczyć.Dał mi pan nadzieję.My, to znaczy Stan i ja, mamy trochę oszczędności.- Później o tym porozmawiamy.- Rose, poczekaj na mnie w samochodzie.- Mel powiedziała to łagodnym głosem, ale Sebastian wiedział, że wszystko się w niej gotuje.- Przekażę panu Donovanowi informacje, jakie posiadamy.Mogą mu się przydać.- W porządku.- Usta Rose drgnęły w uśmiechu.- Dziękuję.Mel poczekała, aż Rose znajdzie się poza zasięgiem głosu, a potem odwróciła się i wybuchnęła:- Jak pan myśli, ile uda się panu z niej wycisnąć za ten kit? Ona jest kelnerką, a jej mąż mechanikiem.Sebastian oparł się o futrynę.- Panno Sutherland, czy wyglądam na człowieka, który potrzebuje pieniędzy?Prychnęła pogardliwie.- Nie, bo ma pan ich przecież całe worki, prawda? Dla pana to tylko zabawa.Palce mężczyzny zacisnęły się na jej ramieniu ze stalową siłą, która na moment wytrąciła ją z równowagi.- To nie jest zabawa.- Głos miał tak niski, tak pełen stłumionej gwałtowności, że Mel żachnęła się ze zdumienia.- To, co mam, i to, kim jestem, to nie zabawa.A kradzież dzieci z kojców to także nie jest zabawa.- Nie zniosę tego, aby Rose znów miała cierpieć.- Rozumiem, ale skoro jest pani temu wszystkiemu przeciwna, po co ją tu pani przywiozła?- Bo się przyjaźnimy, a ona mnie o to poprosiła.Pokiwał ze zrozumieniem głową Mimo niechęci czuł, że ta dziwna kobieta jest niezwykle lojalna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates