[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie raz odmówił wykonania rozkazu lub wykonał go po swojemu, ponieważ uważał go za pobożne życzenie zwierzchników, którzy nigdy nie zbliżyli się do pola bitwy na osiemset kilometrów.I za każdym razem okoliczności oszczędzały mu zakłopotania, udowadniając, że to on ma rację.Nie miał wielu przyjaciół.- Zanim podejmę jakiekolwiek zobowiązania, muszę wiedzieć, co mam zrobić.- W moim domu jest złodziej, panie Garrett.Urwał, gdyż wstrząsnęło nim coś w rodzaju spazmu.Myślałem, że ma atak serca.Poderwałem się i ruszyłem w stronę drzwi.- Czekaj - wyrzęził.- To zaraz przejdzie.Zatrzymałem się w połowie drogi do drzwi.Spazm rzeczywiście przechodził.Już po chwili ustąpił zupełnie.Z powrotem przysiadłem na.krześle.- Złodziej w moim domu.A przecież nie ma tu nikogo, kto nie mieszkałby ze mną od trzydziestu lat, komu wiele razy nie powierzyłbym własnego życia.To musi być dziwne uczucie: wiedzieć, że możesz komuś zawierzyć życie, ale nie majątek.Wreszcie zaświtało mi, po co potrzebuje kogoś z zewnątrz.Czarna owca pośród dawnych kumpli.Mogą się kryć, udawać ślepych albo.kto wie? Marines nie myślą jak zwykli ludzie.- Rozumiem.Proszę mówić dalej.- Moja choroba dopadła mnie wkrótce po powrocie do domu.Wydaje się, że to jakieś postępujące wyniszczenie organizmu, ale powolne.Teraz rzadko opuszczam mój pokój.Ale zauważyłem, że w ciągu ostatniego roku zniknęło kilka przedmiotów, które znajdowały się w posiadaniu rodziny od setek lat Nic wielkiego, błyszczącego, co byłoby dla każdego oczywiste.Jakieś drobiazgi, często bardziej wartościowe jako pamiątki niż klejnoty.Do tej pory jednak suma ich wartości urosła do znacznej kwoty.- Teraz rozumiem.- Spojrzałem w ogień.Najwyższy czas obrócić się na drugi bok, żebym był równo dopieczony.- Garrett, wytrzymaj jeszcze przez kilka minut.- Tak jest, sir.Czy w domu byli ostatnio jacyś obcy? Jacyś goście?- Garstka.Kilka osób ze Wzgórza.Raczej nie mają lepkich palców.Nie powiedziałem tego, ale moim zdaniem najgorsi kryminaliści pochodzą właśnie ze Wzgórza.Nasza szlachta kradłaby monety z oczu umarłych, ale generał miał rację - nie kradliby własnymi rękami.Zapłaciliby za to komuś innemu.- Ma pan spis tego, co zginęło?- A przydałby się na coś?- Może.Ktoś coś kradnie, może będzie chciał to potem sprzedać.Mam rację? Znam kilku detalistów zaopatrujących się u hurtowników o lepkich palcach.Chce pan odzyskać skradzione przedmioty czy tylko się dowiedzieć, kto je podprowadza?- Najpierw to ostatnie, panie Garrett.Potem zastanowimy się nad ich odzyskaniem.- Nagle, niczym błyskawica, przeszył go kolejny spazm.Byłem bezradny, gotów zrobić dla niego wszystko.To nie było przyjemne uczucie.Przyszedł do siebie, ale tym razem był już słabszy.- Muszę to szybko zamknąć, Garrett.Potrzebuję wypoczynku.Albo kolejny atak będzie ostatnim.- Uśmiechnął się.W uśmiechu brakowało kilku zębów.- To jeszcze jeden powód, żeby zapłacić ci z góry.Moi spadkobiercy mogą nie uznać za stosowne, żeby ci płacić.Chciałem powiedzieć coś krzepiącego, jak to, że pewnie przeżyje i mnie, ale uznałem, że taki kit byłby zbyt cyniczny.Trzymałem zatem język za zębami.Nieraz mi się to udaje, choć często całkiem nie w porę.- Chciałbym poznać cię lepiej, Garrett, ale natura ma swoje własne priorytety.Wezmę cię, jeśli zechcesz mieć we mnie klienta.Znajdziesz dla mnie tego złodzieja? Na moich warunkach?- Żadnych ustępstw? Żadnej rezygnacji?- Właśnie.- Tak, sir - zmusiłem się, żeby to powiedzieć.Rozbierało mnie coraz bardziej.- Już się za to zabieram.- Dobrze.Dobrze.Dellwood jest chyba na zewnątrz.Powiedz mu, żeby mi przysłał Petersa.Wstałem.- Pan pozwoli, generale.- Wycofałem się w stronę drzwi.Nawet w tym stanie starzec zachował cześć magnetyzmu, który czynił z niego charyzmatycznego przywódcę.Nie chciałem się nad nim litować.Chciałem mu naprawdę pomóc.Muszę znaleźć tego drania, który zdaniem Czarnego Piotrusia próbuje go zabić.IIIChłód w holu wydał mi się lodowaty niczym środek zimy na Arktyce.Przez moment bałem się, że dostanę odmrożeń.Generał miał rację.Dellwood czekał za drzwiami.Stał tak, żeby nie było najmniejszej wątpliwości, iż stara się przebywać jak najdalej i nie podsłuchiwać.Co prawda, przez te drzwi chyba nawet eksplozje byłyby słabo słyszalne.Uznałem, że pomimo sztywnego kręgosłupa chyba polubię tego faceta.- Generał powiedział, że chce widzieć się z Petersem.- Bardzo dobrze, sir.Zaraz się tym zajmę.Czy może pan wrócić do fontanny i zaczekać?- Jasne, ale jeszcze moment.Co się z nim dzieje? Kiedy tam byłem, miał dwa dość nieprzyjemne ataki.To go zatrzymało na dobre.Spojrzał na mnie, choć raz nie kryjąc uczuć.Kochał staruszka i był wyraźnie zatroskany.- Paskudne spazmy, sir?- Właśnie tak mi się zdawało.Ale nie jestem lekarzem.Przerwał rozmowę, gdyż obawiał się, że następny atak może być dla niego zbyt poważny.- Lepiej pójdę tam i sprawdzę, zanim zrobię cokolwiek innego.- Co się z nim dzieje?- Nie wiem, sir.Próbowaliśmy sprowadzać do niego lekarzy, ale wyrzuca ich za drzwi, skoro tylko zorientuje się, kim są [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates