[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzkość.Tak pewnie czuli się niegdyś zagubieni w Arktyce polarnicy, w imię odkryćnaukowych bądź wysokich zarobków dobrowolnie skazujący się na długie miesiące walki zzimnem i samotnością.Do stałego lądu są tysiące kilometrów, ale jest on jednak gdzieś obok,póki działa radio, a raz w miesiącu nad głowami słychać ryk silników samolotu zrzucającegona spadochronach skrzynki z mielonką.Lecz teraz kra, na której stała ich stacja, odłączyła się od reszty i z każdą godzinądryfowała coraz dalej: w lodową zamieć, w czarny ocean, w pustkę i nieznane.Oczekiwanie przeciągało się i nieokreślony niepokój pułkownika o los wysłanych naSierpuchowską zwiadowców stopniowo zmieniał się w mroczną pewność: więcej tych ludzinie zobaczy.Zwyczajnie nie mógł sobie pozwolić, żeby zdjąć z umocnień kolejnych trzechżołnierzy i tak samo jak tamtych rzucić ich na spotkanie nieznanego niebezpieczeństwa, anawet, co całkiem możliwe, na pewną śmierć, i nadal nie znaleźć wyjścia z tej sytuacji.Zamknięcie zapory, odcięcie południowych tuneli i zebranie silnej grupy uderzeniowej wciążjednak wydawało mu się przedwczesne.Gdyby tylko znalazł się ktoś, kto podejmie terazdecyzję za niego.Decyzję, która z pewnością okaże się błędna.Dowódca westchnął, uchylił drzwi i obejrzawszy się niczym złodziej zawołałwartownika.- Nie poczęstowałbyś papieroskiem? Ale to już ostatni, więcej mi nie dawaj, choćbym niewiem jak prosił! I nikomu o tym nie mów, w porządku?Nadia, przysadzista, gadatliwa baba w dziurawej wełnianej chustce i poplamionym fartuchu,przyniosła gorący garnek z mięsem i warzywami i strażnicy się ożywili.Kartofle i pomidoryz ogórkami uważało się tu za najbardziej wyrafinowany przysmak - poza Sewastopolskąwarzywa serwowało tylko parę najlepszych restauracji Linii Okrężnej i Polis.Rzecz była nietylko w skomplikowanych instalacjach hydroponicznych, niezbędnych, by wykiełkowałyzachowane nasiona, ale i w fakcie, że w metrze mało kto mógł tracić całe kilowaty energiielektrycznej, by urozmaicić żołnierskie menu.Nawet wśród władz warzywa trafiały na stół tylko w święta, zwykle rozpuszczano w tensposób jedynie dzieci.Istomin musiał porządnie wykłócić się z kucharzami, by dodaligotowane ziemniaki i po jednym pomidorze do przypadającej na dni nieparzyste wieprzowiny- wszystko dla podniesienia morale.Pomysł zadziałał: wystarczyło, by Nadia niezręcznie, po babsku, zdjęła z ramieniakarabin i podniosła pokrywkę garnka, żeby bruzdy na twarzach wartowników zaczęły sięwygładzać.Przy takiej kolacji nikt nie miał ochoty ciągnąć obrzydłej już wszystkim rozmowyo zaginionej karawanie i spóźniających się zwiadowcach.- Dzisiaj z jakiegoś powodu cały dzień rozmyślam o Komsomolskiej - powiedziaługniatając kartofle w swojej aluminiowej misce siwy staruszek w waciaku z naszywkami zsymbolem metra.- Poszłoby się tam, pooglądało.Ależ tam jest mozaika! Na mój gust, tonajpiękniejsza stacja w Moskwie.- Daj spokój, Homer.Pewno po prostu tam mieszkałeś, to i do tej pory ją lubisz - odezwałsię po chwili nieogolony grubas w uszance.- A witraże na Nowosłobodskiej? A jakie są naMajakowskiej smukłe kolumny i malowidła na sklepieniu!- Mi się zawsze podobał Plac Rewolucji - przyznał się nieśmiało snajper, cichy, poważnymężczyzna w średnim wieku.- Wiem, że to głupoty, ale wszyscy ci surowi marynarze ilotnicy, pogranicznicy z psami.Od dziecka uwielbiam tę stację!- Dlaczego niby głupoty? Całkiem sympatycznych chłopców wyrzeźbili w brązie -wsparła go Nadia, wygrzebując ostatki z dna garnka.- Hej, brygadierze, chodź, bo zostanieszbez kolacji!Siedzący samotnie wysoki, barczysty żołnierz niespiesznie zbliżył się do ogniska, wziąłswoją porcję i wrócił na miejsce - bliżej tunelu, dalej od ludzi.- On się w ogóle pojawia na stacji? - spytał szeptem grubas, wskazując tonące wpółmroku potężne plecy.- Siedzi tu na tyłku od ponad tygodnia - równie cicho odparł snajper.- Nocuje wśpiworze.Jak on to nerwowo wytrzymuje? Chociaż może mu się to po prostu podoba.Kiedytrzy dni temu upiory o mało nie zagryzły Rinata, to brygadier potem chodził i je dobijał.Ręcznie; piętnaście minut.Wraca, a buty ma całe w posoce, karabin też.Ale zadowolony.- Maszyna, nie człowiek.- wtrącił tyczkowaty strzelec.- Ja to się nawet boję spać obok niego.Widziałeś, co on ma z twarzą? Nie mogę mupopatrzeć w oczy.- A ja odwrotnie, tylko z nim czuję się bezpiecznie - wzruszył ramionami stary, naktórego mówili Homer.- Coście się go tak uczepili? Dobry z niego człowiek, tylkoporaniony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates