[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–No dobrze – rzekł z namysłem chłopak – w porządku, pracujcie.Wiecie, co i jak, a ja też nie lubię ludziom szkodzić.Przepisy, oczywiście, to podstawowa rzecz, ale trudno przecież wszystkie przestrzec.Prawie niemożliwe.Dziwna forma „przestrzec” rozśmieszyła mnie, lecz opanowałam się i rzekłam z godnością:–Dziękuję, Władimirze Iwanowiczu, mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi.–Co do tego, to człowiek ze mnie kontaktowy – zapewnił z uśmiechem strażak – nie wdaję się w sytuacje konfliktowe, jak niektórzy.Gdyby tak przyszedł tu na inspekcję Popławski, dopiero byłby bal! Proszę spokojnie pracować, książki to przyzwoita branża, nie to co wódka i śledź.Ale plan ewakuacji trzeba powiesić.Powinien być pięknie wyrysowany, ze strzałkami wskazującymi, w którą stronę uciekać w razie pożaru.–Oczywiście, oczywiście – gięła się w ukłonach Ałła Siergiejewna – wszystkie polecenia będą wykonane, zaznaczymy strzałki kolorowymi flamastrami.–No to świetnie – podsumował inspekcyjną wizytę Władimir Iwanowicz, po czym opuścił lokal.Ledwie drzwi się za nim zamknęły, uśmiech spełzł z umiejętnie umalowanej twarzy Ałły Siergiejewny.–A to bydlę! – rzuciła ze złością.– Łapówkarz!–Dobrze pani wymyśliła z tymi książkami – pochwaliłam ją.Roześmiała się.–Dario Iwanowno, kochana, w torbie była jeszcze koperta z dolarami.–Dała mu pani łapówkę? – dotarła do mnie z opóźnieniem ta nieskomplikowana informacja.–Naturalnie, same romanse niewiele zdziałają.–Ile?–Pięćdziesiąt dolarów.–I nie bała się pani? A gdyby tak facet się wściekł i rozrobił sprawę?Ałła Siergiejewna nie przestawała się śmiać.–Dario Iwanowno droga, ja całe życie pracuję w handlu.Jakoś nikt do tej pory nie poczuł się urażony przy wręczaniu koperty.Wszystkim zresztą trzeba będzie się opłacać, tylko patrzeć, jak się zlecą po swoją dolę, hieny.–Chwileczkę.A skąd pani wzięła pieniądze? – zainteresowałam się.–Galina Władimirowna mi dała.To nasza główna księgowa.–A jak to wygląda od strony formalnej? W księgach nie ma przecież rubryki „Łapówki”?Ałła Siergiejewna wyjaśniła z rozbawieniem:–Oczywiście, że nie.Galina Władimirowna już dobrze wie, jak sobie z tym poradzić.–To znaczy?…–O, o te sprawy najlepiej zapytać ją samą, to jej tajemnica.Do mnie należy poprosić księgową o pieniądze dla inspektora, a do niej – przekazać mi odpowiednią sumę.Czyżby w Paryżu było inaczej?–Owszem – odparłam ostrożnie.– Francuzi działają w zgodzie z przepisami.–Pewnie! – Ałła Siergiejewna westchnęła.– Europa! A my, wsiowa ciemnota, dzika Ruś, wleczemy się zawsze w ogonie.U nas, jak człowiek nie posmaruje, to nie pojedzie.–Dziękuję, Ałło Siergiejewno – powiedziałam uprzejmie.– Proszę wybaczyć, z początku na pewno będę popełniała wiele gaf.–Doradzę pani, jak ich unikać! – zaoferowała się z gotowością moja zastępczyni.– Tylko bardzo proszę mówić mi po prostu „Ałła”.–Dobrze.– Uśmiechnęłam się.– Jestem Dasza.–To rozumiem! – ucieszyła się Ałłoczka.– Niech się pani nie boi, będę zawsze w pobliżu.Oczywiście francuskie doświadczenia są na pewno bardzo cenne, ale tu, w Rosji, wszystko wygląda trochę inaczej.Może się napijemy herbatki?I zaczął się dzień jak co dzień.O ósmej księgarnię zamykano.Ekspedientki całym stadkiem pobiegły do szatni.Zaczęłam się zbierać do wyjścia.–Och, mamo! Mamusiu! – dobiegł nagle z dołu dziewczęcy pisk.– Ojej, ratunku! Na pomoc!Wyskoczyłam z gabinetu i pędem rzuciłam się na dół.–Daszeńko, spokojnie – mitygowała mnie biegnąca z tyłu Ałłoczka.– Zaręczam, nic się nie stało!–Ale taki okropny krzyk… – Zwolniłam trochę.–Pewnie głupie dziewuchy przestraszyły się myszy – wyjaśniła Ałła.– Zaraz im powiem parę słów do słuchu.Weszłyśmy do szatni, rzuciłam okiem na stłoczone pod ścianą ekspedientki i zapytałam:–No, o co chodzi? Przestraszyłyście się małej myszki?–Tam – wybełkotała jedna z dziewcząt, wskazując palcem w stronę szafek na ubrania.– Tam…–Swieta! – Moja zastępczyni surowo ściągnęła brwi.– Jak ci nie wstyd, zachowuj się przyzwoicie! Pomyśl tylko, co taka mysz może wam zrobić? Zje was? Sama pewnie jest ledwo żywa ze strachu.–Tam, Ałło Siergiejewno, tam… – powtarzała w kółko dziewczyna.–To nie mysz – dokończyła cicho inna, wysoka, bardzo atrakcyjna blondynka.– To…–No dobrze, więc szczur – przerwała jej stanowczym głosem Ałła i podeszła do otwartej szafki ze słowami: – Myślałby kto, wielka rzecz, ja go tu zaraz… A-a-a-a!Przeraźliwy krzyk rozległ się w piwnicy, odbił echem od ścian i zamarł pod sufitem.Ałła osunęła się na podłogę.Rzuciłam się, żeby zajrzeć do metalowej szafki.W środku, wciśnięta do ciasnej, niewysokiej przegródki, legała młoda kobieta.Jej ciało było przedziwnie skręcone.Ktoś ją tam wepchnął, dosłownie złożoną na pół.Głowę miała przyciśniętą do stóp obutych w eleganckie skórzane botki.Twarzy nie widziałam, jedynie piękne, gęste blond włosy, lśniące niczym fryzura modelki reklamującej szampon Pantene.Nieszczęśnica była z całą pewnością martwa, gdyż żadna żywa istota nie wytrzymałaby w takiej pozycji dłużej niż pięć minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates