[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostawia-łam za sobą sześć lat swojego życia.Czy tak właśnie czują się uchodźcy?Gdzieś tam w dole został mój mąż, moje mieszkanie, przyjaciele, ca-łe moje życie.Byłam tam szczęśliwa.A potem widok zakryły chmury.LRKolejny prymitywny symbolizm.Wybaczcie.Siedziałam w fotelu, trzymając dziecko.Pewnie w oczach innych pa-sażerów wyglądałam jak normalna matka.Lecz wcale tak nie było, co bo-leśnie sobie uświadomiłam.Teraz byłam Opuszczoną Żoną.Kolejnymprzypadkiem w statystyce.W życiu odgrywałam już różne role.Byłam posłuszną córeczką, Cla-ire, a także niepokorną córką.Byłam Claire studentką I ladacznicą (kró-ciutko.Jak wspomniałam, jeśli starczy nam czasu, opowiem i o tym).By-łam Claire administratorką, żoną, a teraz byłam Claire opuszczoną żoną.Imówię wam — ta świadomość wcale nie podnosiła mnie na duchu.Zawsze myślałam (mimo wyznawanego liberalizmu), że opuszczoneżony to kobiety, które mieszkają w komunalnych blokach.Mężowie zo-stawili je, zatrzymawszy się tylko po to, by podbić im oko, zabierającwszystkie pieniądze, zostawiając je zapłakane, z mnóstwem nie opłaco-nych rachunków, opowiastką dla otoczenia, jak to wpadły na zamkniętedrzwi, a także czwórką małych, upośledzonych dzieci, samych urwisów.Z pokorą doznałam olśnienia, że jednak się myliłam.Przecież lo jabyłam opuszczoną żoną.Ja, Claire, kobieta pochodząca z klasy średniej.Może faktycznie byłoby to upokarzającym olśnieniem, gdybym nieczuła się zdradzona, zgorzkniała, po prostu wściekła.Kimże byłam? Ty-betańskim mnichem? Matką Teresą, do cholery?!Zabawne, ale użalając się nad sobą, rozumiałam jednak, że pewnegodnia, gdy to wszystko się skończy, stanę się lepszym człowiekiem, będęsilniejsza, mądrzejsza, bardziej wrażliwa.Ale chyba jeszcze nie teraz.— Twój ojciec to drań — szepnęłam do maleństwa.Pedziowaty ksiądz poruszył się gwałtownie.Musiał usłyszeć moje słowa.Po godzinie zaczęliśmy podchodzić do lądowania w Dublinie.Okrą-żaliśmy zielone pola na północ od miasta i chociaż maleńka nie mogłajeszcze niczego zobaczyć, uniosłam ją nieco wyżej, by ujrzała po razpierwszy Irlandię.Wyglądała zupełnie inaczej niż Londyn, który zostawi-łyśmy za sobą.Spoglądając na błękit Morza Irlandzkiego, szarą mgiełkęLRponad zielonymi polami, nigdy nie czułam się gorzej.Byłam strasznymnieudacznikiem.Wyjechałam z Irlandii sześć lat temu, podniecona i pełna nadziei naprzyszłość.Miałam znaleźć świetną pracę w Londynie, poznać wspania-łego faceta i odtąd żyć szczęśliwie.No i znalazłam świetną pracę, pozna-łam wspaniałego faceta i żyłam szczęśliwie — przynajmniej przez pe-wien czas —jednak wszystko; poszło nie tak jak trzeba i oto wracałam doDublina z upokarzającym uczuciem déjà vu.Ale zmieniła się jedna ważna rzecz.Teraz miałam dziecko.Cudowne, śliczne, wspaniałe dziecko.Niezamieniłabym tego na nic innego.Pomocny ksiądz wydawał się zażenowany, gdy bezradnie płakałam.„Trudno", pomyślałam.„Bądź sobie zażenowany.Jesteś facetem.Sampewnie doprowadziłeś do płaczu wiele kobiet".Miewałam już dni, gdy myślałam bardziej rozsądnie.Gdy tylko wylądowaliśmy, żwawo wysiadł z samolotu.Śpieszył sięjak wszyscy diabli.Już nie zaproponował mi pomocy przy bagażu.Wcalenie miałam mu tego za złe.Rozdział 3A teraz do biura reklamacji bagażowych! Zawsze spada na mnie takidopust Boży.Rozumiecie, co mam na myśli?Niepokój pojawia się, gdy wchodzę do hali przylotów i staję przy ta-śmie bagażowej.Nagle uświadamiam sobie, że ci wszyscy mili, kultural-ni ludzie, z którymi leciałam samolotem, zmienili się w antypatycznychzłodziei bagażu.Że każdy z nich obserwuje taśmociąg w celu przywłasz-czenia sobie moich toreb.Stoję tam z podejrzliwym wyrazem twarzy.Jednym okiem zerkamna otwór, w którym pojawiają się bagaże, drugim łypię po kolei nawszystkich pasażerów, starając się dać im do zrozumienia, że przejrzałamLRich niecne plany.Że wybrali sobie złą ofiarę.Zapewne sprawy miałyby się nieco inaczej, gdybym była osobą do-brze zorganizowaną, której udaje się zająć miejsce blisko początku ta-śmy.Zamiast tego zawsze ląduję na samym końcu, potem mrużąc oczy,staję na palcach, by dojrzeć, co pojawia się w otworze, a gdy wreszciespostrzegam swoją torbę, tak się boję, że ktoś ją ukradnie, iż nie mogęustać spokojnie i zaczekać, aż powoli dojedzie do mnie na taśmie.Biegnęwięc przez całą halę przylotów, by chwycić torbę, zanim uczyni to ktośinny.Tyle że zwykle nie udaje mi się przedostać przez zwarty kordonwózków innych pasażerów.Tym sposobem moja torba majestatyczniemija mnie i okrąża halę kilka razy, nim wpada wreszcie w moje ręce.Koszmar!Tym razem, o dziwo, udało mi się stanąć tuż przy otworze.Może in-ni ludzie starali się być dla mnie milsi, ponieważ byłam z małym dziec-kiem.Wiedziałam, że mała się przyda.Czekałam więc przy taśmie, usiłując zachować cierpliwość, szturcha-jąc się z pozostałymi pasażerami i uginając nogi za każdym razem, gdyktoś z impetem wjechał mi od tyłu wózkiem w łydki.Nawiązałam kontakt wzrokowy z tyloma osobami, z iloma było tomożliwe, w nadziei, że przekonam ich, by nie kradli moich toreb.Czyżnie takich właśnie rad udzielają kryminolodzy ? Wiecie, o co mi chodzi.Jeśli zostaliście porwani, starajcie się zaprzyjaźnić z przestępcą.Patrzciemu w oczy, aby zrozumiał, że jesteście ludźmi, a wtedy być może was niezabije.Jestem przekonana, że wiecie, o czym mówię.Jednak nic się nie działo.Oczy wszystkich były skupione na otworze w oczekiwaniu pojawie-nia się pierwszej walizki.Nikt się nie odzywał, nawet nie śmiał oddychać.I nagle.rozległ sięodgłos ruszającej taśmy!LRWspaniale!Tyle że to nie nasza taśma została wprawiona w ruch.Z głośnikówzabrzmiał komunikat.— Pasażerowie, którzy przybyli z Londynu lotem numer EI179, pro-szeni są o przejście do taśmy numer cztery po odbiór bagażu.35No proszę, a przez ostatnie dwadzieścia minut napis na tablicy znaj-dującej się nad taśmą numer dwa zapewniał nas, że właśnie tam pojawiąsię nasze walizki.Wszyscy rzucili się we wskazane miejsce.Przepychali się, jakby odtego zależało ich życie.Tym razem nikt już nie zwracał uwagi na dzieckow moich ramionach.Rezultat był taki, że znalazłam się na samym końcu taśmy numercztery.Przez chwilę wszystko było mniej więcej w porządku.Nawet byłam spokojna.Starałam się wyglądać na zadowoloną, gdy stojący wokół pasażero-wie po kolei odbierali z taśmy swój bagaż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates