[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dlatego Cymmerianin nie poprowadził swojego oddziału za armią — w rozwartą paszczę śmierci — ani z powrotem na pustynię, gdzie mieli duże szansę się uratować, lecz w górę, po skalistym zboczu, na prawo od zdradliwego Zawodzącego Wąwozu — gdzie nie odważyłby się pójść najśmielszy zwiadowca.Wspinaczka trwała długo i Conan wyraźnie słyszał odgłosy bitwy, dobiegające z dołu, z lewej strony: tak jak przypuszczał, w wąwozie na wojsko księcia czekały główne siły vagarańczyków i niepowstrzymana fala atakujących natknęła się na nieprzystępny brzeg utworzony przez oddziały obrońców.Serce ścisnęło się bólem — przecież zostawił tam towarzyszy broni na pewną śmierć i ignorancja Barucha nie była dla niego usprawiedliwieniem… Wiedział też, że jeśli książę zdecyduje się na odwrót, w drugim końcu wąwozu również będzie na niego czekać wojsko Vagaranu… Nie miał już innego wyjścia, trzeba było kontynuować wspinaczkę.Działaniami obrońców powinno się kierować z takiej pozycji, z której jak na dłoni widać całe pole walki i skąd sygnały przegrupowania wojsk zostaną usłyszane bądź zobaczone przez dowódców khorajskich wojsk.W całej okolicy było tylko jedno takie miejsce: na prawym zboczu, w pobliżu wierzchołka najwyższej z otaczających wąwóz skał — tam właśnie skierował Conan swój maleńki oddział.Była to długa i trudna wspinaczka.Skalnych odłamków leżało wszędzie tyle, że jeźdźcy musieli zsiąść z koni.Starali się nie naruszyć niepewnej równowagi kamieni — każdy nieostrożny ruch mógł spowodować lawinę i tym samym zdradzić plan Conana.Do wąwozu świt dopiero przenikał, ale tu, na górze już świeciło wiszące nad horyzontem słońce.Ludzie i konie, kamienie i skały rzucały długie, dziwaczne cienie.Wiatr szarpał gęstą grzywę włosów barbarzyńcy, śpiewał swoją smętną pieśń w szczelinach i rozpadlinach.Conan obejrzał się.Gdzieś tam, po prawej stronie upstrzonego pęknięciami skalnego występu, powinien kryć się sygnalista.Możliwe, że nie jeden.Trzech.Albo nawet pięciu…— Przygotować się do walki! — Cymmerianin odwrócił się do milczących towarzyszy.— Idźcie ostrożnie, ale nie musicie się specjalnie kryć.Zabijajcie każdego, kogo zobaczycie.Jedni żołnierze obnażyli miecze, inni przygotowali łuki.Oddział ruszył wzdłuż zbocza wąwozu.Z jego dna dobiegały powielane echem odgłosy dalekiej bitwy.Barbarzyńca jako pierwszy minął skalny występ; przed nim otworzył się szeroki, wiszący nad przepaścią gzyms.Conan w pierwszej chwili nie mógł pojąć, co właściwie widzi — było to zbyt zaskakujące i nieoczekiwane.Rzeczywiście, sygnały dawano stąd.Ale sygnalista nie był sam.Pośrodku kamiennego placu stał wysoki czterospadowy namiot, nad którym powiewała flaga Vagaranu.Otaczało go co najmniej trzydziestu żołnierzy.Obok namiotu Conan dostrzegł wysokiego mężczyznę w śnieżnobiałym turbanie.Z rękami skrzyżowanymi na piersiach, człowiek ten uważnie obserwował przebieg bitwy, która rozgorzała w wąwozie.Oto niski, krępy wojownik w bogatej zbroi, stojący na honorowym miejscu, powiedział coś i człowiek w turbanie podniósł rękę.W tej samej chwili żołnierz z całej siły zamachał jaskrawoczerwoną płachtą na skraju przepaści.Conan zauważył sygnał na przeciwległym zboczu wąwozu: sygnaliści przekazywali rozkazy jeden drugiemu!Cymmerianin w bezsilnej wściekłości zacisnął zęby.Dziesięciu lekkozbrojnych konnych przeciwko trzydziestu doborowym wojownikom nieprzyjaciela… Ale kto mógł przypuszczać, że sam Haszyd będzie się wspinał na taką wysokość, by osobiście dowodzić bitwą! Conan szybko się rozejrzał.Słońce świeci oddziałowi w plecy, a więc wróg nie od razu zauważy nieproszonych gości.Nie było czasu na rozmyślanie.Zwłoka mogła ich drogo kosztować.— Farum! — zawołał cicho Conan.Niewysoki smagły wojownik, jeszcze młody chłopiec, a już jeden z lepszych łuczników w armii Barucha, podał wodze swojego konia towarzyszowi i podszedł do barbarzyńcy.Ten wskazał obóz nieprzyjaciela.— Nie wychylaj się, bo cię zobaczą… Uda ci się trafić w tego w białym turbanie, który stoi przed wejściem do namiotu?Farum wpatrzył się w cel, potem pokręcił nad głową dłonią („macanie wiatru” — tak się to nazywało u łuczników) i w końcu wzruszył ramionami.— Nie wiem.Daleko i wiatr jest silny, nierówny… Cóż, spróbować można.— Podniósł łuk, wyjął z kołczanu strzałę, założył na cięciwę… ale Conan go powstrzymał.— Poczekaj.Jeśli nie trafisz, stracimy przewagę, jaką daje nam zaskoczenie, i napytamy sobie biedy.Będą bronić Haszyda jak tygrysica swoich dzieci — aż do ostatniego.A zabić go trzeba, bez przywódcy wojsko vagarańczyków stanie się bezbronne jak osierocony tygrysek.Musimy zadziałać inaczej…Conan zwlekał.Dziesięciu przeciwko trzydziestu.Przeciwnik ma przewagę liczebną, ale oni działają z zaskoczenia i są zręczniejsi… Do licha, nie wiadomo jeszcze, do kogo się szczęście uśmiechnie…Odwrócił się do zastygłych za jego plecami wojowników.— Wart nie wystawili, na razie nie zostaliśmy zauważeni.To znaczy, że od tej strony nie spodziewają się napadu.Zaskoczenie i szybkość — oto nasza jedyna szansa… Nie wiem, czy ktoś z nas przeżyje, ale chcę, byście wiedzieli: los naszych towarzyszy w Zawodzącym Wąwozie zależy wyłącznie od nas… Na koń! I oby nam bogowie pomogli.Najpierw idziemy zwartą grupą.Szybko, ale w miarę możliwości cicho.Jak tylko zostaniemy dostrzeżeni, przegrupujemy się i atakujemy trójzębem — ja w centrum.I wtedy starajcie się robić jak najwięcej hałasu.Nie wdawać się w długie pojedynki ze strażą, najważniejsze — przebić się do namiotu.Nasze cele — przede wszystkim biały turban, w drugiej kolejności bogata zbroja z prawej.Farum i Jozuf zostają tutaj, gdy zacznie się zamieszanie, strzelają z łuków do namiotu.Strzał nie żałujcie, ale starajcie się dobrze mierzyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates