[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziała mu też o graczach, których zamierzała wprowadzić.- Brzmi nieźle, ale na czym ten wielki przekręt ma polegać? Nie pisnęłaś ani słowa.- Na wszystko przyjdzie kolej - odparła, obracając w palcach kieliszek.Jej spojrzenie wędrowało po eleganckim wnętrzu restauracji, automatycznie wypatrując potencjalnych celów.Zrób wdech, znajdź matoła.Ubrana w małą czarną Annabelle odgarnęła farbowane rude włosy i napotkała spojrzenie faceta, który siedział trzy stoliki dalej.Palant od godziny pożerał ją wzrokiem, podczas gdy jego upokorzona towarzyszka wściekała się w milczeniu.Teraz powoli oblizał usta i puścił do niej oko.Ho, ho, cwaniaczku, za wysokie progi.Leo przerwał jej rozmyślania.- Słuchaj, Annabelle, nie zamierzam cię wyrolować.Do diabła, przebyłem dla ciebie szmat drogi.- Zgadza się, za moją forsę.- Jesteśmy wspólnikami, możesz mi powiedzieć.Nikomu nie powtórzę.Jej spojrzenie przesunęło się nad jego głowę, gdy dopijała caberneta.- Leo, nie wysilaj się, nawet nie umiesz dobrze kłamać.Podszedł kelner, podał jej wizytówkę.- Od tamtego pana - powiedział, wskazując mężczyznę, który rozbierał ją wzrokiem.Annabelle wzięła wizytówkę.Mężczyzna był łowcą talentów.Na odwrocie uprzejmie opisał, w jaki sposób chciałby ją przelecieć.Dobra, panie łowco talentów.Sam się o to prosiłeś.W drodze do wyjścia przystanęła przy stoliku, przy którym siedziało pięciu krzepkich facetów w prążkowanych garniturach.Powiedziała coś, a oni się roześmieli.Jednego poklepała po głowie, a drugiego, barczystego czterdziestolatka, cmoknęła w policzek.Wszyscy odpowiedzieli śmiechem na jej słowa.Przysiadła się i rozmawiała z nimi parę minut.Leo patrzył z zaciekawieniem, gdy wstała i ruszyła do drzwi.Gdy mijała łowcę talentów, ten zagadnął:- Hej, skarbie, zadzwoń do mnie.Poważnie.Twój ogień mnie rozpala.Wzięła szklankę wody z tacy przechodzącego kelnera.- To powinno cię ostudzić, ogierze.- Wylała wodę na spodnie faceta, który podskoczył jak oparzony.- Cholera! Zapłacisz za to, głupia dziwko.Jego towarzyszka podniosła dłoń do ust, żeby ukryć uśmiech.Gdy mężczyzna poderwał rękę, Annabelle błyskawicznie złapała go za nadgarstek.- Widzisz tych panów? - Skinęła głową w stronę pięciu gości, którzy patrzyli na niego wrogo.Jeden strzelał kostkami palców.Drugi wsunął rękę w zanadrze marynarki.Annabelle podjęła gładko:- Skoro gapisz się na mnie przez cały wieczór, musiałeś widzieć, jak z nimi rozmawiałam.Należą do rodziny Moscarellich.Ten na końcu to mój były, Joey Junior.Formalnie rzecz biorąc, nie należę do rodziny, ale z klanu Moscarellich nigdy się nie odchodzi.- Moscarelli? - powtórzył mężczyzna wyzywająco.- A kim oni są, do licha?- Byli rodziną numer trzy w przestępczości zorganizowanej w Vegas, zanim FBI nie przegoniło ich wraz ze wszystkimi innymi.Teraz wrócili do robienia tego, co umieją najlepiej, kontrolują związek śmieciarzy w Nowym Jorku i Newark.- Ścisnęła jego ramię.- Jeśli masz jakiś problem z mokrymi gaciami, jestem pewna, że Joey się tym zajmie.- Myślisz, że kupię te bzdety? - parsknął facet.- Jeśli mi nie wierzysz, podejdź i z nimi pogadaj.Mężczyzna jeszcze raz spojrzał na stolik.Joey Junior w muskularnej ręce trzymał nóż do steków.Jeden z kolegów przytrzymywał go, nie pozwalając mu wstać.Annabelle mocniej ścisnęła ramię mężczyzny.- Chcesz, żebym zawołała Joey’a i któregoś z jego kolegów? Nie ma obawy, nie uszkodzi cię zbyt poważnie, bo jest na zwolnieniu warunkowym i nie chce zadzierać z federalnymi.- Nie, nie! - Mężczyzna spuścił z tonu, odrywając spojrzenie od groźnego Joeya Juniora i jego noża do steków.Dodał cicho: - Nie ma sprawy.To tylko odrobina wody.- Usiadł, osuszając serwetką mokre krocze.Annabelle zwróciła się do jego towarzyszki, która bezskutecznie próbowała powstrzymać się od śmiechu:- Uważasz, że to zabawne, skarbie? W tym przypadku wszyscy śmieją się z ciebie, nie razem z tobą.Może spróbujesz znaleźć w sobie choć odrobinę godności.Jeśli nie, będziesz się budziła wyłącznie z takimi gówniarzami, aż w końcu zrobisz się taka stara, że wszyscy będą mieli cię w dupie.Łącznie z tobą.Kobieta przestała chichotać.Gdy wychodzili z restauracji, Leo powiedział:- O rany, pomyśleć, że traciłem czas na czytanie życiowych poradników Dale’a Carnegiego.Wystarczyło trzymać się ciebie.- Odpuść sobie, Leo.- Dobra, ale rodzina Moscarellich? Daj spokój.Kim naprawdę są ci goście?Księgowymi z Cincinnati, którzy pewnie szukają panienek na wieczór.- Miałaś fart, że wyglądali na twardzieli.- To nie fart.Powiedziałam, że ćwiczę z kolegą scenę z filmu, że tutaj to normalka.Poprosiłam, żeby udawali chłopców z ferajny, tworząc odpowiedni klimat.Powiedziałam, że jeśli dobrze się spiszą, może nawet dostaną role.Z pewnością to było najbardziej ekscytujące zdarzenie w ich życiu.- Tak, ale skąd wiedziałaś, że ten palant cię zaczepi?- Sama nie wiem, Leo, może przez ten maszt namiotowy w jego spodniach.Myślisz, że chlusnęłam mu wodą w krocze dla draki?* * *Nazajutrz Annabelle i Leo jechali wynajętym ciemnoniebieskim lincolnem po Wiltshire Boulevard w Beverly Hills.Leo uważnie przypatrywał się mijanym sklepom.- Jak się o nim dowiedziałaś?- Ze zwyczajnych źródeł.Jest młody i nie ma dużego doświadczenia w pracy na ulicy, ale mnie interesuje jego specjalizacja.Annabelle wjechała na parking i wskazała witrynę sklepu.- Tam spec od gadżetów kantuje klientów.- Jaki jest?- Bardzo metroseksualny.Leo popatrzył na nią pytająco.- Metroseksualny? A co to, do cholery, znaczy? Jakaś nowa odmiana geja?- Naprawdę musisz częściej bywać między ludźmi, Leo.I popracuj nad poprawnością polityczną.Minutę później Annabelle wprowadziła Leo do ekskluzywnego butiku.Przywitał ich szczupły, przystojny młody mężczyzna ubrany w elegancką czerń.Miał przylizane jasne włosy i modny jednodniowy zarost.- Jesteś dzisiaj sam? - zapytała Annabelle, spoglądając na nadziane klientki.Wiedziała, że muszą być zamożne.Tutaj rozmowa o butach zaczynała się od tysiąca dolców za parę, a uiszczenie tej sumy dawało szczęśliwej nabywczym prawo do zataczania się na dziesięciocentymetrowych szpilkach, dopóki nie pękną jej ścięgna Achillesa.Skinął głową.- Ale lubię pracę w sklepie.Dbam o jakość usług.- Jestem pewna - szepnęła Annabelle.Czekając, aż klientki opuszczą sklep, przekręciła tabliczkę na drzwiach i teraz od strony ulicy widniał napis „zamknięte”.Leo zaniósł do kasy damską bluzkę, a Annabelle w tym czasie wsunęła się za ladę.Sprzedawca wziął od Leo kartę kredytową, ale wypadła mu z ręki.Schylił się po nią.Gdy się wyprostował, Annabelle stała tuż za nim.- Masz tu naprawdę ładną zabawkę - powiedziała, patrząc na maleńkie urządzenie.Sprzedawca zdążył przeciągnąć kartą Leo przez szczelinę.- Proszę pani, nie wolno wchodzić za ladę - odparł, marszcząc czoło.Annabelle zignorowała jego słowa.- Sam to skonstruowałeś?- To urządzenie do weryfikacji - oznajmił sprzedawca zdecydowanie.- Potwierdza ważność karty.Sprawdza kody.Mieliśmy tu mnóstwo skradzionych kart kredytowych, dlatego właściciel polecił nam go używać.Staram się robić to dyskretnie, żeby klient nie czuł się zakłopotany.Jestem pewien, że pani rozumie.- Tak, oczywiście.- Annabelle wyciągnęła rękę i wysunęła urządzenie.- Tony, ta zabawka odczytuje nazwisko, numer konta i kod na pasku magnetycznym, żebyś mógł podrobić kartę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates