[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Tron już nie.Zesztywniał, łapiąc powietrze.Carthalla wczepiła się w jego ramię.Mglisty duch usiadł na tronie z czarnego drewna.Bezkształtny cień, na tle którego bliźniacze iskry świeciły szkarłatem jak oczy dzikiej bestii.Gdy wpatrywali się w to zmrożeni strachem, duch przybrał bardziej zdecydowaną formę… jakby zbierając w sobie materię.Ogniste oczy płonęły teraz jeszcze większym żarem, niczym szkarłatne gwiazdy.W jednej chwili, dzięki swym przenikliwym zmysłom, Kellory stał się świadom Obecności wśród nich Oblicza Potęgi.Moc biła od ducha, ogarnęła ich.Wszechobecna, przeogromna, o nieograniczonym zasięgu i potędze.A cień … szepnął!Początkowo Kellory nie mógł rozróżnić żadnych słów.Nic, poza niewyraźnym szmerem, jakby niespokojny wiatr buszował w suchych liściach.Lecz gdy cień nabierał kształtu i materii, jego szept stawał się silniejszy.Teraz słyszał go wyraźnie.— Byłeś niemądry, czarnoksiężniku, że ośmieliłeś się niepokoić mnie we śnie.Cień przemówił w Starym Języku, jakiego zwykli używać czarownicy, kapłani i królowie.Zbierając się na odwagę, Kellory odpowiedział w tym samym języku:— Czy jesteś duchem Yaochima?Cień uśmiechnął się słabo.— Jestem nim! Ja, który byłem kiedyś Władcą Cieni, sam stałem się cieniem.Tak los igra z duchami zmarłych!Cień ukształtował się już w pełni.Był to stary mężczyzna — wysoki i kościsty — odziany w strzępy szat pogrzebowych.Zmierzwione śnieżnobiałe loki falowały wokół czaszki, poruszane ruchem powietrza.W głębokich, ocienionych oczodołach błyszczały oczy.Ręka ducha uniosła czarodziejską laskę.— Źle postąpiłeś, chcąc ograbić mój grób ze skarbów, czarowniku.Gniew mój może powalić cię i wtrącić do Królestwa Cieni …Nim Kellory zdążył ruszyć się lub odezwać, duch wyciągnął ku nim laskę i wypowiedziałjakieś słowo.Lodowate okowy zacisnęły się wokół ciała Kellory’ego, ściśnięty w tej pułapce jak w imadle, był zupełnie bezradny.Dziewczyna, stojąca obok, krzyknęła ze strachu, w chwili gdy zimna, tajemnicza siła otoczyła i ją.Kellory znał to zaklęcie — zwano je Łańcuchami Klątwy.Opadł z sił i pogrążył się w rozpaczy.Usiłował się ruszyć, ale głowa opadła mu na piersi.Stracił odwagę.„Niestety — pomyślał — to miała być dla mnie próba sił — a ja jestem zbyt słaby …” Jedno jeszcze tylko mógł uczynić.I zrobił to.Uwolnił swą duszę z ram cielesnych i zatopiłsię w Świecie Mroków.IXPOJEDYNEK W PÓŁŚWIATACHKellory raz tylko, gdy terminował u Wielkiego Czarodzieja, zapuścił się do Królestwa Cieni.Wówczas był silny i dobrze zaprawiony.Teraz czuł jeszcze wewnętrzne wyczerpanie po walce z shioggua i ogromne znużenie po wielokrotnym nadużywaniu Siły Tajemnej w Dolinie Ciszy.Brakowało mu energii, by stoczyć pojedynek na płaszczyźnie bytów.Z ciałem pozostawionym w świecie fizycznym wyprawił się do Ziemi Niepewnej jako widmo światła.To przedziwna kraina, leży ona pomiędzy światem, zamieszkałym przez dusze zmarłych oraz Istoty, które nigdy nie były żywe i nie są ani realne, ani prawdziwe.Było to królestwo iluzji, a symbole zastępowały tam Realne Wartości.Szedł poprzez mroczny, szary las, gdzie ptaki nie śpiewały i nic się nie ruszało ani nie oddychało.Ziemia pod stopami była idealną płaszczyzną, bezbarwną jak proch, a drzewa rosły w nienaturalnej symetrii.Gdy przyjrzał im się bliżej, zauważył, iż twory te przypominały jedynie drzewa.W szarym podłożu znajdowały się idealnie koliste doły głębokiej czerni.Wiedział dobrze, jakie stworzenia zamieszkiwały Poddoły i bardzo starał się ich unikać.Wysoko w górze nie było nieba — żadnego rozległego i nie kończącego się sklepienia.Powietrze było natomiast gęste, jakby przemieszane z mgłą, która ponad wierzchołkami drzew stawała się coraz bardziej zawiesista.Tak to wyglądało.Spojrzenie poza mglistą zasłonę na czarne gwiazdy błyszczące jak tytaniczne oczy mogłoby spowodować utratę zdrowych zmysłów.Wiedział, że duch Yaochima wyśledzi jego ucieczkę i pomknie za nim.Istotnie, po pewnym czasie — w tej krainie nie przywiązywano wagi do jego upływu — dostrzegł swego wroga przemykającego pomiędzy drzewami.Widmo światła, jakim stało się teraz astralne ciało Kellory’ego, uzbrojone w wiązkę promieni symbolizujących w tym królestwie tajemnic jego czarnoksięską laskę, stanęło przed obliczem astralnego obrazu Yaochima.W Półświatach Yaochim nadal pozostał duchem.Tutaj jednak był niebotyczną masą głębokiej czerni, zaś jego różdżka przybrała postać snopu najgłębszej ciemności.Milczeli, głos tu się nie rozchodził.Mogli tylko walczyć — i walczyli.Pierwszy uderzył snop ciemności, ale Kellory odparował cios, w porę unosząc wiązkę promieni.Siła uderzenia, choć nie był to cios materialny, wstrząsnęła nim.Walczyli dalej, lecz zdawał sobie sprawę, że z każdą chwilą jego siły będą topnieć.„Lepiej walczyć od początku” — pomyślał.Nie miał jednak złudzeń, że przewaga jest po stronie jego przeciwnika.Wiązka promieni i snop ciemności splatały się w niezwykłym pojedynku.Niespodziewanie duch zaatakował z boku jarzące się promienie i zamknął je w kuli światła.Skrzydła ciemności rozpostarły się nad połyskującym astralnym ciałem Kellory’ego.Oddał cios, otaczając ciemną istotę chmurą płonącej aureoli.Migocące języki pochłonęła jednak ciemność, dusząc ich blask.Pajęczyna Yaochima opadła na Kellory’ego.Teraz już całkowicie pogrążył się w mroku.Zamiast daremnie walczyć z wymykającym się duchem, Kellory dał się wciągnąć w objęcia hebanowej chmury.Wiedział, że ma tylko jedną, jedyną szansę.Czuł, że się wypala.Czarne zasłony zimna otaczały go zewsząd.Zagubił się już prawie w objęciach ciemności i straszliwym chłodzie, jaki króluje w kosmosie gwiazd.Mimo słabnącej Siły Tajemnej, prawie już zemdlony, zaatakował korzeń ducha — i schwycił go.Ciemnym płomieniem paliła się Czarna Gwiazda — źródło mocy Yaochima.W każdym człowieku drzemią trzy byty.Zewnętrzny — fizyczny, otacza niczym muszla środkowy byt astralny, centrum wypełnia natomiast byt efemeryczny.Każdy byt ma swoje miejsce w każdym z Trzech Światów.Dobywając z siebie resztę sił, Kellory uchwycił efemeryczny byt Yaochima.Czarna Gwiazda próbowała wywinąć się z jego uścisku, lecz Kellory trzymał ją bezlitośnie.Językami światła dosięgnął jej głębin i zniszczył chakras, w którym spoczywało jądro potęgi czarnoksiężnika.Widmo ducha rozpływało się plamami umbry.Czarny Płomień wyrywał się z uścisku Kellory’ego, ale ten trzymał go mocno.Był już bardzo osłabiony — stracił dwie trzecie swych sił.Nie był już widmem blasku, ale mglistą, nikłą poświatą.Zaraz musi powrócić do Pierwszego Świata, bo inaczej na zawsze będzie błądził w Półświatach jako duch światła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates