[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle poczułem zimną energię, od której dostałem gęsiej skórki, i usłyszałem dwa stłumione odgłosy uderzenia, dochodzące ze schodów prowadzących do mojego mieszkania.Zmieniłem zdanie.Sięgnąłem po różdżkę i przygotowałem się do użycia bransolety ochronnej na lewej ręce, ale zanim doszedłem do schodów, dwie postacie przemknęły obok i ciężko upadły na zmarzniętą ziemię obok wysypanego żwirem parkingu.Potoczyły się w zmaganiach, aż jedna z ciemnych sylwetek, znajdująca się akurat pod spodem, wymierzyła kopniaka tej, która była na górze.Ten z wierzchu wyleciał w górę na wysokość ponad pięciu metrów, spadł na żwir z głuchym tąpnięciem i odgłosem wypuszczanego powietrza, pozbierał się i uciekł.Z uaktywnioną tarczą podszedłem do drugiego intruza, zanim zdążył się dźwignąć na nogi.Pchnąłem w różdżkę swoją wolę, aż runy rozjarzyły się purpurowo, a koniec zapłonął jaskrawo jak pochodnia.Wstrzymałem jednak uderzenie, podchodząc bliżej do nieproszonego gościa z wysuniętą w jego stronę różdżką.– Rusz się, a cię usmażę.Czerwony blask oświetlił kobietę.Miała na sobie dżinsy, czarną skórzaną marynarkę i białą koszulkę.I rękawiczki.Jej długie, kruczoczarne włosy związane były w koński ogon.Ciemne, podłużne oczy błysnęły na mnie spod długich rzęs.Na pięknej twarzy pojawił się wyraz ostrożnego rozbawienia.Serce załomotało mi w nagłym przypływie bólu i podniecenia.– No cóż – powiedziała Susan, spoglądając mi w twarz sponad skwierczącej różdżki – słyszałam o smażeniu się w piekle, ale to jest po prostu śmieszne.Rozdział 4Susan.Mój umysł zablokował się na dobre dziesięć sekund, w ciągu których gapiłem się na moją dawną ukochaną.Wyczuwałem aromat jej włosów i subtelną woń perfum, zmieszaną z zapachem nowej skórzanej marynarki i jeszcze innym, może nowego mydła.Jej ciemne oczy przyglądały mi się niepewnie i niespokojnie.W kąciku ust miała niewielkie draśnięcie, na którym pojawiły się kropelki krwi, czarne w czerwonym blasku płomienia różdżki.– Harry – odezwała się Susan cichym, spokojnym głosem.– Przerażasz mnie.Otrząsnąłem się z zaskoczenia i opuściłem różdżkę, podchodząc do niej.– Wielkie nieba, Susan, nic ci nie jest?Podałem jej rękę, a ona chwyciła ją i zręcznie zerwała się na nogi.Jej palce były rozgrzane jak w gorączce, nad skórą w zimowym powietrzu unosiła się para.– Tylko siniaki – stwierdziła.– Nic mi nie będzie.– Kto to był?Susan zerknęła w kierunku, w którym zniknął jej napastnik, i pokręciła głową.– Czerwony Dwór.Nie widziałam twarzy.Zdumiony zamrugałem.– Poradziłaś sobie z wampirem? Sama?Błysnęła uśmiechem, w którym znużenie mieszało się z satysfakcją.– Pracowałam nad tym.Rozejrzałem się wokół uważniej, starając się wykryć zmysłami ślad niepokojącej energii unoszącej się wokół Czerwonych.Nic.– Już go nie ma – przekazałem jej.– Ale nie powinniśmy tu zostawać.– Wejdziemy do środka?Już miałem się zgodzić, ale się powstrzymałem.Ogarnęło mnie potworne podejrzenie.Wyrwałem rękę z jej dłoni i cofnąłem się o krok.Między brwiami Susan zarysowała się pionowa kreska.– Harry?– To był ciężki rok – powiedziałem.– Chcę porozmawiać, ale nie zapraszam cię, żebyś weszła.Przez twarz Susan przemknął wyraz zrozumienia i bólu.Objęła się ramionami i skinęła głową.– Świetnie to rozumiem.To dobrze, że jesteś ostrożny.Cofnąłem się jeszcze o krok i ruszyłem w stronę swoich wzmocnionych stalą drzwi.Szła koło mnie w pewnej odległości, tak że mogłem ją widzieć.Pokonałem schody i otworzyłem drzwi kluczem.Potem wysiłkiem woli zneutralizowałem chwilowo zaklęcia ochronne broniące mojego mieszkania, stosowane jako magiczny ekwiwalent zaminowania terenu i alarmu przeciwwłamaniowego zarazem.Po wejściu spojrzałem na świecznik zamocowany na ścianie przy drzwiach.– Flickum bicus – mruknąłem.Poczułem łagodny strumień wypływającej ze mnie energii.Świece zapłonęły pełgającym płomieniem, oświetlając mieszkanie łagodnym, pomarańczowym blaskiem.Mieszkam w czymś w rodzaju jaskini złożonej z dwóch komór.W większej toczy się moje życie.Prawie cała powierzchnia ścian pokryta jest półkami pełnymi książek, a tam, gdzie ich nie ma, zawiesiłem tkaniny i pierwszy plakat filmu Gwiezdne Wojny.Podłoga jest zarzucona dywanami.Mam tu wszystko, od ręcznie tkanych Navajo po czarny dywan z dominującym elementem twarzy Elvisa o średnicy ponad pół metra.Tak samo jak w przypadku garbusa, wyobrażam sobie, że niektórzy uznaliby mój zestaw tkanin na podłodze za eklektyczny.Ja uważam je za coś, po czym się chodzi, żeby nie czuć lodowato zimnej, kamiennej posadzki.Z moimi meblami sprawa przedstawia się tak samo.Większość pochodzi z drugiej ręki.Nie pasują do siebie, ale są wygodne, można się na nich wyciągnąć, a przyćmione światło pozwala mi nie dostrzegać, że stanowią przypadkową zbieraninę.W niewielkiej wnęce znajduje się zlew, staroświecka lodówka i spiżarnia.Drewno w kominku wypaliło się na czarno-szary popiół, ale wiedziałem, że w głębi nadal tli się żar.Drzwi prowadzą do maleńkiej sypialni i jeszcze mniejszej łazienki.Mieszkanie może i jest dziadowskie, ale panuje w nim porządek i czystość.Odwróciłem się do Susan, nie odkładając różdżki.Bytom nadnaturalnym niełatwo jest przekroczyć próg domostwa, dopóki nie zostaną zaproszone przez prawowitego mieszkańca.Wiele obrzydliwych istot potrafi przybrać fałszywą postać i niewykluczone, że któraś z nich postanowiła mnie podejść, podając się za Susan.Przekroczenie progu bez zaproszenia kosztuje istotę nadnaturalną bardzo wiele wysiłku.Jeśli nie była to Susan, tylko coś, co przybrało jej postać – albo jeśli, niech Bóg broni, Susan przeszła pełną transformację w wampira – nie byłaby w stanie wejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates