[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawierała dziesięć zmian bielizny, pięć par butów i nic poza tym.Zasunęłam zamek.Przepakuję jutro.Zabrałam swoją pościel i poszłam spać na kanapę do gabinetu.Eryk przyczłapał za mną.– Aga, porozmawiajmy, proszę cię – jęknął.– Za późno.Nie ma już o czym.Całe lata chciałam o nas rozmawiać, a ty mówiłeś, że nie ma o czym, i że jestem przewrażliwiona.I niezorganizowana.Boże, jak mi lekko – zaśmiałam się histerycznie.– Aguś, musimy.- Eryk wyglądał, o ile to w ogóle możliwe, jednocześnie na zrezygnowanego i przerażonego.– Ja już nic nie muszę.Jak Stefania Grodzieńska.Eryk zamrugał.Nie miał pojęcia, kto to jest Stefania Grodzieńska.Przykryłam się kołdrą i ostentacyjnie odwróciłam do niego plecami.Siadł obok wersalki jak wielki, podpalany wyżeł.Przesiedział tak do świtu, a ja przeleżałam z otwartymi oczami.W końcu zrezygnowany, wrócił do sypialni.Pewnie rozbolał go kręgosłup.Moralny, ha, ha, ha.Rano wyszedł.Przepakowałam się nieco rozsądniej, zabrałam swoje dokumenty, w tym także paszport i amerykańskie świadectwo naturalizacji – nie ufałam mu ani na jotę – oraz tonę podręczników do angielskiego, kosmetyki i ręcznik.Właśnie wychodziłam, kiedy znienacka wrócił.Przebrać się na bankiet z okazji otwarcia bardzo ważnych regat sponsorowanych przez bardzo ważnego potentata kosmetycznego.Jeszcze tydzień temu planowaliśmy, że na ten bankiet pójdziemy razem.Zrobiło mi się słabo, chyba z nienawiści, nie byłam pewna.– Aguś, nie uciekaj.– Odciął mi drogę i bez przekonania próbował mnie objąć.Miał łzy w oczach? Pachniał moją ulubioną wodą toaletową.Bulgari.Nie dam rady.Jeśli nie wyjdę teraz, to nie wyjdę nigdy.Odsunęłam się.– Żegnaj – powiedziałam ze ściśniętym gardłem, bardziej do siebie, niż do niego.Zarzuciłam torbę na ramię i wybiegłam na duszną klatkę schodową, gdzie tuż za progiem, zgięta wpół, zatoczyłam się z łoskotem pod ciężarem spakowanego na chybcika dobytku, na obite płytą antywłamaniową drzwi sąsiada.*– Nie bądź głupia.– Malwina zamieszała energicznie herbatę z cytryną.– Za to, co ci zrobił, nie odpuściłabym.To przecież w połowie także twoje mieszkanie.Musisz tam wrócić.Dlaczego to ty masz się tułać po obcych kątach? Przecież nic złego nie zrobiłaś.Niech on się wyniesie, jeśli ma jakieś resztki honoru.Chcesz jeżyka? – Przybiła pieczątkę „English for You” na marginesie nowej edycji testów do egzaminu CAE, i z szelestem położyła na blacie paczuszkę ciasteczek.– Nie ma, Malwinko.Będzie ze mną mieszkał, że tak powiem, ad mortem defecatum.Był już precedens.Mieszkaliśmy tak razem w Stanach Zjednoczonych Ameryki, kiedy wrócił z Polski zakochany w Ilonce.Twierdził, że nie ma dokąd pójść, ani za co, więc równie dobrze możemy sobie być współlokatorami.Był z Ilonką nawet na Florydzie, i chwalił mi się, że udało mu się kupić takie tanie bilety lotnicze, wiesz? A w sezonie.– Żartujesz.– Malwina z niedowierzaniem wsadziła całego jeżyka do umalowanych na perłowo ust.– Na szczęście po którejś jego wyprawie na seks do Kraju, Urząd Imigracyjny USA stracił cierpliwość, i go deportował.– I ty tu za nim przyjechałaś?! Sorry, Aga, ale po co? Za czymś takim?! – Pieczątki na podręcznikach dla średnio zaawansowanych stały się bardziej wyraziste.– Zapewniał, że mnie kocha i żyć beze mnie nie może.No i uwierzyłam.– Boże.Musiałaś go strasznie kochać, biedaczko.– No.– Wiesz.– Malwina nagle spoważniała, jak ktoś, kto wspomina dawno zmarłą ciocię.– Też byłam z takim, na studiach.Kiwał mnie, jak chciał.Kiedy patrzę na ciebie, biedaku, wszystko wraca.To niesamowite, nie uwierzysz, ale naprawdę – złapała się za mostek – czuję ten sam ból, co wtedy.Boże, jak on mnie upokarzał, mikrobiolog zakaźny.Mieliśmy się pobrać.Na szczęście oprzytomniałam.Był taki punkt zwrotny, nigdy tego nie zapomnę.Jedliśmy zupę w barze studenckim.Barszcz zabielany.On jadł ze spuszczoną głową, z takim pedantycznym namaszczeniem, tak obrzydliwie oblizywał łyżkę, że zrobiło mi się niedobrze.Pomyślałam sobie, że nie jestem w stanie patrzeć dzień w dzień, jak je tę zupę, i oblizuje te łyżki, i tak aż śmierć nas rozłączy.Chyba miałam silniejszy instynkt samozachowawczy, niż ty.– Malwinka spojrzała na mnie wilgotnymi oczami.– Ale przejdzie, wszystko przejdzie.– Będzie dobrze.Musi.Należy mi się siedem lat tłustych po tym wszystkim.– Chrupnęłam Malwinowe ciasteczko.– W horoskopie „Twojego Stylu” napisali mi, że jakiś królewicz już odnalazł drogę do mojej samotnej wieży.Nawet by się zgadzało, bo wysoko mieszkam.Bez windy.Rozległo się pukanie do drzwi.Nieduży facecik w beżowych spodniach i koszulce z krótkim rękawem w błękitną kratkę, z beżową teczką pod pachą.– Dzień dobry.– Dzień dobry.Słucham pana? – Malwinka wyćwiczonym ruchem schowała kubek z herbatą pod biurko tak, że facecik niczego nie zauważył.– Chciałem zapłacić za czerwiec.Miranda Kawalec.Tygrysy.–.Tygrysy, Tygrysy.A, jest.Karta czy gotówka?– Gotówka.A więc to jest tatuś Mirandy.Z moich Tygrysów.Taki bezpretensjonalny i wyprasowany na gładko.A Miranda, którą bez powodzenia od ponad pół roku próbowałam przekonać, że pisze się forty, a nie fourty – cóż, z Mirandą nic nie szło gładko – w wieku lat dziesięciu przejawiała zamiłowanie do złotych sandałków i różowych bluzeczek z napisami obcojęzycznymi, całkowicie zresztą bezpodstawnie.Wyprasowany tatuś zapłacił i wyszedł.Tygrysy.Plus średnio zaawansowani.Chryste.Cztery godziny zajęć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates