[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z pewno¬ścią m i a ł a na głowie ważniejsze sprawy, niż p r o b l e m ambit¬n e g o m ł o d z i e ń c a , k t ó r e g o niesprawiedliwie w y r z u c o n o z drużyny baseballowej.M u s i a ł a myśleć o swoim n a s t ę p n y m pacjencie.M u s i a ł a myśleć o p l a n o w a n e j rozbudowie działu fizykoterapii.Z a s t a n a w i a ł a się, czy jest jakiś s p o s ó b , by p r z e k o n a ć radę szpitala do stworzenia oddzielnego gabine¬tu t e r a p i i wodnej.Z a s t a n a w i a ł a się, co Jace C o o p e r z r o b i łsobie w k o l a n o.- N i e , nie R e b e k o - m r u c z a ł a do siebie, kręcąc przy tym głową, tak że jej połyskliwe c z a r n e włosy kołysały się to w jedną, to w drugą s t r o n ę , lekko muskając r a m i o n a.Była za¬n i e p o k o j o n a faktem, że j e d n o w s p o m n i e n i e o tym człowie¬ku p o t r a f i ł o wpędzić ją w taką depresję.Jace C o o p e r dawno p r z e s t a ł być częścią jej życia.P o g o d z i ł a się z tą rzeczywistością, o d n a l a z ł a się w niej i p r z e s t a ł a już za nim tęsknić.Przez 7te lata z d a r z a ł o się jej p o z n a ć innych mężczyzn, wejść w i n n e związki.Jace C o o p e r już nic dla niej nie znaczył.Z u p e ł n i e nic.Nagle ktoś p c h n ą ł drzwi pokoju t e r a p e u t y c z n e g o.Był to d o k t o r D o n a l d C o r n i s h.S p o j r z e n i e R e b e k i s p o c z ę ł o n a mężczyźnie stojącym o kulach, o b o k d o k t o r a.M i a ł intrygu¬jący wygląd dzikiego, nieco wychudłego k o t a , który na swo¬im koncie ma więcej wygranych niż przegranych walk.Jego t r o c h ę zmierzwione włosy, c i e m n e przy skórze, s t o p n i o w o rozjaśniały się, aż do charakterystycznego z ł o t e g o połysku na k o ń c a c h.Spod k s z t a ł t n y c h brwi wpatrywały się w nią cie¬m n o n i e b i e s k i e oczy.Czując jak serce r o z p o c z y n a rozszalały t a n i e c , R e b e k a gwałtownie się schyliła, uderzając głową w p o z i o m y drążek.U p u ś c i ł a śrubokręt i p r z e w r ó c i ł a puszkę.Śrubki, n a k r ę t k i , pinezki i gwoździe rozsypały się po całej p o d ł o d z e.D e l i k a t n y uśmiech pojawił się na twarzy J a c e ' a.- C ó ż , Beko - p o w i e d z i a ł m i ę k k o - nigdy nie byłaś mecha¬nikiem w swojej r o d z i n i e.- To prawda.- Oczy Rebeki p ł o n ę ł y szmaragdowym og¬niem, gdy wpatrywała się w d o k t o r a C o r n i s h a.Mając m e t r siedemdziesiąt pięć wzrostu nie m u s i a ł a p o d n o s i ć głowy, by spojrzeć w oczy t e m u łysiejącem u j u ż mężczyźnie, w ś r e d n i m wieku.N i e p o c z u ł a się również z a ż e n o w a n a jego niezado¬wolonym wyrazem twarzy a n i plakietką na białym fartuchu identyfikującą go j a k o szefa o r t o p e d i i.M i m o swoich zaledwie trzydziestu lat, to właśnie R e b e k a była najważniejszą osobą na fizykoterapii i wszyscy w szpita¬lu o tym wiedzieli.Poza tym, p o m y ś l a ł a spoglądając przez o k n o na pacjentów w pokoju ćwiczeń, m o g ł a b y teraz utkwić wzrok w samym diable, żeby tylko nie k a z a n o jej zajmować się J a c e ' e m C o o p e r e m.Obserwowała, jak ten u ś m i e c h n ą łsię i zażartował na t e m a t czegoś, co p o w i e d z i a ł Bob Wilkes.Jace m i a ł ten rodzaj u r o k u , który przyciągał do niego ludzi.8Wszyscy a u t o m a t y c z n i e uwielbiali go.Był charyzmatyczny.Był niebezpieczny.R e b e k ę przeszły ciarki.Z p o c z ą t k u u z n a ł a to za o d r u c h o b r z y d z e n i a.N i e , p o p r a w i ł a się zaraz, n i e z d o l n a oderwać wzroku o d mężczyzny, p o p r o s t u z ł a p a ł a jakąś c h o r o b ę.W i o s e n n y k a t a r - z d e c y d o w a ł a.C z u ł a zawroty głowy, sła¬b o ś ć , gorączkę i j e d n o c z e ś n i e c h ł ó d.O s t a t e c z n i e p o c z u ł a n a d c h o d z ą c e p r z e z i ę b i e n i e.U p a r c i e nie przyjmowała d o w i a d o m o ś c i , że wszystkie te objawy ujawniły się, gdy Jace C o o p e r , po n i e s p e ł n a siedmiu latach n i e o b e c n o ś c i , wkuśty-k a ł z p o w r o t e m w jej życie.- D o m i n i k a lub M a x mogą się nim zająć, zresztą może iść gdzie indziej.N i e chcę mieć z nim nic wspólnego.- Ale c z e m u nie? - W pytaniu d o k t o r a C o r n i s h a wyczuwa¬ło się z a c h o d n i o t e k s a s k ą m a n i e r ę , k t ó r a tu, w Mishawaka w stanie I n d i a n a b r z m i a ł a b a r d z o niewłaściwie.D a w n o j u ż d a ł spokój z u d a w a n i e m twardego i R e b e k a wiedziała, że to po p r o s t u nie leży w jego n a t u r z e.Tak napra¬wdę, d o k t o r C o r n i s h był c a ł k i e m sympatycznym gościem.Te¬raz najzwyczajniej z a p y t a ł dlaczego, a R e b e k a znów się za¬myśliła.Tym r a z e m wyobraźnia k a z a ł a jej przywołać p a r ę niebieskich oczu.Dlaczego nie? - I s t n i a ł o milion przyczyn, dla k t ó r y c h nie c h c i a ł a , b y J a c e C o o p e r był jej p a c j e n t e m i dla których w ogóle nie c h c i a ł a go j u ż więcej widzieć.Przyczyna tkwiła w każdym z a k a m a r k u jej serca, k t ó r e on tak boleśnie z r a n i ł siedem lat wcześniej.Jej logiczny, analityczny umysł był z u p e ł n i e sparaliżowa¬ny b ó l e m , który po wrócił równie silny, jak wtedy.R e b e k a nie była osobą przechowującą urazy, ale s p o t k a n i e z J a c e ' e m wyważyło drzwi w jej p a m i ę c i , k t ó r e wolałaby raczej trzymać zabite gwoździami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates