[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skończywszy posiłek, pożegnał się serdecznie ze współtowarzyszami.–Powodzenia, Packy – życzył mu kieszonkowiec Tom.–Nie przestawaj nauczać – napomniał go z powagą siwy więzień z długim wyrokiem.– Pamiętaj o obietnicy złożonej matce, że będziesz dawał dobry przykład młodym.Ed, adwokat, który wyprowadził miliony z funduszu powierniczego swojego klienta, uśmiechnął się, machając przy tym ręką.–Daję ci trzy miesiące, zanim tu wrócisz – rzekł przewidująco.Packy nie okazał, jak bardzo go to ubodło.–Przyślę ci pocztówkę, Ed – obiecał.– Z Brazylii – dodał w duchu, ruszając za strażnikiem do biura, gdzie czekał już Thoris Twin-ning, jego obrońca z urzędu.Thoris promieniał.–Jaki szczęśliwy dzień! – wykrzyknął na powitanie.– Szczęśliwy,naprawdę szczęśliwy dzień.Mam wspaniałe nowiny.Kontaktowałem się z twoim kuratorem, znalazł ci zajęcie.Od następnego poniedziałku będziesz pracował w barze sałatkowym w restauracji Pa-lace-Plus, na rogu Broadway i Dziewięćdziesiątej Siódmej.W następny poniedziałek stado służby będzie mi podawać winogrona prosto do ust, pomyślał Packy, ale przywołał na usta uroczy uśmiech, którym oczarował Opal Fogarty i dwustu innych inwestorów oszukanych przez fikcyjną firmę spedycyjną Patricka Noonana.–Modlitwy mojej mamy zostały wysłuchane – odparł radośnie.Wzniósł oczy ku niebu, a jego ostre rysy przybrały wyraz wdzięczności.Westchnął.– Uczciwa praca za uczciwą dniówkę.Właśnietego mama zawsze mi życzyła.225–No, no, ależ piękne to auto – pochwaliła Opal Fogarty z tylnego siedzenia mercedesa Elwiry i Willy'ego.– Kiedy byłam mała, mieliśmy terenową furgonetkę.Ojciec mówił, że czuje się w niej jak kowboj.Matka odpowiadała na to, że prowadzi się ją jak wierzgającegobyka, więc rozumie, dlaczego ojciec czuje się jak kowboj.Kupił jąw tajemnicy przed matką.Mama była wściekła! Swoją drogą, poczciwy gruchot służył przez czternaście lat, zanim wreszcie zdechłna środku mostu Triborough w godzinie szczytu.Nawet ojciec przyznał wtedy, że czas się pożegnać z furgonetką, i tym razem matkatowarzyszyła mu przy zakupie następnego auta.– Parsknęła śmiechem.– Uparta się, że sama dokona wyboru.To był dodge.Tata jąrozzłościł, pytając sprzedawcę, czy wyposażenie obejmuje taksometr.Elwira odwróciła się, żeby spojrzeć na przyjaciółkę.–Czemu o to spytał?–Kochanie, prawie wszystkie taksówki były tej marki – wyjaśnił Willy.– To zabawne, Opal.–Tata był zabawny – odpowiedziała.– Zwykle nie miał grosza przy duszy, ale bardzo się starał.Kiedy miałam osiem lat, odziedziczył dwa tysiące dolarów i ktoś mu poradził, żeby zainwestował w akcje firmy produkującej spadochrony.Dał sobie wmówić, że tak zrobią wszyscy, którzy pracują w lotnictwie cywilnym, bo pasażerowie samolotów będą musieli mieć spadochrony.Chyba jestem dziedzicznie obciążona łatwowiernością.Elwira ucieszyła się, słysząc śmiech przyjaciółki.Była druga po południu; jechali drogą 91 w stronę Vermontu.O dziesiątej pakowali z Willym rzeczy na wyjazd, popatrując w telewizor w sypialni, kiedy pewien fragment wiadomości przykuł ich uwagę.Pokazywano Packy'ego Noonana opuszczającego więzienie federalne w samochodzie jego adwokata.Przy bramie wysiadł, żeby porozmawiać z reporterami.–Żałuję, że inwestorzy ponieśli straty przez moją firmę – mówił.Oczy miał pełne łez, wargi mu drżały.– Będę pracował w barzesałatkowym w restauracji Palace-Plus i poproszę, żeby dziesięć pro-23cent moich poborów zabierano na poczet spłaty ludzi, którzy stracili swoje oszczędności w mojej firmie.–Dziesięć procent z minimalnej płacy! – prychnął Willy.– Onchyba kpi.Elwira rzuciła się do telefonu, żeby zadzwonić do Opal.–Włącz kanał dwudziesty czwarty! – poleciła.I prawie natychmiast pożałowała, że zadzwoniła, ponieważ na widok Packy'ego przyjaciółka zaczęła płakać.–Och, Elwiro, niedobrze mi się robi na myśl, że ten wstrętny oszust jest wolny jak ptak, podczas gdy ja tu siedzę i marzę o tygodniowych wakacjach, bo jestem strasznie zmęczona.Zapamiętaj moje słowa, ten łobuz pryśnie do swoich kolesiów na Riwierę, czy gdzie tam są, z moimi pieniędzmi w kieszeni.Wtedy Elwira uparła się, by Opal spędziła z nimi długi weekend w Vermoncie.–Mamy dwie duże sypialnie i łazienki – zachęcała – a wyjazddobrze ci zrobi.Możesz nam pomóc odczytać mapę i znaleźć moje drzewo.Wprawdzie o tej porze nie wycieka z niego syrop, ale spakowałam słoik przysłany przez maklerów.Jest tam mała kuchnia,więc może zrobię naleśniki i spróbujemy, jak ten syrop smakuje.Poza tym wyczytałam w gazecie, że niedaleko miejsca, gdzie się zatrzymamy, będą ścinać choinkę do Rockefeller Center.Możemy popatrzeć, nie sądzisz?Nie musiała długo namawiać przyjaciółki.Opal nabrała wigoru, a w drodze do Vermontu wygłosiła tylko jedną uwagę na temat Pa-cky'ego Noonana.–Wyobrażam go sobie pracującego w barze sałatkowym w restauracji.Pewnie podkradałby grzanki i upychał po kieszeniach.Czasami Milo Brosky żałował, że w ogóle poznał bliźniaków Como.Wpadł na nich przypadkiem w Greenwich Village przed dwudziestu laty, wyszedłszy ze spotkania poetyckiego w lokalu Eddie-go.Benny i Jo-Jo zaśmiewali się głośno, siedząc w barze.24Było mi tam całkiem dobrze, wspominał Milo, sącząc piwo w głównym pokoju zapuszczonej farmy w Stowe w stanie Vermont.Akurat przeczytałem swój wiersz o brzoskwini, która zakochuje się w muszce owocowej, i uczestnicy spotkania uznali go za cudowny.Dostrzegli w moim utworze głęboki sens i wrażliwość, bynajmniej nieskażone sentymentalizmem.Czułem się tak wspaniale, że postanowiłem w drodze do domu wstąpić do baru, i właśnie wtedy spotkałem bliźniaków.Milo pociągnął kolejny łyk piwa.Powinienem był się wycofać z tej znajomości, rozmyślał ponuro.Nie można powiedzieć, że mnie źle traktowali.Wiedzieli, że nie zaistniałem jeszcze na dobre jako poeta i przyjmę każdą pracę, by zapewnić sobie dach nad głową.Tylko że akurat ten dach wygląda tak, jakby miał mi się zawalić na głowę.Oni na pewno coś knują.Milo zmarszczył czoło.Miał czterdzieści dwa lata, włosy do ramion i rzadką brodę; mógłby być statystą w filmie o Woodstock' 69.Chude ręce zwisały mu z kościstych ramion, szare oczy miały niezmiennie wyraz szczerej życzliwości, a melodyjny głos przywodził słuchaczom na myśl słowa takie jak „łagodność" i „czułość".Milo wiedział, że kilkanaście lat wcześniej bracia Como musieli pośpiesznie wynieść się z miasta, ponieważ byli zamieszani w aferę Packy'ego Noonana.Przez te lata nie miał od nich żadnych wiadomości.A pół roku temu znienacka zadzwonił do niego Jo-Jo.Nie powiedział, skąd dzwoni, spytał tylko, czy Milo byłby zainteresowany zarobieniem mnóstwa pieniędzy bez żadnego ryzyka.Miałby tylko znaleźć farmę do wynajęcia w Stowe w stanie Vermont.Musiała tam być wielka stodoła długości przynajmniej trzydziestu metrów.Do Nowego Roku miał tam spędzać weekendy.Niech pozna okolicznych mieszkańców, wyjaśni im, że jest poetą i podobnie jak J.D.Salinger czy Aleksander Sołżenicyn potrzebuje odosobnionego miejsca w Nowej Anglii, gdzie mógłby pisać w samotności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates