[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet rześkie listopadowe powietrze nie przywróciło jasności jej myślom.Wsparta silną ręką policjantki, pozwalała się prowadzić przez tłum, który właśnie wylał się na poniedziałkowy lunch, aż doszły do czekającego na nie samochodu.Żaden z policjantów nie nosił munduru, wóz też był zwykły, nieoznakowany.Policjantka usiadła z nią na tylnym siedzeniu.Tkwiła koło Ingrid w milczeniu, puściła też jej rękę, a wówczas, zupełnie nieświadomie, Ingrid obróciła głowę ku drzwiom hotelowym i ujrzała, jak jej mąż wychodzi bliższym wyjściem, tym z prawej strony drzwi obrotowych.Założyli mu kajdanki.Skrywał je płaszcz, którego nigdy przedtem nie widziała, niemniej byto oczywiste, że ma skute ręce.Po bokach kroczyli policjanci, dwu innych szło z tyłu, niosąc bagaż - jeden trzymałzniekształcony futerał koloru burgunda, drugi podróżną walizkę Santerre’a.Wyciągnąwszy szyję, ujrzała, że męża wsadzają do drugiego samochodu.Otwarta klapa bagażnika zasłoniła resztę.Policjanci tak się ustawili, że Ingrid nic dojrzała, jak podnoszą dziewczynę i wrzucają ją do środka.A choć nie oglądała tego widoku, wydał się jej przerażająco okrutny.15I rozdzielili ją z Gabrielem.To też było okrutne i wykańczające.Cala ta sprawa.Dlaczego jej posłuchali? Usiłowała przypomnieć sobie treść rozmowy telefonicznej.Jakich argumentów użyła, że potraktowali ją tak poważnie? Uwierzyli jej na słowo.Nie zdarzyło się to Ingrid od tak dawna, że aż zrobiło jej się niedobrze.Znowu obróciła głowę i ujrzała metalową kratę, kark kierowcy.Bezwładnie osunęła się na siedzeniu.Broda opadła jej na pierś, oczy zamknęły się.Hałas włączającego się silnika ogłuszył ją.Ruch samochodu odjeżdżającego od krawężnika wydarł okrzyk z jej piersi.Znowu poczuła na sobie dłoń policjantki.Potem jej ręka objęła ramiona Ingrid.Oparła się o nią i w tej chwili przypomniała sobie Ninę.Odpędzała od siebie myśl o niej, nie chciała jej w to wciągać, nawet w myślach.Ale nic mogła się powstrzymać.Zajechali przed komisariat.Ingrid przemierzyła dziesiątki schodów z policjantką u boku.Kierowca wskazywał jej drogę.Zastanawiała się, czy w ogóle potrafiłaby się stąd wydostać.Od tych wszystkich zakrętów i nowych kondygnacji zakręciło się jej w głowic, a do tego wpadała na przechodzących obok, którzy potrącali ją i poszturchiwali.Nareszcie znalazła się w ciszy pokoju, gdzie, siedząc przy stole, sączyła z tekturowego kubka kawę, nie mającą żadnego smaku.Również i kawa przypomniała jej o Ninie.Poranki, które spędzały wspólnie.I jak im było dobrze razem.Usiłowała się skupić, szeroko otworzyć oczy, usłyszeć, co ciągle powtarza tych dwoje ludzi.Ale dochodził do niej tylko własny, niespokojny głos, dopytujący się natarczywie: „Gdzie jest mój mąż?Coście z nim zrobili?"- Spokojnie, szanowna pani.Słowo, którego nie znosiła, wreszcie do niej dotarło.Niemiło jej było je usłyszeć, zwłaszcza z ust tego obcego, tłustego młodzieńca, którego miała przed sobą.Widok jego potężnych łap rozpostartych na stole, muskularnych ramion po prostu odebrał jej mowę.Potem oczom Ingrid objawiła się ręka kobiety, która dotknęła jego ramienia.16Mężczyzna odszedł od stołu.Ingrid ciągle wpatrywała się w ten sam punkt.Najpierw ujrzała talię kobiety, wąski pasek przytrzymujący jej spodnie.Ingrid zmierzyła go wzrokiem, rozszyfrowując, czego mógłby dokonać w rękach jej męża.Ale pasek skrył się zaraz pod krawędzią stotu, gdy kobieta usiadła.Pani Santerre - zaczęła.- Niech pani mnie posłucha przez chwilę.To pani do nas dzwoniła.Ingrid uniosła oczy, by napotkać spojrzenie tej kobiety.Przez chwilę zatonęła wzrokiem we włosach policjantki - długich, miękkich lokach, spływających nieco za ramiona.Przebiegła po nich spojrzeniem.Potem opuściła głowę i znowu ją uniosła, by zajrzeć kobiecie w oczy - głęboko osadzone, piwne, o łagodnym wejrzeniu.Tak bardzo przypominały jej oczy Niny, że ponownie opuściła głowę i skinęła potakująco, a policjantka powiedziała:Zgadza się, prawda?Nie, nieprawda sprostowała szybko.- To nie pani dzwoniła? -spytała kobieta z niedowierzaniem, przymilnie.Pani nic nie rozumie.Nie może pani tego zrozumieć.Chyba dość dokładnie wiemy, co się ram stało.To znowu ten facet.Jego głos wtargnął w tę chwilę, prze-poławiając ją, przyciągając wzrok Ingrid ku mężczyźnie, co sprawiło jej ból, przeniosła więc z powrotem spojrzenie na kobietę, stwarzając mylne wrażenie, że potrząsa głową.Gus, może zostawisz nas na moment? zapytała policjantka, nie patrząc nań.Utkwiła wzrok w oczach Ingrid, przykuła jej spojrzenie.Gdy Ingrid usłyszła, jak drzwi się otwierają, a potem zamykają, zapytała:Czy potrafi pani to zrozumieć?Usiłuję, pani Santerre.Jestem detektyw Reese
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates