[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piii allegro che possibile, szybciej niż można.Kryjąca owe nuty księga oprawiona w miękką brązową skórę z wypisanym złotymi literami moim imieniem to jedyna pamiątka, jaką po nim mam.Warta jest dla mnie więcej niż całe złoto i klejnoty weneckiej arystokracji.On traktuje mnie teraz jak przyjaciółkę i zaufał mi bardziej, niżbym pragnęła, powierzając swój największy sekret.Jednak gdy dorastałam, pragnęłam dostać od niego więcej, niż on chciałby dać.Pragnęłam jego szczególnej uwagi i muszę wyznać szczerze, że często mi ją poświęcał.Chciałam jednak też, by mnie bronił przed tymi, którzy chcieli wyrządzić mi krzywdę - od la Befany po Bernardinę.Kiedy maestro podróżował, często trafiałyśmy pod opiekę maestry Meneghiny która miała wąsy ciemniejsze od Vivaldiego i biła nas, gdy grałyśmy poniżej jej oczekiwań.Nazywałyśmy ją la Befana.Tak nazywa się paskudna czarownica, która lata na miotle i w dzień Objawienia Pańskiego daje dzieciom prezenty albo grudki węgla.Często nie dawał mi spokoju niezaprzeczalny fakt, że la Befana nie mogła pojawić się na świecie jako rozgoryczona stara kobieta, lecz kiedyś musiała być młodą dziewczyną i nie różniła się niczym od moich rówieśniczek z coro.Myśl o tym przyprawiała mnie o drżenie - skoro ona była kiedyś młoda jak ja, ja też mogę skończyć jako stara, okropna kobieta.Dzieci nie potrafią uwierzyć, że one też kiedyś się zestarzeją.Znają specjalną sztuczkę, która pozwala im wierzyć tylko w teraźniejszość.Bardzo chciałabym sobie tę sztuczkę przypomnieć.Jednak starzy ludzie, sądząc po tych, którzy mnie otaczają, żyją tylko przeszłością.Podejrzewam, że pisząc te słowa, zdradzam swój wiek.Przeszłość! Albo ją rozpamiętujemy, albo wierzymy głupio, że nadal jesteśmy młodzi.Dla mnie starość nadal pozostaje czymś, co przydarza się innym, ale mnie nigdy nie będzie dotyczyć.2 2Rozmawiałyśmy o tym czasem z Giuliettą.Zataczając się ze śmiechu i trzymając za brzuchy, jedna przed drugą starałyśmy się odmalować bardziej przerażającą wizję starości.Jednak kiedy śmiech cichł i patrzyłam na różowe policzki Giulietty i jej jasnoniebieskie oczy, nie mogłam uwierzyć, że coś tak przerażającego stanie się kiedyś naszym udziałem.Jedną z naszych ulubionych rozrywek w sypialni było odgrywanie sztuki, w której arystokrata prosi o rękę la Befany, gdyż zakochał się w jej pięknej grze na skrzypcach.(Wiedziałyśmy, że by zostać maestra, musiała należeć do grona najlepszych muzyków swojego pokolenia, choć nigdy nie grała i brała instrument do ręki tylko od czasu do czasu, by pokazać, jak robić dobrze to, co jej zdaniem robiłyśmy źle).Sztuka miała dwa zakończenia.W jednym la Befana i arystokrata składali przysięgę ślubną, a kiedy podnosiła welon, domagając się pocałunku, on przebijał się mieczem.W drugiej wersji, pan młody oglądał jej twarz jeszcze przed ślubem i uciekał z jej najlepszą przyjaciółką.Jeśli ktoś twierdzi, że dziewczynki są miłe, nigdy nie żył wśród nich.La Befana zachowywała swój specjalny gniew dla mnie, lecz ujawniała swe prawdziwe uczucia tylko wtedy, gdy maestro wyjeżdżał.Grałam ze zbyt wielką albo ze zbyt małą werwą, za szybko lub za wolno.Nigdy nie mogłam jej zadowolić.Kiedy mnie beształa, nigdy nie schylałam głowy jak inne dziewczęta, co doprowadzało ją do jeszcze większej furii.Nie dawałam jej satysfakcji, by zobaczyła, jak bardzo mnie boli, kiedy uderzała mnie batutą.Nigdy w twarz, ręce lub ramiona, lecz zawsze tam, gdzie nikt nie mógł dostrzec śladów.Nie wiedziałam wtedy nic o specjalnej przyczynie jej nienawiści.Giuliettą błagała mnie, żebym się ukorzyła, by la Befana dała mi spokój.„To grzech, Anno Mario, być tak dumną".2 3Zawsze była moją prawdziwą przyjaciółką; śliczna Giuliettą, która ściskała nogami wiolonczelę, jakby ćwiczyła dla kochanka, który ją w końcu stąd zabierze.Jednak to nie duma, lecz gniew kazał mi trzymać wysoko uniesioną głowę i nieruchomą twarz, gdy la Befana mnie biła.Patrzyłam prosto przed siebie i modliłam się do Najświętszej Dziewicy, żeby zjawiła się przed nami w całej swojej chwale i żeby moja nauczycielka padła na ziemię w strachu i wstydzie, ukrywając przed Bogiem ospowatą twarz.W moim śnie Dziewica wyciągała do mnie rękę.„Chodź, Anno Mario.Aniołowie płaczą".Czasami brała mnie za rękę nie Dziewica, lecz ukryta za welonem dama.Nie widziałam jej twarzy, lecz wiedziałam, kim jest.„Chodź, Anno Mario - mówiła do mnie głosem, który pamiętałam, jak pamięta się kołysankę niesłyszaną od dzieciństwa.- Wyjdź z tych murów, by cała Wenecja poznała, komu zawdzięcza te piękne dźwięki".A potem la Befana znów mnie biła.Jeśli Vivaldi przechodził akurat do zakrystii po zapas nowych piór lub by odpocząć między lekcjami, uśmiechałsię tylko i machał, nie patrząc na nas.„Grajcie dalej, moje aniołki!" - wołał przez ramię.A ja zadawałam sobie pytanie, jak człowiek, który dostrzega tak wiele, gdy w grę wchodzi jego własna reputacja, który słyszy najmniejsze uchybienie, najdrobniejszą pomyłkę w naszej grze, może zachowywać się, jakby nie miał ani oczu, ani uszu? Jak człowiek, którego muzyka otwiera serca wszystkich, którzy jej słuchają, ma w sercu tak niewiele miejsca dla kogokolwiek poza samym sobą?W tamtych dniach, przed pojawieniem się Anny Giró, liczyła się dla niego tylko muzyka.Nie było dla niego nic ważniejszego od ambicji.Nawet Bóg musiał czekać na swoją kolej, gdy Vivaldi komponował.Ludzie nadal uwielbiają opowiadać historię o tym, jak opuszczał swoje miejsce przy ołtarzu podczas mszy, po-2 4nieważ przychodził mu do głowy jakiś muzyczny pomysł.Zostawiał nas wszystkich i pędził do zakrystii, by go zapisać.Zdarzyło się to zaledwie kilka razy, zanim rada zwolniła go z obowiązku odprawiania mszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates