[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z zamyślenia wyrwał go dźwięk kroków na ganku.W pierwszej chwili pomyślał, że będzie miał gościa, i uniósł się, żeby wstać z kanapy.Kiedy jednak usłyszał, że ktoś otwiera drzwi na dole, zrozumiał, że Lauren Wyler wróciła do domu.Podszedł do okna, żeby coś zobaczyć, ale ujrzał tylko cień zamykanych drzwi wejściowych.Po chwili z dołu doszedł go dźwięk kroków i otwieranego okna.Potem kroki skierowały się w stronę sypialni.Postanowił zejść i przedstawić się.W końcu była jego sąsiadką.Poszedł do łazienki i uważnie przejrzał się w lustrze.Nie było źle.Gęste jasne włosy, opalona twarz, w sumie widok miły dla oka.Przeciągnął dłonią po policzkach.Właściwie należało tylko się ogolić.Potem zaraz zejdzie i przedstawi się.W tej chwili usłyszał muzykę.Kilka silnych akordów, krótki fragment tematu, przerwa i powtórzenie.Nie był to jego ulubiony gatunek muzyki, a jednak wrócił do pokoju i zaczaj nasłuchiwać.W powolnych głośnych akordach było coś, co przykuwało jego uwagę.Rodzaj smutku i powagi, nie pasujący do egzaltowanej panienki, zbierającej filiżanki z chińskiej porcelany.Postanowił, że zejdzie, kiedy muzyka ucichnie.Wyczuwał raczej niż wiedział, że przerywanie komuś gry nie należy do dobrego tonu.Zresztą, wcale mu nie zależy.Nie zamierza nikogo zmuszać, aby interesował się jego osobą.Jest autorem bestsellera i to ona powinna być dumna, że ma okazję go poznać.Usiadł w fotelu i oparł nogi na stoliku, uważając, by nie pobrudzić adidasami papierów profesora Phelpsa.Przymknął oczy i zaczaj słuchać Lauren Wyler.Nie wiedział, co gra.Jego znajomość muzyki poważnej ograniczała się do kilku starych płyt z nagraniami Carusa, przechowywanych przez babcię.Lauren Wyler mogła grać Bacha, Beethovena albo Brahmsa, albo wszystkich naraz.Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że cokolwiek by grała, robi to dobrze, że jest wielką indywidualnością i ma styl.Wiedział też, że będzie tak siedział, zasłuchany, dopóki z dołu dochodzić będą czarodziejskie dźwięki.Po pewnym czasie melodia zaczęła się zmieniać, uroczysta powolność ustąpiła miejsca skocznej lekkości.Nie było to jeszcze to, co lubił najbardziej, ale można było wytrzymać.Wyobraził sobie jej długie, białe palce biegające po klawiaturze i poczuł, że jest w tym coś zmysłowego.Nagle erotyczna wizja została zakłócona ledwo słyszalnym dysonansem, potem następnym, wyraźniejszym, wreszcie - fałszywą nutą.Była przecież znakomitą pianistką, grywała w najlepszych koncertowych salach, nagrywała płyty.Dlaczego nie była w stanie zagrać poprawnie rozpoczętego kawałka?Może powodem był brak słuchaczy.Nie wiedziała przecież o jego istnieniu.Tak sobie tylko ćwiczyła, miała prawo się mylić, miała prawo fałszować.Błąd w sztuce powtórzył się, raz, drugi, trzeci.Grała z widocznym wysiłkiem, on także zmuszał się do słuchania.Potem nastała cisza i to było jeszcze gorsze.Alec wyprostował się w fotelu, wyjął wykałaczkę z ust i wytężył słuch.Cisza.Nie mógł tam zejść teraz, nie podczas tej strasznej ciszy.Czekał mając nadzieję, że dojdzie go jakiś dźwięk - kroków, fortepianu, czegokolwiek.Nie usłyszał nic.I nie poszedł na dół.Rozdział 2Kiedy w sobotę wieczór wróciła do domu, ze zdziwieniem spostrzegła, że w oknach na pierwszym piętrze pali się światło.W czasie weekendu, który spędziła w Nowym Jorku, ktoś najwyraźniej wprowadził się na górę.Wcześniej czy później musiało do tego dojść.Władze uczelni nie mogły pozwolić na to, żeby tego rodzaju apartament stał pusty przez cały rok.Była jednak zawiedziona; przez pierwszy miesiąc pobytu w Albright miała cały dom dla siebie i zdążyła zasmakować w samotności.Teraz wszystko się zmieniło.Miała wrażenie, jakby jej coś odebrano.Podobnie obco czuła się w Nowym Jorku, mieszkając u przyjaciół, ponieważ swoje mieszkanie wynajęła przed przeprowadzką do Albright.Patrząc w oświetlone okna na pierwszym piętrze, otworzyła wejściowe drzwi i weszła do środka.Była bardzo głodna, od obiadu nie miała nic w ustach, ale kolację trzeba było odłożyć na później: bardziej niż jedzenie potrzebna jej była gra.Postawiła wypchaną torbę w sypialni, weszła do łazienki, przemyła twarz i zasiadła do fortepianu.Poprawiła taboret, ogarnęła spojrzeniem czarno - białe klawisze i uniosła dłonie nad klawiaturą.Przebiegła ją kilka razy szybkimi ruchami palców, po czym zaczęła grać swoją ulubioną etiudę Szopena.Szło jej dobrze.Lekka sztywność prawej dłoni dawała się przezwyciężyć.Uśmiechnęła się do siebie.Doktor Hayes był z niej zadowolony.Kiedy odwiedziła go w piątek w jego gabinecie na Manhattanie, powiedział, że widzi wyraźną poprawę.Ona sama poprawę dostrzegała wyłącznie w czasie rutynowych ćwiczeń terapeutycznych; z grą na fortepianie stale jeszcze były problemy, tak jakby prawa ręka pozostała mniej sprawna.Próbowała nie tracić otuchy.Chętnie słuchała słów doktora: „widzę wyraźną poprawę", „miewałem pacjentów z podobnym schorzeniem i rehabilitacja postępowała znacznie gorzej", „literatura medyczna pełna jest przypadków, które dają doskonałe rokowania", „musi pani zachować cierpliwość i spokój, a wszystko wróci do normy".Mówił tak od dłuższego czasu i nic nie wracało do normy.Palce prawej ręki były zaróżowione i lekko podkurczone, cała dłoń od czasu do czasu sztywniała i trzeba było ją rozcierać.Mimo to nie traciła nadziei.Nie tylko dlatego, że takie były zalecenia doktora Hayesa; miała znacznie ważniejszy powód: gdyby straciła nadzieję, że kiedyś znowu będzie mogła koncertować - nie miałaby po co żyć.Dlatego teraz grała, czując z radością, że palce prawej ręki stają się sprawne i giętkie, a niepokój gdzieś się ulatnia.Odprężyła się, wyprostowała, znowu mogła rozkoszować się muzyką.Nagle prawa ręka jakby zaczęła zamierać.W połowie pasażu dwa palce zesztywniały i podkurczyły się.Lauren drgnęła.Świadomość, że jest na górze ktoś, kto słyszy jej grę, wprawiła ją w popłoch.Skomplikowany pasaż stał się jeszcze trudniejszy, a jego wykonanie prawie niemożliwe.Ten ktoś, kimkolwiek był, słyszał przecież wszystko, każdą nutę, każde potknięcie.Sam fakt, że gra źle, był dla niej wyjątkowo przykry, lecz to, że istniał ponadto świadek jej klęski - było nie do zniesienia.Próbowała walczyć z narastającą niemocą, czuła, jak zalewa ją fala gniewu i rozpaczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates