[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęło żyć własnym życiem.- Dobrze ci? - szepnął.Czy dobrze? Nie potrafiłaby znaleźć odpowiednich słów na opisanie tego, co czuła.Angielski nie miał właściwych określeń na opisanie jej odczuć.A pragnęła następnych, intensywniejszych: jeszcze, więcej.Pragnęła go pieścić i być pieszczona.Pragnęła tak bardzo, że sprawiało to ból.Jake podniósł głowę i uśmiechnął się.- Może wydam ci się zarozumialcem, ale z całą pewnością nie reagujesz jak kobieta, która nie lubi seksu.- Może udaję - szepnęła ledwie słyszalnie.- W takim razie muszę się bardziej postarać - powiedział Jake z szelmowskim uśmiechem.ROZDZIAŁ SZÓSTYJake ukrył twarz na ramieniu Marisy.- Nie bolało cię?- Było wspaniale.- Przesunęła powoli palcem po jego brodzie.- Myślisz, że się udało? Że zajdę w ciążę?- Nie wiem.- Niemal zapomniał, z jakiego powodu znaleźli się razem w łóżku.I oto nagle przebudzenie.To nie działo się naprawdę.Żadnych sentymentów, uczuć.Marisie po prostu potrzebny był cenny materiał genetyczny.Poczuł chłód, pustkę.Miał nadzieję, że tym razem się nie udało, że ich próby będą trwać miesiącami.i ogarnęły go wyrzuty sumienia, że jest takim egoistą.Tu nie chodziło przecież o niego.Chodziło o Marisę, o dziecko i o tym tylko powinien myśleć.Pragnął tego dla niej, dla siebie w jakimś sensie też.Ale nigdy w życiu wyobrażenia nie rozminęły mu się tak bardzo z rzeczywistością.W seksie zawsze szukał zaspokojenia, rzadko angażował się emocjonalnie, a miłość w ogóle nie wchodziła w grę.Tymczasem dzisiaj pojawiła się i miłość, i szacunek.Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś takiego jak właśnie dzisiaj, kiedy kochał się z Marisą.Coś takiego mogło mu się już nigdy nie zdarzyć.Miał nadzieję, że za kilka miesięcy wszystko wróci do normy.Nacieszy się Marisą, ona zajdzie w ciążę, znowu będą przyjaciółmi, jak dawniej, a on wróci do swoich przelotnych związków z innymi kobietami, związków, z których świadomie eliminował uczucie.A jeśli tych kilka miesięcy z Marisą mu nie wystarczy? Jeśli będzie za nią tęsknił?Marisą spojrzała na budzik.- Do diabła! Obiecałam Lucy, że będzie mogła wyjść dzisiaj wcześniej.Muszę iść na dół.Wolał się nie zastanawiać, czy to prawda, czy tylko wymówka.Nie powinien ulegać sentymentom, dać się ponieść uczuciom.- Powiedziałem chłopakom, że wrócę późno z lunchu, ale pewnie już na mnie czekają.Sięgnął po leżące na podłodze spodnie.Lepiej udawać, że nic się nie stało, że tylko realizują swoją umowę i po prostu wskoczyli na chwilę do łóżka.Nic wielkiego.- Chcesz, żebyśmy się spotkali wieczorem? - zapytał, siadając na łóżku, plecami do Marisy.- Może powinniśmy spróbować jeszcze raz, dla pewności.Owulacja jeszcze się nie skończy, prawda?- Nie, ale mamy dzisiaj wieczorem robić z Lucy remanent.Nie mogę go przełożyć, już jesteśmy spóźnione, a lada dzień przyjdą nowe dostawy.Może spotkamy się jutro w porze lunchu?Innymi słowy miała go dosyć na dzisiaj.Trudno.Oboje muszą się oswoić z sytuacją.- W porządku, spotkamy się jutro.Głośne pukanie do drzwi sprawiło, że poczuli się jak para nastolatków przyłapanych przez rodziców w kompromitującej sytuacji.Wyskoczyli z łóżka i zaczęli się ubierać.- Kto to? - szepnął Jake, chociaż pukający i tak nie mógłby go usłyszeć.- Nie wiem.Może Lucy przyszła po mnie.- Marisa wciągnęła sukienkę.- Co powiemy?Pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe.- Nic nie musimy mówić.Po prostu otwórz i zachowuj się normalnie.- Jake włożył spodnie: koszulę i bokserki zostawił w łazience.- Ja się ubiorę i ogarnę.Marisa pobiegła do drzwi, przeczesując po drodze palcami włosy.Pukanie stawało się coraz głośniejsze, coraz bardziej natrętne.Kiedy otworzyła drzwi, do mieszkania wpadła Julia, narzeczona ojca Marisy.- Jakiś szaleniec na mnie napadł - jęknęła, chowając się za plecami Marisy.Marisa wyjrzała na korytarz i zdążyła jeszcze zobaczyć zatrzaskujące się drzwi mieszkania pana Kloppmana.- Nie przejmuj się, on jest nieszkodliwy.- Zamknęła drzwi i Julia dopiero teraz odetchnęła z ulgą.- Zdziwaczały staruszek, ale nie skrzywdziłby muchy.- Dzięki Bogu.- Stała na środku bawialni, okropnie wystraszona, i przyciskała torebkę do piersi.W obcisłych dżinsach i prostej jedwabnej bluzce wyglądała jeszcze młodziej niż przy pierwszym spotkaniu, w sklepie.- Krzyczał, że jestem kosmitką.- Ogląda zbyt często Z archiwum X.- Marisa teraz dopiero uświadomiła sobie, że nie założyła stanika, i skrzyżowała ręce na piersi.- Co cię sprowadza?- Chciałam ci to wręczyć osobiście.- Julia podała jej kopertę.- Zaproszenie.Naprawdę bardzo nam zależy, żebyś była na ślubie.Marisa przyjęła kopertę.- Niepotrzebnie się fatygowałaś.Mogłaś to wysłać pocztą.Julia zachmurzyła się, zrobiła krok w stronę drzwi.- Przepraszam, widzę, że przyszłam nie w porę.- Skądże.Właśnie się przygotowywałam, żeby zejść do sklepu.Chciałam tylko powiedzieć, że niepotrzebnie marnowałaś czas.Na pewno masz mnóstwo spraw do załatwienia przed ślubem.- Zaszłam do sklepu, ale Lucy powiedziała, że jesteś na górze.Poradziła mi, żebym zapukała do ciebie.Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam.Marisa usłyszała szum spuszczanej wody i w chwilę później pojawił się Jake: w wymiętej koszuli, ze zmierzwionymi włosami.Julia rzeczywiście nie mogła pojawić się w gorszym momencie.- Jake, pamiętasz Julię? - zagadnęła Marisa.Julia spojrzała na Jake’a, na Marisę i wiele wysiłku kosztowało ją, żeby powściągnąć domyślny uśmiech.- Miło cię widzieć, Jake.Uśmiechnął się bez wielkiego przekonania.- Muszę wracać do studia.Pogadamy jutro, Mariso.Otworzyła mu drzwi.- Do zobaczenia! - zawołała za nim.Jake zbiegł po schodach, nie oglądając się.Westchnęła i zajęła się na powrót Julią.- Przepraszam cię, ale jeśli nic już do mnie nie masz, powinnam zejść do sklepu.- Chciałam tylko wręczyć ci zaproszenie i upewnić się, że przyjdziesz na ślub.- Powiedziałam już, że przyjdę.- Chciałam się upewnić - powtórzyła Julia.- Mam wrażenie, że nie jesteś z ojcem w najlepszych stosunkach.Bystra młoda osóbka.- Obiecuję przyjść.- Nie zatrzymuję cię.- Wyszła i odwróciła się w korytarzu.- Przypudruj trochę twarz, bo masz czerwone policzki, i włóż suknię na prawą stronę.Ładnie.Marisa otworzyła usta, chciała coś powiedzieć, ale nic mądrego nie przychodziło jej do głowy.- Nie przejmuj się.Potrafię dotrzymać sekretu - powiedziała Julia i uśmiechnęła się tak szczerze, że Marisa nie miała powodu jej nie wierzyć.Jednocześnie zastanawiała się, w co właściwie wpakowali się z Jakiem.Po raz setny spojrzała na zegarek i niechętnym wzrokiem omiotła klientki kręcące się po sklepie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates