[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty też się zamknij! - powiedziała głowa gildii, potrząsając szablą.- Oddawaj sakiewkę, bo cię zabijemy.- Ja’laliel - odezwał się czarny szczur gildyjny - on powiedział „klocki".Kupiec by nie wiedział, że tak ich nazywamy.Musi być z Sa’kagé.- Zamknij się, Jarl! Potrzebujemy kasy.- Ja’laliel zakaszlał i splunął krwią.- Daj nam po prostu swoją.- Nie mam na to czasu.Przesuń się - odparł Durzo.- Oddawaj.Siepacz skoczył naprzód, lewą ręką wykręcił Ja’lalielowi dłoń od szabli, złapał broń i obrócił się.Prawym łokciem wyrżnął głowę gildii w skroń, ale powstrzymał cios na tyle, żeby nie zabić dzieciaka.Zanim szczury zdążyły się wzdrygnąć, było po walce.- Powiedziałem, że nie mam na to czasu - powtórzył Durzo.Odrzucił kaptur.Wiedział, że nie wygląda szczególnie imponująco.Był tykowaty, miał ostre rysy, włosy ciemny blond i rzadką, jasną brodę na nieco ospowatych policzkach.Ale równie dobrze mógłby mieć trzy głowy, sądząc po tym, jak dzieciaki się wzdrygnęły.- Durzo Blint - mruknął Roth.Kamienie uderzyły o ziemię.- Durzo Blint.- Imię rozległo się echem wśród szczurów.Siepacz zobaczył strach i podziw w ich oczach.Właśnie próbowali obrobić legendę.Uśmiechnął się krzywo.- Naostrz to.Tylko amator pozwala, żeby jego broń zardzewiała.Rzucił szablę do rynsztoka pełnego ścieków.A potem przeszedł przez tłum.Dzieciaki rozbiegły się, jakby mógł je zabić wszystkie naraz.Merkuriusz patrzył, jak siepacz odchodzi, znika w porannej mgle, jak znikało tyle innych nadziei w odpływie, jakim były Nory.Durzo Blint był wszystkim, czym nie był Merkuriusz.Był potężny, niebezpieczny, pewny siebie, budził lęk.Był jak bóg.Patrzył na całą gildię, która stanęła przeciwko niemu - nawet na dużych, takich jak Roth, Ja’laliel czy Szczur - i był rozbawiony! Rozbawiony! Pewnego dnia, przysiągł sobie Merkuriusz.Nie śmiał nawet pomyśleć całego zdania, bo a nuż Blint wyczułby jego czelność, ale marzył o tym każdą cząstką ciała.Pewnego dnia.A kiedy Blint oddalił się na tyle, żeby niczego nie zauważyć, Merkuriusz ruszył za nim.4Dwóch mięśniaków strzegących podziemnej komnaty Dziewiątki obrzuciło Durzo kwaśnym spojrzeniem.Byli bliźniakami i dwoma największymi facetami w Sa’kagé.Każdy miał wytatuowaną błyskawicę na czole.- Broń? - zapytał jeden z nich.- Szmaja - powitał go Durzo, odpinając miecz, wyjmując trzy sztylety, strzałki przymocowane do nadgarstka i kilka szklanych kulek, które nosił przy drugiej ręce.- Ja jestem Szmaja - odparł drugi, obszukując Blinta.- Byłbyś tak łaskaw przestać? Obaj wiemy, że gdybym chciał kogoś zabić, zrobiłbym to z bronią albo bez.Szmaja zarumienił się.- A może tak huknę tym ślicznym mieczem.- Szmaja chciał powiedzieć, że może byś tak udał, że nie stanowisz zagrożenia, a my będziemy udawać, że to dzięki nam - wtrącił się Bernerd.- To czysta formalność, Blint.Jak kiedy kogoś pytasz, jak się masz, ale wcale nie interesuje cię odpowiedź.- Ja nie pytam.- Przykro mi z powodu Vondy - powiedział Bernerd.Durzo zamarł, jakby wbito mu w brzuch lancę.- Serio - zapewnił go zwalisty mężczyzna.Przytrzymał mu drzwi.Zerknął na brata.Durzo wiedział, że powinien rzucić jakąś ciętą, ostrą albo zabawną odpowiedź, ale język miał jak z ołowiu.- Ehm, panie Blint? - odezwał się Bernerd.Durzo otrząsnął się i wszedł do pokoju spotkań Dziewiątki, nie podnosząc wzroku.To miejsce miało wzbudzać lęk.Wyrzeźbiona w czarnym szkliwie wulkanicznym platforma dominowała w pomieszczeniu.Na tym podwyższeniu stało dziewięć krzeseł.Dziesiąte znajdowało się ponad nimi jak tron.Przed krzesłami była tylko pusta podłoga.Ci, których odpytywała Dziewiątka, stali.Komnata miała kształt wąskiego prostokąta, ale była przestronna.Sufit znajdował się tak wysoko, że ginął w ciemnościach.Przez to przesłuchiwani mieli wrażenie, że odpytuje się ich w samym piekle.Fakt, że krzesła, ściany, a nawet podłogę ozdobiono rzeźbami małych, wrzeszczących gargulców, smoków i ludzi, nie działał łagodząco.Jednak Durzo wszedł ze spokojem bywalca.Noc nie kryła dla niego żadnych strachów.Cienie powitały jego spojrzenie, niczego przed nim nie chowając.Przynajmniej tyle mu zostało.Cała Dziewiątka oprócz Mamy K nosiła kaptury, chociaż większość wiedziała, że nie ukryje swojej tożsamości przed Durzo.Ponad nimi siedział na tronie Shinga - Pon Dradin.Był cichy i nieruchomy, jak zawsze.- Szona nie szyje? - zapytał Corbin Fishill.Był mocnym, przystojnym mężczyzną, słynącym z okrucieństwa, zwłaszcza wobec dzieci w gildiach, którymi zarządzał.Śmiechy, które mogło sprowokować jego seplenienie, jakoś zgasły pod wpływem złośliwości, która wiecznie malowała się na jego twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates