[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wołodymir ArieniewRara avisPrzełożyliWalentyna i Zbigniew Dworakowies&cEX LIBRISTa historia jest bardzo stara.Tak stara, że nie zachował się o niej żaden zapis.Jeśli kierować się współczesnymi poglądami naukowymi na świat, to jej prawdziwość pozostaje pod wielkim znakiem zapytania.Można nawet stwierdzić, iż nic takiego się nie zdarzyło, że wszystko jest tylko wymysłem chimerycznego opowiadacza.Oceńcie sami.Może istotnie się nie zdarzyło.Może nawet lepiej, gdyby tak właśnie było.Imperator podróżował.Albo zawojowywał świat - jedno drugiemu nie przeszkadza, jeśli jest się potężnym imperatorem.Jednak z czasem i podróże, i wojny spowszedniały mu, stając się śmiertelną nudą.Wszystko jedno, ile byś wymachiwał rękami, dokuczliwe muchy-myśli ciągle przylatują i siadają na twoim dostojnym czole - tam gdzie znajduje się nuda-marzenie.Tak pojawiają się straty, i rozczarowanie, i szepty poddanych za twoimi plecami.Poddanych można się pozbyć - ale jak pozbędziesz się własnych pleców?- Dlaczego się zatrzymaliśmy?- Przed nami dżungla, mój imperatorze.Wojsko nie da rady przejść przez gąszcz, zaczną się epidemie, stracimy wiele ludzi.Ponadto.- Dobrze, niech więc budują statki.Lecz My wolimy przemieszczać się po suchym lądzie.Wybrać najlepszych, wyruszamy jutro o świcie.- Rozkaz, mój imperatorze.A w oczach - czytasz w nich niby w książce - jedna jedyna myśl: władca zwariował.Uśmiechasz się: tak, zwariował z nudów.Tutaj, na wierzchołkach drzew, hałasują ptaki.Jest ich tu do diabła, różnych: wielkich i małych, szarych i nieprzyzwoicie barwnych.Są wszędzie, ich głosy wydłubały w twojej głowie setki tysięcy dziurek i teraz swobodnie snują się tędy i owędy; tylko ogień rozpełza się pod czaszką.Na postojach nie można jeść: papugi pikują z góry prosto na rękę i wyrywają z palców chleb oraz owoce.Kazałeś wziąć łuki i wystrzelać tych zuchwalców.Strzały skończyły się trzeciego dnia, ale ptaki, jak się wydaje, nadal mają się doskonale.Przyroda - żeby ją! - jest niezwyciężona i potężna.Rozkazujesz rozpiąć namiot, wchodzisz do środka i jesz w pośpiechu, otoczony strażą z obnażonymi mieczami.Ptaki padają pod ciosami.Na osadę tubylców oddział natrafił po tygodniu.Do tego czasu już nieraz żałowałeś, iż wdepnąłeś w ten interior.Ale przecież nie zawrócisz, bo tam zapewne już nie ma nikogo.Zbudowali statki i spłynęli rzeką, komfortowo i bez ptaków.A przynajmniej bez takiej ich obfitości.Oto i tubylcy.Nadzy, bosi, ciemnoskórzy.Z takich wyrastają dobrzy gladiatorzy, jeśli potresować ich przez trzy miesiące.Gdyby się miało ze sobą więcej ludzi, mogliby wyłowić tych dzikusów i zabrać do stolicy.Przecież mądrość to cecha konieczna dla każdego imperatora.Wymieniacie podarunki i poszukujecie wspólnego języka, innego niż mowa broni.My tobie damy trzy sznury korali, ty nas poprowadzisz na północ.Dobrze, niech będą cztery sznury.Pięć, ale to ostateczna cena.Mój imperatorze, oni targują się niczym kupcy ze Wschodu.Co powiesz, mój imperatorze.Przewodnik przygotowuje się, ruszacie dalej.Pięć sznurów za takiego gladiatora? Korzystny handel.- O co chodzi? Dlaczego się zatrzymaliśmy?- Mój imperatorze, przewodnik mówi, że dalej iść nie można.Trzeba obchodzić stroną.- A to dlaczego?!- On mówi, że.- Co właściwie?- On mówi, że tam jest bogini.- Jaka znów bogini, do diabła?- Rarawis.- Może chodzi o rzadkiego ptaka? Rara avis, co?- Mój imperatorze, on nie zna naszego języka na tyle dobrze, żeby.- Dobrze, już dobrze.Muszę się zastanowić.Stawiają namiot, strażnicy stają na warcie.Jakaś czapla (skąd się ona tu wzięła, przecież rzeczka jest daleko?!) przebija płótno namiotu i spada wprost przed tobą.Wyrywasz miecz, cios - czerwono-biała wyciągnięta głowa uderza dziobem obok prawej podpory, zalewając ją krwią.Podejmujesz decyzję.- Daleko jeszcze?- On twierdzi, że już blisko.- Zdaje mi się, że jesteś zdenerwowany?- Tak, mój imperatorze.Może niepotrzebnie tędy podążyliśmy? Mimo wszystko.- Głupoty!Szelest ogromnych jak zielone talerze liści nieznanych roślin tropikalnych.Coś wykrzykuje żuraw.- Oto on.- Gdzie? Pokaż.- Tam, na skale.Widzicie, panie?Tak, widzisz.I dlatego milczysz, nie odpowiadasz na pytanie.Po prostu patrzysz.Nieprawdopodobny, cudowny, baśniowy.Pióra jak ze złota; długie i cienkie nogi bocianie, tak delikatne, jakby miał je połamać pierwszy podmuch wiatru.Ptak stoi tyłem do ciebie.Potem odwraca się, a ty patrzysz.patrzysz.- To niemożliwe!Ptak ma ludzką głowę, głowę kobiety.Nie, nie ludzką, boskopiękną.Takiej piękności ty jeszcze nigdy.Nikt na świecie.Niesamowite, po prostu niesamowite!.- Co się stało, imperatorze?- Wracamy do obozu.Natychmiast!Robili wszystko, żeby ją pojmać, ale ona się nie poddawała.Cały czas lekko się uśmiechała.Zrozumiała, co się dzieje dopiero wtedy, kiedy okrutnie skopali tubylca-przewodnika.Zagadała nerwowo, niezrozumiale.- Co ona mówi? Zapytaj.- Kogo, mój imperatorze?- No, tego dzikusa, kogóż niby?- Jest martwy, mój imperatorze.- Po jakiego diabła? Nie kazałem przecież bić go na śmierć!- Rozumiecie panie, oni wszyscy tutaj z dziada-pradziada uważali tę.tę istotę za boską.- No i co z tego?- Sądzę, że też umarlibyście, panie, gdyby waszego boga wsadzono do drewnianej klatki.Potem wyruszyli do swoich.A z nieba, w dzień i w nocy, spadały ptaki.Kłuły dziobami ramiona, głowy, ręce, biły po nogach i umierały, umierały, umierały.Nakazałeś wyrzucić z poduszki całe pierze i napełnić ją trawą.Od pewnego czasu nienawidziłeś piór.Nic nie jadła.Zupełnie.Potem przestała się odzywać.Zapewne uświadomiła sobie, że jej mowy nikt tu nie zrozumie.Podchodziłeś do klatki, siadałeś na ziemi, patrzyłeś.To oblicze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates