[ Pobierz całość w formacie PDF ]
., prosiła o ochronę w związku z pogróżkami od mafii.– Dlaczego nie odesłałaś jej na policję?– Przecież jej nie pomogą.– Ivo.Jesteśmy agencją od spraw gospodarczych– napomniałem pouczającym tonem.– My nie zajmujemy się sprawami kryminalnymi– Może ty nie.– Jak to?– Ta kobieta potrzebuje pomocy.Jest zdesperowana.-Anie pomyślałaś, że jak wplączesz nas wjakąś chryję z gangsterami, to wkrótce my będziemy zdesperowani?– Mamy w zakresie usług ochronę ludzi.– Firm.I nie przed mafią.– Wiesz, co myślę, Michał? Kapucha urwała ci jaja.Jesteś pieprzonym eunuchem – wyrzuciła nadzwyczaj ostro i wcale nie na żarty.– Bierzesz tylko gówniane sprawy.A jak trafia się prawdziwy problem, to dajesz nogę.Nie o to chodzi w tym zawodzie.Miała rację.Ale czy to znaczy, że powinienem zrezygnować z pobierania opłat i działać charytatywnie?Jeśli ktoś myśli, że prowadzenie agencji detektywistycznej wiąże się z ciągłym wiązaniem końca z końcem, powinien spojrzeć w nasze księgi.Nie narzekaliśmy na brak pieniędzy, z tego powodu miałem ciągłe wyrzuty sumienia.Może to nie były miliony, lecz na kolację w dobrej knajpie i kawę w hotelu nie musiałem się szczypać.Na dodatek, ta nasza działalność wyglądała coraz bardziej brudno.Pośrednictwa korupcyjne, czyszczenie stołków, kradzież danych.Coraz bardziej przypominaliśmy bandycką agencję, a nie wywiad gospodarczy.– Ivo, posłuchaj, nie mamy doświadczenia w takich sprawach.Lepiej będzie jak przekażemy ją ludziom, którzy się na tym znają.W przeciwnym razie możemy tylko zaszkodzić sobie i klientce.– Pieprzysz.– Taki Rutkowski czy Ślęzak.Oni to potrafią robić.Mają układy z glinami, znają bandziorów, wiedzą co i jak.My nawet nie nosimy broni.– Masz broń, a Magda jest przecież gliną.– Laboratoryjną.Magda jest analitykiem policyjnym, a nie oficerem śledczym.A sama wiesz, jak ja strzelam.– To racja – Ivo wzdrygnęła się, zapewne na wspomnienie naszej ostatniej wspólnej wizyty na strzelnicy.Czasem zdarzało mi się cały magazynek posłać w kosmos.Za to ona miała oko jak snajper.– Wiesz, od początku myślałam, że możemy wkrótce rozszerzyć działalność.Spójrz, ty i Morgan (jak zwykle zapomniała wspomnieć o Magdzie) jesteście od spraw finansowych, a ja od kryminalnych.Proszę, pozwól mi… Machnąłem ręką.– Dobra, możesz się nią zająć, ale ostrożnie.Jak się umówisz z tą babką, daj znać, pojadę z tobą.– Poradzę sobie.Jesteś kochany – ruszyła do drzwi.– Zaraz – krzyknąłem, rozrzucając stos kartoników – Nie pamiętasz, co ci powiedziała Magda?Zrobiła minę jak robot przeczesujący hektary bibliotek pamięci.– Pamiętam – odparła w końcu.– Więc?– Właściwie to nic wielkiego.Kazała mi zapisać: „Zadzwoń, natychmiast”.*Magda była wkurzona.– Czekam od dwóch godzin na twój cholerny telefon.Czy nie możesz upomnieć tej pieprzonej jędzy, że jak mówię natychmiast, to znaczy szybciej niż bardzo szybko?To może w końcu kupiłabyś komórkę.Niechęć Magdy do telefonów komórkowych była trudna do zrozumienia.W końcu teraz każdy ma komórkę.Atak dzwoniła tylko do biura i to też niechętnie, bojąc się, że szefostwo ją namierzy.Nie robiła co prawda niczego złego, przecież tysiące policjantów dorabia na boku.– Ona nie jest sekretarką – sam się zdziwiłem, że bronię Ivo.– A kim? Może primabaleriną.Tak trudno ruszyć dupę i mały móżdżek i poprosić cię, żebyś przekręcił do partnerki?– Dobra, uspokój się.Przecież dzwonię.– Uff.Spokój? Dobrze ci mówić.Musimy się natychmiast spotkać.– Zgoda, ale powiedz, o co chodzi.– Nie przez telefon.Po tonie można było rozpoznać, że to nie są żarty.– Za piętnaście minut schodzę do parku – rozłączyła się.Po kwadransie parkowałem przy parku Dreszera.Magda rozejrzała się wokół i wsiadła na miejsce pasażera.Kazała mi schować komórkę do bagażnika.Wyjęła niewielkie urządzenie z czytnikiem i sprawdziła, czy w samochodzie nie ma podsłuchu.Kiedy przechyliła się przeze mnie, poczułem zapach Mirakle i poruszenie we własnych spodniach.To tylko normalna reakcja organizmu – starałem się wytłumaczyć.Magda wyglądała jak miniaturowa Claudia Cardinale.W najlepszych latach oczywiście.Ze smutkiem pomyślałem, że gdybym chciał wyobrazić sobie ideał piękna, wyglądałby właśnie tak, tylko powinno być go nieco więcej.Gdyby była większa, pewnie zawojowałaby żurnale mody, a gdyby nie jej głos, mogłaby zostać aktorką.Miała zaledwie metr sześć-dziesiąt wzrostu i głos jak świętej pamięci Władysław Komar – tubalny i zupełnie niepasujący do jej drobnego ciałka.– Co się stało?– O co chodzi z tym Hermanem Bolsem? – zabuczała.– Mówiłem ci.Facet ukradł mi portfel.Ale przecież to prawdopodobnie fałszywe nazwisko.– Być może – skinęła głową.– Jednak jak wpisałam jego dane, komputer natychmiast wyrzucił mnie z systemu.– Jak to wyrzucił?– Zwyczajnie.Podał komunikat, że dane są utajnione, a moje uprawnienia do ich przeglądania niewystarczające.– To wszystko? – zdziwiłem się, że chciała tak szybko się spotkać.– Nie rozumiesz? Oznacza to, że nazwisko Herman Bols wiąże się z czymś dużo większym niż twój cholerny portfel.System poprosił mnie o ponowną identyfikację i podanie pełnych własnych danych.Ktoś z Interpolu już mnie szuka.– Dobrze, że się wyłączyłaś.– To nie ma znaczenia – pokręciła głową.-Wchodząc do rejestrów, użyłam kodu Starego, ale pracowałam na swoim komputerze.Najdalej jutro ktoś dojdzie, że to ja przeglądałam dane, a wtedy wyda się, że chciałam to ukryć.Pytanie, po co.Muszę więc jak najszybciej złożyć raport Staremu, żeby był na to przygotowany.– Mówiłaś, że macie straszny burdel w tych waszych komputerach.– Mamy, ale Interpol nie ma.Ktoś dojdzie do nas tak czy inaczej.Pamiętasz, jak ci mówiłam, że możemy sprawdzać tylko pewne samochody, bo jeśli auto będzie kradzione, to w systemie zostanie ślad, że ktoś je sprawdzał.A wtedy powstaje pytanie, czy ten ktoś nie współpracuje ze złodziejami samochodów.To najprostsza droga, żeby wylecieć ze służby.– No to wpadliśmy.– W naszym przypadku ktoś zada sobie pytanie, po co szuka-liśmy Hermana Bolsa, który ma tajną kartotekę w Interpolu.– Problem w tym, że nie bardzo wiemy po co.– Właśnie.Kradzież portfela, jeszcze na dodatek nie zgłoszona, to za mało.– Racja.– Zaraz pójdę do Starego i powiem mu, że poprosiłeś mnie o przysługę i co z tego wynikło.– Sam mogę mu wszystko opowiedzieć.– Nie trzeba.– Magda podrapała się po głowie.– Jest jeszcze coś.– Tak?– Mówiłam ci już, że ten portfel i rozmowa na lotnisku wyglądają cienko.Musisz przygotować sobie jakąś bajeczkę na temat spotkania z Hermanem Bolsem.– Co proponujesz?– Nie wiem, możesz wymyślić, że faceta widziałeś już w Szarmie, że coś cię w nim zaniepokoiło, że potem rozmawia-liście w samolocie, nabrałeś jakiś podejrzeń.– Jakich znowu podejrzeń?– Zrozum, nikt ci nie uwierzy, że sprawdzałeś go tylko dlatego, że podszedł do ciebie na lotnisku i powiedział, że jest psychiatrą.– I że ukradł mi portfel.– I że ukradł ci portfel.Zastanowiłem się nad tym.W sumie Magda miała rację.Sprawa wyglądała podejrzanie.– Dobra, coś wymyślę.Czy coś ci grozi? Wzruszyła ramionami i odgarnęła pukiel włosów z czoła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates