[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy tak sobie obejrzał wszystkich, przymknął na chwilę oczy i potrząsnął głową, jak gdyby uznał, że jak dotąd nic godnego uwagi nie dostrzegł.Potem, pewien swego zdania, chcąc już tylko się w nim umocnić, zadarł głowę do góry i jednym długim spojrzeniem przejechał wkoło po wianuszku pochylających się nad nim twarzy.Po lewej stronie sklepu stał do pół opróżniony wór z nawozem sztucznym i, obejrzawszy sobie otoczenie, garbus tam się wdrapał, zasiadł wygodnie z nogą założoną na nogę i wyjął coś z kieszeni kapoty.Ów widok na dobrą chwilę wytrącił patrzących z równowagi.Merlie Ryan, ten od trzydniowej malarii, co to puścił po południu ową pogłoskę, pierwszy się odezwał.Wlepił oczy w trzymany przez garbusa przedmiot i spytał szeptem:- Co ty tam masz?Każdy z obecnych wiedział doskonale, co garbus trzyma w ręce.Była to bowiem tabakierka, która należała kiedyś do ojca panny Amelii, tabakierka cała z niebieskiej emalii, na wieczku delikatnieozdobiona wzorkiem z prawdziwego złota.Wszyscy znali ją dobrze i nie posiadali się ze zdumienia.Zerkali ostrożnie na zamknięte drzwi, skąd dochodziło ciche pogwizdywanie panny Amelii.- No, co to jest, Fistaszku?Garbus szybko zerknął ku górze i ściągnąwszy wargi odpowiedział:- Wiadomo, to pułapka, w którą się chwyta wścibskich.Potem pogrzebał w pudełeczku dwoma chudymi palcami iwsadził coś do ust, ale nie poczęstował nikogo.Nie była to nawet prawdziwa tabaka, tylko kakao zmieszane z cukrem.Postępował jednak z tą mieszaniną podobnie jak z tabaką, bo upychał małą prymkę pod dolną wargę, a potem co chwila zajeżdżał zgrabnie w dół językiem, żeby trochę zlizać, co było widoczne po grymasie wykrzywiającym twarz.- Zawsze mi tak gorzko, jakbym miał w ustach piołun - powiedział tytułem wyjaśnienia.- I dlatego potrzebuję czegoś słodkiego.Mężczyźni wciąż jeszcze stali razem pośrodku sklepu, trochę zmieszani i wypłoszeni.To poczucie nie ustąpiło nawet i potem, ale wnet złagodzone zostało innym wrażeniem - przytulności całego lokalu i jego odświętnej atmosfery.Nazwiska mężczyzn zgromadzonych w sklepie owego wieczora były następujące: Hasty Malone, Robert Calvert Hale, Merlie Ryan, pastor T.M.Willin, Rosser Cline, Rip Wellborn, Henry Ford Crimp i Horace Wells.Oprócz pastora Willina wszyscy oni, jak już wspomniano, byli pod wieloma względami do siebie podobni - wszyscy doświadczyli już takich i owakich przyjemności, wszyscy przepłakali i przecierpieli coś w życiu, z większością z nich można się było dogadać, chyba że wyprowadził ich ktoś z równowagi.Każdy z nich pracował w przędzalni i mieszkał jak inni w dwu- lub trzyizbowym domku, za który czynsz wynosił albo dziesięć, albo dwanaście dolarów miesięcznie.Wszyscy otrzymali tego popołudnia wypłatę, bo była tosobota.Toteż tymczasem myślmy o nich łącznie jako o grupie.Jednakże garbus już ich sobie w myślach sortował.Kiedy się rozsiadł wygodnie, zaczął od razu gawędzić ze wszystkimi, pytając jednego, czy jest żonaty, drugiego - ile ma lat, to znów, ile przeciętnie zarabia tygodniowo i tak dalej - aż stopniowo dochodził do pytań zupełnie już osobistych.Niebawem do grupy dołączyli się jeszcze inni mieszkańcy miasta, Henry Macy, paru leniów, którzy zwęszyli, że coś ciekawego się dzieje, kobiety przybyłe tu po mężów spóźniających się do domu i nawet jedno małe jasnowłose dziecko całkiem bez opieki, które na palcach zapędziło się do sklepu, porwało pudełko herbatników w kształcie zwierzątek i zaraz cichutko znikło.Tak więc w niedługim czasie w lokalu panny Amelii zrobiło się bardzo tłoczno, ale ona sama wciąż jeszcze nie otwierała drzwi od kantorka.Są ludzie, którzy jedną cechą odróżniaj ą się całkowicie od innych, zwyczajniejszych śmiertelników.Człowiek taki posiada specjalny instynkt, cechujący zazwyczaj tylko małe dzieci, instynkt nawiązywania natychmiast żywego kontaktu z wszystkimi dookoła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates