[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- ChodŸ, wybierz sobie coœ s³odkiego.Tracimy tu mnóstwo czasuEdith zainteresowa³a siê przysmakami wy³o¿onymi na straganieSofia czeka³a, przytupuj¹c lekko dla zabicia czasu.W koñcustraci³a cierpliwoœæ.- Edith.Czujê, ¿e zaczynaj¹ mi siê robiæ zmarszczki ze staroœci.Proszê ciê, zdecyduj siê na coœ wreszcie - ponagli³a.- Ju¿, ju¿ -próbowa³a j¹ uspokoiæ wci¹¿ niezdecydowana Edith.- Pomogê ci wybraæ.Sprzedawco.- zaczê³a Sofia wskazuj¹cna figê, ale Edith jej przerwa³a.- Nie, nie! Ju¿ wybra³am.Naprawdê.- Wreszcie!- Tak mi siê przynajmniej wydaje.Sofia jêknê³a w duchu.- Nad czym tu tyle rozmyœlaæ? Figi czy daktyle? Co wolisz?- To nie takie proste.Jedne s¹ maczane w miodzie.A te tutajs¹ posypane cypryjskim cukrem.Widzisz? Te na tej tacy maj¹cynamon, a tamte kardamon i ga³kê muszkato³ow¹.A popatrz nate.Sprzedawca mówi, ¿e maj¹ w œrodku migda³y.Potwierdzi³ skinieniem.- Najlepsze migda³y z pó³nocnego Rzymu.A te, milady, maj¹wyj¹tkowy smak, poniewa¿ moczono je w winie i ró¿nych wschodnichprzyprawach, a potem obtaczano w t³uczonych orzechachlaskowych z Francji.- Edith, weŸ po jednej z ka¿dego rodzaju.B³agam.- Nie mogê.To by³oby ob¿arstwo i musia³abym spêdziæ ca³yjutrzejszy ranek na modlitwach.Potrzebujê jeszcze tylko chwilki.Prawdziwe migda³y - szepnê³a z zachwytem.- Jakby wyros³yw œrodku w jakiœ cudowny sposób.- Prawdziwy cud bêdzie wtedy, jak siê wreszcie zdecydujesz mruknê³aSofia pod nosem.Z rêk¹ wspart¹ na biodrze spogl¹da³ana t³um, zastanawiaj¹c siê, dlaczego inni nie myœl¹ i nie postêpuj¹tak jak ona.To by jej znacznie u³atwi³o ¿ycie.Dosz³a do wniosku,¿e jej rycerz bezpowrotnie znikn¹³.Jakby w ogóle nigdy nie istnia³.Zaczyna³a nabieraæ podejrzeñ, ¿e tylko sobie go wymyœli³a.Nagle zza rogu mign¹³ niebieski p³aszcz.Po drugiej stronieplacu ukaza³a siê ciemna czupryna góruj¹ca nad t³umem g³ów.To by³ on.Do licha! Czy nie móg³ podejœæ bli¿ej w jej stronê?Szarpnê³a przyjació³kê za rêkaw.- Edith!- Ju¿ wybra³am.Patrz.Sprzedawca je pakuje.- Œwietnie! No to chodŸmy.- Chwyci³a Edith za rêkê i poci¹gnê³a za sob¹.- Poczekaj! Twoje pieni¹dze! I moje s³odycze! - Edith wyrwa³asiê jej i wróci³a do straganu.Zabra³a swoj¹ paczuszkê i wydan¹przez sprzedawcê resztê, po czym rzuci³a siê biegiem za Sofi¹,która upar³a siê, by tym razem odnaleŸæ tajemniczego rycerzaNie mog³a go straciæ z oczu.Edith bieg³a za ni¹ truchtem, ¿eby nad¹¿yæ.Sofia s³ysza³a, jakprzeprasza mijanych ³udzi, spychanych z drogi przez id¹c¹ przodemprzyjació³kê.- Czemu siê tak œpieszysz?Sofia ca³y czas rozgl¹da³a siê na boki.- Zaczynaj¹ siê wyœcigi.- Ale do wyœcigów trzeba iœæ w tamt¹ stronê! - zaprotestowa³;!Edith, próbuj¹c wskazaæ w³aœciwy kierunek.- To chodzi o inne wyœcigi - mruknê³a Sofia, kiedy dotar³y domiejsca, gdzie wczeœniej widzia³a rycerza.Przystanê³a, popatruj¹c doko³a.Znowu znikn¹³.Ten cz³owiek musia³ byæ chyba zjaw¹.Edith dysza³a ciê¿ko, przyciskaj¹c d³oñ do piersi.- Tu nic nie ma.¯adnych wyœcigów.Widzisz? Mówi³am ci,¿e idziemy w z³¹ stronê.- Zaczekaj.- Sofia wskoczy³a na mur, jakby by³a ch³opakiemstajennym, a nie dobrze urodzon¹ pann¹.Rozpostar³a ramiona.¿eby ³atwiej utrzymaæ równowagê.- Co ty wyprawiasz? Z³aŸ stamt¹d! To niebezpieczne.- Edithpatrzy³a na ni¹ wyraŸnie zaniepokojona.A¿ pisnê³a, kiedy kilkakamieni osunê³o siê spod stóp Sofii.- Nic mi nie jest- uspokoi³a j¹ Sofia.St¹pa³a po murzez odwag¹ i zrêcznoœci¹ linoskoczków, którzy wystêpowali namajowych jarmarkach.- Patrz! - Wykona³a kilka tanecznychkroków, by dowieœæ Edith, ¿e œwietnie sobie radzi.Edith tego jednak nie widzia³a, poniewa¿ zas³oni³a sobie oczyz przestrachu.Nieco ura¿ona brakiem zaufania Sofia przyjrza³a siê murowiprzed sob¹.Bieg³ na pó³noc i stawa³ siê stopniowo coraz wy¿szy.Gdyby jej siê uda³o dojœæ do samego koñca, gdzie styka³ siêz ³ukowat¹ bram¹ prowadz¹c¹ na plac, mia³aby widok prawie takdobry, jak z murów zamkowych.Posuwa³a siê coraz dalej, stawiaj¹c drobniejsze kroki, poniewa¿mur by³ stary i stromy.O ca³y wiek starszy ni¿ mury zamkowe.P³askie kamienie nie by³y po³¹czone ze sob¹ zapraw¹, tylkou³o¿one warstwami i sklejone niewielk¹ iloœci¹ skrusza³ej gliny.- Ok³ama³aœ mnie - zarzuci³a jej Edith.Sofia, nie odrywaj¹c oczu od muru, ostro¿nie, lecz pewnieposuwa³a siê do przodu, z jêzykiem w k¹ciku ust i wyci¹gniêtymisztywno ramionami.- A w jakiej to niby sprawie ciê ok³ama³am?- Tylko g³upiec by uwierzy³, ¿e nikogo nie szukasz.Opuszczamciê.W tej chwili.Nale¿y ci siê to.S³ysz¹c ton urazy w g³osie przyjació³ki, Sofia przystanê³ai spojrza³a w dó³.- Dobrze.Zaraz ci powiem.Muszê tylko podejœæ trochê dalej.- Co mi powiesz?- Jeszcze nie teraz.Nie chcê sobie skrêciæ karku.- Mia³a przedsob¹ jeszcze dwa ³atwe kroki, ¿eby siê dostaæ na szczyt, gdziekamienie wygl¹da³y ca³kiem solidnie i z pewnoœci¹ mog³y utrzymaæjej ciê¿ar, nie krusz¹c siê i nie osuwaj¹c.Jeszcze raz rozejrza³asiê po t³umie, omal nie trac¹c równowagi.- Uwa¿aj, Sofio.Kamienie s¹ obluzowane.Nic nie mo¿ebyæ a¿ tak wa¿ne, ¿eby ryzykowaæ upadek.Proszê ciê, zejdŸz tego muru.- Ale to jest wa¿ne! - Sofia œciszy³a g³os.- Szukam pewnegomê¿czyzny.Edith zrobi³a wielkie oczy.- Wiedzia³am, ¿e coœ jest na rzeczy! - Edith próbowa³a pstrykn¹æpalcami, ale jej siê nie uda³o, bo by³y lepkie od miodu.Kim on jest?- Nie znam go.Mo¿e ty go znasz? Pomó¿ mi go znaleŸæ.- Jak mam go szukaæ? Nawet nie wiem, jak on wygl¹da.- Jest wysoki i ubrany na niebiesko.W kolorze nieba.Makruczoczarne w³osy, a rysy twarzy tak regularne i piêkne, ¿e odsamego patrzenia na nie brakuje cz³owiekowi tchu w piersiach.Po³o¿y³arêce na wy¿szym poziomie muru, a stopê na wystaj¹cymkamieniu, gotowa podci¹gn¹æ siê w górê.- Jeœli mi siê uda wejœæjeszcze trochê wy¿ej, bêd¹ mog³a sprawdziæ, czy jest gdzieœw pobli¿u.- Uczepiona kamiennego wystêpu, spojrza³a w dó³.Za plecami Edith, patrz¹c prosto na ni¹, sta³ jej cudownieprzystojny rycerz.Z bliska ten wyœniony mê¿czyzna, na którego widok krew jejsiê burzy³a, a w g³owie wirowa³o, wydawa³ siê jeszcze piêkniejszy.Patrzy³ prosto na ni¹, chocia¿ odezwa³ siê do Edith.- Lady Edith, wygl¹da na to, ¿e twoja przyjació³ka coœ zgubi³a.O tak, zgubi³am serce.- Nie coœ, lecz kogoœ.- Edith wyjê³a z paczuszki figê i doda³aobojêtnym tonem: -Wypatruje jakiegoœ mê¿czyzny.-Wbi³a zêbyw owoc.- Podobno przystojnego.Rycerz wybuchn¹³ g³oœnym, dudni¹cym œmiechem.Gdyby mog³a wepchn¹æ ca³¹ torbê fig, albo lepiej ca³¹ tacê,ca³y stragan fig w niewyparzon¹ buziê Edith, zrobi³aby to z rozkosz¹.Zamiast tego jedynie na moment odwróci³a wzrok, na tyle,by wykonaæ pierwszy krok z dziesiêciu, jakie musia³a zrobiæ, ¿ebyzejœæ z tego przeklêtego muru.Pierwszy krok by³ w porz¹dku.Nastêpny ju¿ nie.Kamienie zagrzechota³y i usunê³y jej siê spod nóg.Potknê³a siê, wyda³a z siebie pisk przestrachu i spad³a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates