[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ramieniem obejmowała górną balustradę.Prawie udało się jej usiąść, dzięki czemu skutecznie broniła się przed wpadnięciem do wody.Zanim jednak Hank zdołał zbliżyć się na odległość głosu, kadłub pogrążył się jeszcze bardziej.Górny pokład razem z resztką balustrady znajdował się teraz nie więcej niż trzy metry nad poziomem morza.- Skacz! - krzyknął, rozchlapując ramionami wodę i ciągnąc za sobą kamizelkę.Dziewczyna rozglądała się dookoła.- Skacz!- Nie mogę! - odkrzyknęła.- Skacz szybko!Pokręciła przecząco głową i mocniej przywarła do balustrady.Tuż obok niej płomienie wybuchły z nową siłą.Właśnie wtedy Hank zauważył dzieci.Dwoje przerażonych maluchów wpatrujących się w niego.Wisiały uczepione poręczy po bokach dziewczyny.Ona teraz także patrzyła na niego i wołała:- Dzieci!Ciemny tłumoczek spoczywał na jej kolanie podtrzymywany jedną ręką.Hank zdał sobie sprawę, że słyszy wśród zgiełku płacz zupełnie małego dziecka.Zaklął paskudnie.Rozglądając się na wszystkie strony, zdołał umieścić dodatkową kamizelkę pod pachą.Na wodzie unosił się pojemnik na śmieci.Podpłynął do niego, opróżnił go i ustawił w pozycji pionowej.Utrzymując się blisko miejsca, gdzie była kobieta z dziećmi, pilnował, by blaszana puszka zbytnio się nie oddaliła.Dzieliły go od nich niecałe trzy metry.- Rzuć mi je! - krzyknął.Zamarła w bezruchu kobieta wpatrywała się w niego.- Rzuć dziecko! Złapię!Odwinęłaje z kocyka.Tak, to był maleńki berbeć.Wychylając się do granic możliwości, trzymała go za rączki i starała się opuścić jak najniżej.Dziecko głośno płakało.Hank sięgał po nie raz po raz.Puściła.Wrzeszczący szkrab wylądował w jego rękach.Umieścił go w koszu na śmieci, który przytrzymywał teraz jedną ręką starając się nie dopuścić do tego, by woda wlała się do środka.Pojemnik niczym pudło rezonansowe nagłaśniał płacz.Dźwięk stawał się nieznośny, zagłuszał wszystko.Od czegoś takiego mogły rozboleć zęby.- Zrzuć koło ratunkowe! - wołał przykładając brzeg dłoni do ust.Kobieta wciągnęła się przez poręcz na pokład i próbowała zdjąć koło z haka.W chwilę później obręcz upadła na fale.- Teraz skacz! - krzyczał do niej.Poruszała się bardzo zwinnie.Przeciągnęła dzieci do końca balustrady i pomogła im wejść na krawędź burty.Za nimi szalał ogień.Wyglądali jak czarne figurki na tle pomarańczowoniebieskiej ściany płomieni, która zdawała się ich pochłaniać.- Skacz! - wrzasnął.Sekundę później odważyła się na to pociągając ze sobą dzieci.Z głośnym pluskiem wpadli do wody o metr od niego.Hank wstrzymał oddech.Wypłyń na powierzchnię, maleńka.No, kochanie, postaraj się.Głowa kobiety wyłoniła się po chwili.Obok pokazały się główki dzieci.Starsze z nich - dziewczynka - krzyczało, że nie umie pływać, w panice rzucało się gwałtownie i płakało.Hank swobodną ręką sięgnął po najbliższego malucha - chłopaczka, który zaczynał zanosić się płaczem.- Obejmij mnie za szyję!Chłopiec przestał płakać i posłusznie wykonał polecenie.Dziewczynka nadal głośno krzyczała i rzucała się po powierzchni wody prawie topiąc blondynkę.Płaszcz, który kobieta miała na sobie, krępował jej ruchy.Hank popchnął w jej stronę kamizelkę ratunkową.- Ściągnij płaszcz i załóż kamizelkę!Kobieta próbowała ubrać w kamizelkę rozhisteryzowaną dziewczynkę.- Załóż na siebie! - wrzasnął.- Ja umiem pływać! Ona nie! - odkrzyknęła starając się utrzymać na powierzchni wody.- Załóż kamizelkę na siebie, a dziecko możesz przecież trzymać! - wołał poprawiając pozycję chłopca uczepionego jego szyi.- Masz dość sił, żeby utrzymać ją z głową nad wodą?Blondynka potaknęła uwalniając się wreszcie od płaszcza.Posłuchała Hanka i robiła dokładnie to, co kazał.Zauważył, że za nią unosi się na falach koło ratunkowe, nie mógł jednak puścić pojemnika.- Złap koło ratunkowe!Zapiąwszy kamizelkę, dziewczyna rozglądała się bezradnie.- Za tobą!Sięgnęła do tyłu i chwyciła je, a potem położyła na nim ręce dziewczynki.Położyła się, robiąc z własnego ciała rodzaj pomostu, i dziecko przestało rzucać się konwulsyjnie i z głowąopartą o obręcz jedynie płakało.Kobieta zaczęła mówić coś cicho.- Wszystko w porządku?! - zawołał Hank.Blondynka spojrzała na niego i kiwnęła głową potakująco.- Zaraz będę z powrotem! - krzyknął umieszczając przed sobą pojemnik z niemowlakiem i popychając go z całych sił.Ręce chłopca zacisnęły się na szyi Hanka tak mocno, że prawie się dusił.Dzięki kamizelce ratunkowej i pływającemu po powierzchni koszowi na śmieci utrzymywali się nad lustrem wody.Szkrab w koszu darł się wniebogłosy, a to znaczyło, że nie jest z nim tak źle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates