[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Glenn był swym najsurowszym sędzią.Bezkompromisowy wobec siebie, żądał tego samego od wszystkich, a ponieważ to on był geniuszem, nie inni, musiał tym geniuszem przytłaczać i niszczyć innych.Wertheimer był pianistą utalentowanym – zaledwie utalentowanym – a przy tym słabą osobowością.Jego talent sparaliżowała całkowicie świadomość geniuszu Goulda (narrator woli tu być drastyczniejszy i powiada, że to geniusz Goulda zniszczył Wertheimera).Jeśli Glenn po prostu się przebijał, Wertheimer uważał wciąż, że „musi się przebić”, o ile Glenn dokonywał po prostu osiągnięć, Wertheimer czuł, że „musi potwierdzić” swe istnienie dokonaniem duchowym.Glenn chodził z lekkością i bezpretensjonalnie, natomiast u Wertheimera nawet chód zdradzał niepokój egzystencjalny.Opanowany egzystencjalną zawiścią (określenie to pojawia się w Bratanku Wittgensteina), Wertheimer chciał wciąż być kimś innym – Gouldem, Horowitzem, Mahlerem, Bergiem.Glenn natomiast chciał po prostu być – i był, jak twierdzi narrator – instrumentem, grającą maszyną.Zdając sobie sprawę, że nie będzie geniuszem – obwinia Wertheimera narrator – nie chciał zaprzestać wysiłków, poniechać prób.Gdy już zarzucił muzykę i zajął się pisaniem aforyzmów filozoficznych, to i w tym poniósł klęskę.Wkrótce po śmierci Glenna – i tej zbieżności czasowej nie uważa narrator za przypadek – Wertheimer przezwyciężył swe cztery niszczące aspiracje – do gry na fortepianie, pisania, własnej siostry i do własnego życia.Sprowadził do swojej posiadłości bezwartościowy, rozstrojony fortepian i przez dwa tygodnie zadręczał grą na nim zaproszonych i opłaconych tylko w tym celu gości.Następnie spalił wszystkie swe zapiski, wyjechał do Szwajcarii i powiesił się.Samobójcza śmierć, przyznaje narrator, była jedynym „wynalazkiem” Wertheimera, jedynym twórczym czynem tego nieudacznika.Narrator z wielkim naciskiem podkreśla, co różniło Glenna od Wertheimera.I przepowiedzenie losu straceńca przypisuje nie sobie, lecz geniuszowi fortepianu.To Glenn zauważył – „z całą amerykańsko-kanadyjską otwartością i bezwzględnością” – że Wertheirmer to ten, komu sądzone jest iść na dno (słowo Untergeher sugeruje tonącego, kogoś idącego na dno), wiecznie się tylko pogrążać, ten, którego żywiołem jest klęska.To Glenn przejrzał go na wskroś, osądził, nazwał straceńcem, człowiekiem ślepego zaułka.Tak oto, zdaje się mówić narrator, silna osobowość rozpoznaje słabą, a my dodajmy, że raz jeszcze nazwanie czegoś równoznaczne jest ze staniem się, raz jeszcze wypowiedź konstytuuje przyszłość, raz jeszcze Bernhardowskie słowo objawia swe magiczne zdolności.Z ust opowiadającego dowiadujemy się, że Glenn zawsze między nim a Wertheimerem wyraźnie rozróżniał.Narrator był dla niego „filozofem”, Wertheimer – „straceńcem”.Ów filozof, wobec geniuszu Glenna przecież bratnia dusza Wertheimera, nie zaniedbuje żadnej sposobności, by się od Wertheimera zdystansować.W obliczu geniuszu Glenna, na przykład, narrator zachował się inaczej niż Wertheimer, jasno bowiem zdał sobie sprawę, że nigdy nie dane mu będzie zbliżyć się do tego niesamowitego poziomu, dlatego też, nagle, z dnia na dzień, dla ratowania siebie, jak powiada, wyrzekł się ambicji wirtuoza.Wertheimera nie było na to stać.Różnicę tę zauważyć można dobitnie w symbolicznym akcie pozbycia się instrumentu.Narrator pewnego dnia oddał po prostu bez żalu swego Steinwaya córce prowincjonalnego nauczyciela muzyki.Wertheimer natomiast długo się wahał, zanim pozbył się swego Bösendorfera, a nawet wtedy, gdy podjął już decyzję, nie oddał go po prostu, lecz wysłał na licytację.Zamiast kierować się chorobliwą ambicją dorównania Glennowi w grze na fortepianie, narrator postanowił o grze na fortepianie pisać.Wyładowanie zaś ambicji w eseju o Gouldzie jest przecież wyjściem zdrowszym, rozwiązaniem chroniącym przed popadnięciem w chorobę, kompromisem, który pozwala narratorowi zachować swe skromne, poskromione „ja”.„Jeśli Glenn chciał być instrumentem, a Wertheimer Glennem, to ja chciałem być tylko sobą” – stwierdza przytomnie narrator, zamykając jedną ze swych zamkniętych konstrukcji myślowych.Glenn grał Wariacje Goldbergowskie jak geniusz, Wertheimer chciał grać jak geniusz – przez co nie miał już szans grać ich w ogóle – natomiast narrator próbował grać tak jak umiał.Dewizą narratora jest, że u szczytu swych możliwości trzeba zdobyć się albo na zaniechanie wszystkiego, albo wyrzeczenie się wszystkiego.Glenn wybrał to pierwsze, narrator drugie, Wertheimer zaś nie chciał się wyrzec i przez to musiał zaniechać.Zarówno narrator, jak i Wertheimer, pochodzą z bogatych, wrogich sztuce rodzin i po śmierci rodziców obaj, całkowicie wolni od trosk materialnych, mogą całkowicie poświęcić się działalności artystycznej.Ale narrator umiał wykorzystać tę sytuację – swoje dziedzictwo i wolność – wybrał samotność, zerwał z Górną Austrią i z Wiedniem.„Nie możemy wybrać sobie miejsca urodzenia – tłumaczył – możemy jednak je opuścić, gdy grozi ono zagładą, możemy odejść od tego, co nas zabija”.W tym celu uciekł od klimatu fizycznego i duchowego „swojej” Austrii i przeniósł się do innej kultury, do Madrytu.Wertheimer natomiast nie potrafił wyrzec się muzyki, chciał towarzysza, i dlatego nie chciał rozstawać się z siostrą, nie wyrzekł się rodzinnego majątku, od niczego się nie zdystansował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates