[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grześ stał, jakby wrósł w ziemię, nie mógł podejść do białego niedźwiedzia blisko.Wcale mu się nie podobały te skrzydła.- Barłaju, po co ci to? Ja nie chcę!- Nie chcesz, żebym przyśnił się komuś? - zapytał biały niedźwiedź, ale nie patrzył na Grzesia, tylko wolno podszedł do okna.Grześ przestraszył się, że zostanie sam w pustym lodowym pałacu, a wtedy nie wiadomo, co może się zdarzyć.Chciał wyjść stąd razem z Barłajem, wyjść drzwiami tak, jak tu obaj przyszli.Biały niedźwiedź odwrócił łeb i wskazał na swój grzbiet.A Grześ domyślił się, co to znaczy.Wsiadł na niedźwiedzia, ale przymknął oczy i pomyślał ze strachem:"On tak ciężko człapie po śniegu.Czy potrafi frunąć, chociaż ma skrzydła?"A Barłaj frunął.Frunął lekko jak balonik, jak latawiec.Lecieli tak nisko, że potrącali wierzchołki drzew, z których sypał się śnieg.- Barłaju, dokąd lecimy? Czy daleko? - zapytał Grześ.Już się nie bał, że stanie się coś złego.- Blisko - mruknął Barłaj.I za chwilę Grześ zobaczył dom i ganek, i światła w oknach.Biały niedźwiedź lekko stanął na swoich ciężkich łapach, a Grześ zsiadł.Chciał powiedzieć Barłajowi, żeby został, żeby zgubił gdzieś te swoje skrzydła, ale nie zdążył.Barłaj spieszył się, dotknął nosem jego brody:- Żegnaj.Życzę ci, żeby co noc lwy przychodziły do twoich snów.I już go nie było.Odfrunął jak biały balonikowy miś, który się urwał ze sznurka.Grześ patrzył, jak leci - najpierw jak puszysty obłok, potem jak obłoczek, a potem zakryła go ciemność."Nie powiedział, kiedy wróci.Ani słówka" - pomyślał Grześ i wcale nie było mu przyjemnie.Zapomniał zupełnie o lodowym zamku, choć to był naprawdę niezwykły zamek.Bardzo wolno jadł kolację.Ugniatał dołek w ryżu ze śmietaną - to był biały pusty dołek pod jabłonką.Mama domyśliła się, że coś się Grzesiowi nie powiodło, ale nie pytała o nic, tylko postawiła przed nim kubek ciepłego mleka.- Jak wypijesz, nie będziesz już myślał o tym, co ci się zdarzyło nieprzyjemnego.Bo to jest mleko zapomnienia.Grześ długo trzymał kubek przy ustach, pił wolno.Mama miała rację: im mniej było mleka w kubku, tym bardziej kurczyło się jego zmartwienie.A w samym środku nocy brzęknęła szyba i zabłysło fioletowe światełko.To przyleciał skrzydlaty lew z latarką na szyi i całą noc śnił się Grzesiowi.Dom, w którym mieszka ZimowiecBiałego niedźwiedzia nie było przez cały następny dzień, wieczorem też nie wrócił do swojego dołka pod jabłonią.Codziennie Grześ zrywał kartkę z kalendarza i myślał:"Jutro będzie nowy dzień.Może Barłaj przyjdzie?"I już nie pamiętał, ile tych kartek zerwał, a Barłaj nie wracał.- Zapomniał o mnie - mówił Grześ do Pluszaka.- A może znalazł sobie inny ogród i innego chłopca, i nic go nie obchodzi, że na niego czekam.I co teraz będzie?Ale mały, brudny miś nie wiedział, co będzie.I nawet mruknąć nie mógł, bo dawno już coś mu się popsuło w pluszowym brzuchu.Grześ szedł pod jabłonkę, zamykał oczy i odchylał gałęzie.Chciał, żeby była niespodzianka, otworzy szybko oczy, a Barłaj podniesie łeb.Ale to nie zdało się na nic - dołek był pusty.Jednego dnia mama wróciła z zakupami i wyjęła z torby pudełko kolorowych bombek.- Gwiazdka idzie - powiedziała wesoło.- Cieszysz się?Nie, Grześ wcale się nie cieszył.Może kiedy indziej tak, ale teraz, gdy nie było białego niedźwiedzia, nie mógł się cieszyć.Wolałby nawet, żeby mama nie kupowała tych bombek.- Jak to? - zdziwiła się mama.- Nie podobają ci się?- Bardzo są ładne - tłumaczył Grześ.- Ale gdyby ich nie było, to może Gwiazdka nie przyszłaby tak prędko i biały niedźwiedź zdążyłby wrócić.Mama zrozumiała.- Dobrze.Schowam je, nie będziesz wiedział gdzie.Jakby ich wcale nie było.A wiesz, kto przyjedzie na święta? Tonia.Grześ nie widział jeszcze Toni.Wiedział tylko, że mieszka w innym mieście razem ze swoją mamą, która jest dla niego ciocią.Grześ czuł, że ten przyjazd nic go nie obchodzi.Wszystko przez to, że nie ma Barłaja.Mama wykreśliła z karteczki to, co już kupiła.Tych kupionych rzeczy było dużo, ale nie kupionych jeszcze więcej.- A tu jak na złość zaczyna padać śnieg - powiedziała mama, wzięła jeszcze drugą torbę i parasolkę.Grześ się ucieszył i podbiegł do okna.- Taki śnieg nigdy nie pada na złość.Zobacz tylko.Ale mama nie miała już czasu i wyszła.Grześ postawił Pluszaka na oknie - niech i on zobaczy, jak kręcą się śnieżynki, jak siadają na szybach, a te najbardziej wesołe podfruwają do góry.I coraz ich więcej, już zakryły cały ogród.A za ogrodem odezwały się wesołe dzwoneczki.- To Zima przejeżdża saniami, słyszysz? - Grześ podniósł Pluszakowi oklapłe uszy.- To jej sanie tak dzwonią.A kto wie, może dziś przejadą przez nasz ogród?Dzwoniące sanie nie wjechały do ogrodu, za to zdarzyło się coś innego, przez padający śnieg wolno człapał biały niedźwiedź.Podszedł blisko, oparł łapy o parapet i przez szybę dotknął nosem Grzesiowego nosa.- Barłaj! - Grześ stuknął w szybę, aż zabrzęczała niebezpiecznie, wybiegł do przedpokoju, nałożył byle jak płaszcz i czapkę i już był na ganku i ściskał niedźwiedzią łapę.- Nie zapomniałeś o mnie, a ja tak się bałem, że już nigdy nie wrócisz, że zapomniałeś o mnie.Wiem, że wlatywałeś do snów różnych dzieci, ale teraz już zostaniesz, powiedz.- Teraz już zostanę - Barłaj kiwnął łbem.- Sam widzisz, nie mógłbym już pofrunąć.Dopiero teraz Grześ zauważył, że biały niedźwiedź nie ma skrzydeł.Jak to dobrze! Będzie już tu w ogrodzie i znowu zaprowadzi go w jakieś nieznane, zaczarowane miejsce.A może już zaraz?Tak.Biały niedźwiedź poczłapał przodem, a Grześ za nim.Szli i szli, a śnieg padał i padał, usypywał czapy na świerkach, zbudował na szopie wieżę wysoką, okrągłą i puchatą i całą szopę zamienił w śniegowy pałac.- Kto tu śpi? - zapytał Grześ, bo przypomniał sobie dom śpiących róż.- Nikt nie śpi - powiedział Barłaj.- Posłuchaj.Grześ przyłożył ucho do drzwi i usłyszał wesoły hałas: ćwierkanie, trzepotanie i furkoty.Barłaj łapą otworzył drzwi, a gdy weszli, Grześ zobaczył najpierw jarzębinowe drzewko całe w koralach.Pod drzewkiem spał ktoś włochaty, brodaty i nastroszony.Wyglądał trochę jak święty Mikołaj, któremu znudził się czerwony płaszcz, więc zmienił go na inny - przystrojony w ptasie piórka, a zamiast czapki włożył na głowę wieniec z jemioły.- Barłaju, ty go znasz? - zapytał Grześ.- To Zimowiec, do niego należą zimowe ptaki.Kiedy odlecą jaskółki, skowronki, bociany, on przywołuje gile i jemiołuszki.Chce, żeby im było wesoło, więc nawet Stracha tu przyprowadził.Nie mógł ścierpieć, że wróble mają swojego stracha, a na przykład gile nie.Spotkał go, gdy stał w polu zapomniany, przysypany śniegiem i zaprosił.Zaraz przyjdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates