[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten czy ów, przed wejściem w prostokątny otwór przy końcu rampy, spojrzał jeszcze w górę na głęboki błękit nieba ponad przejrzystymi kopułami himalajskiego kosmodromu.Potem wszyscy rozeszli się na swe stanowiska w RM-12.Przewodniczący Komitetu Wykonawczego Zjednoczonego Świata uścisnął rękę dowódcy Bertranda, który jako ostatni wchodził do rakiety.- Gotowi do startu? - spytał Bertrand przez mikrofon z pomostu.- Gotowi do startu! - brzmiała odpowiedź z kabiny dowódcy.Bertrand poznał ciepły, niski sopran Nory Duval.Leciutko zmarszczył brwi: był człowiekiem starej daty i nie lubił, gdy w niebezpiecznych imprezach brały udział kobiety, jakkolwiek nigdy nie negował, że za solidną, rzetelną pracę należy im się pełne uznanie.Ruszając lekko ramionami nacisnął kontakt automatycznego zamknięcia rakiety.Ciężkie drzwi przesunęły się po szynach, zamek zaskoczył, nad drzwiami zapaliło się natychmiast czerwone światełko - sygnał, że rakieta jest szczelnie zamknięta.Bertrand wszedł do windy elektrycznej, wjechał na dziesiąte piętro, wysiadł, przeszedł łukiem korytarza i wszedł do kabiny dowódcy.Zajmowała ona całe dziesiąte piętro, miała kształt pierścienia obiegającego środkową kolistą ścianę, oddzielającą kabinę od korytarza.Szeroka była zaledwie na dwa metry, z jednego stanowiska pracy można było dostrzec inne tylko przy pomocy ekranów telewizyjnych, zmontowanych nad mikrofonami.Wszyscy byli na miejscach: ponury, małomówny pierwszy pilot Vernier, uśmiechnięta Nora Duval, opanowany radarzysta Laennec.Bertrand przywitawszy ich podszedł do środkowego mikrofonu, zapewniającego połączenie z lotniskiem.- Gotowi do startu, proszę wyłączyć pomost - rzucił.W trzy minuty później w głośniku odezwał się głos pierwszego startera:- Rampa wolna! Szczęśliwej podróży!Bertrand podszedł do stanowiska dowodzenia, nacisnął sygnał dla pilota.Rakieta natychmiast zaczęła lekko dygotać, rytm drgań przyśpieszał się i wzmagał, wreszcie całe metalowe cielsko rozbrzmiało potężnym organowym chorałem.Z dysz kierunkowych wystrzeliły długie płomienie mieszanki tlenowoalkoholowej, stosowanej w początkowej fazie lotu, póki rakieta nie przekroczy pasma głębokiej na piętnaście kilometrów stratosfery.Rakieta tak lekko oderwała się od płyty startowej, że dopiero ekran, na którym szybko malały kopuły hal lotniska, uświadomił załodze fakt, iż unoszą się już w przestrzeni.Bertrand obserwował z uwagą wskazówkę grawimetru mierzącego przyśpieszenie rakiety w kierunku od Ziemi - stała niemal nieruchomo na cyfrze 5.Rakieta wznosiła się z przyśpieszeniem pięciu metrów na sekundę.Po upływie minuty wysokościomierz wykazał, że znajdują się osiemnaście kilometrów nad poziomem morza, z czego dziewięć przypadało na wysokość nadmorską lotniska,*) dziewięć zaś przebyli sami.W pół minuty później Bertrand przekazał pilotowi sygnał, by przeszedł na napęd atomowy.Głęboki organowy ton przycichł, przeszedł w delikatne brzęczenie, do którego ucho przyzwyczaja się łatwo, a potem go już nie słyszy.Dygotanie rakiety ustąpiło niemal całkowicie - dopiero przytknięcie palca do ściany pozwalało je wyczuć.Bertrand jeszcze przez półtorej godziny nie opuszczał kabiny dowódcy, póki RM-12 nie osiągnęła szybkości stałej trzydziestu kilometrów na sekundę.Był ogromnie zmęczony - przygotowania do startu pochłaniały cały czas bez reszty, w ciągu ostatnich dwóch dni spał wszystkiego dwie godziny.Musiał odpowiadać na setki pytań zarówno członków załogi i personelu kosmodromu, jak i reporterów, których nawet kordon straży nie potrafił całkowicie wyeliminować.Teraz dopiero uświadomił sobie, że przez cały ten czas ani razu nie zjadł nic przyzwoicie - uczucie głodu odezwało się z taką siłą, że aż gwiazdki latały mu przed oczyma.Skupiona w najwyższym stopniu uwaga zaczynała słabnąć - był zbyt doświadczonym człowiekiem, by zlekceważyć tego rodzaju symptomy ostrzegawcze.- Muszę coś zjeść i przynajmniej z godzinę odpocząć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates