[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy poznawali agenta Floty Kosmicznej i uprzejmie mu się kłaniali.Dobrze, że przyleciał właśnie Jakubauskas.Wie o wszystkim, więc nie będzie o nic pytał i rozdrapywał starych ran.–Proszę mi powiedzieć – zwrócił się do Andrew reporter jednej z dwóch gazet, które ukazywały się tu na wzór cywilizowanego świata – czy miał pan okazję latać grawilotem?–Nie – odpowiedział Bruce bez zastanowienia.– Grawiloty pojawiły się dopiero w ostatnich latach.–To będzie pierwszy grawilot w naszym sektorze?–To pierwszy grawilot lądujący na Pe-U – odparł Andrew.W cieniu budynku kłębił się tłum.Takiej masy ciekawskich Andrew jeszcze tu nie widział.Ci, dla których nie starczyło miejsca w cieniu, rozłożyli się na słońcu.Topnieli od upału, ale nie odchodzili.Można ich było zrozumieć: jeszcze nigdy na Pe-U nie lądował prawdziwy statek kosmiczny.Dotychczas do planety docierały jedynie kutry ładownicze, same w sobie interesujące, ale oczywiście w o wiele mniejszym stopniu niż liniowce, które pozostawały na orbicie, bo nie były przystosowane do wchodzenia w atmosferę.A grawilot mógł lądować wszędzie.Kiedy Andrew jeszcze latał, o grawilotach dopiero marzono.Prowadzono intensywne badania i dość szybko zbudowano pierwszy grawilot użytkowy.Stało się to nieco ponad dziesięć lat temu.Latali wtedy razem z Jakubauskasem na „Tytanie”.Witas był drugim, a Andrew pierwszym oficerem.Rdzawy kurz leniwą falą pełzał nad polami.Widzowie cierpliwie czekali.Mętnie polśniewały zakurzone hełmy, kolebały się modne kapelusze-parasole.Przenikliwie krzyczeli sprzedawcy wody sodowej, pogdakiwali handlarze owoców, dym rożnów gryzł w oczy.Pan Prug, następca witora Brendyjskiego, najbardziej egzotyczna postać w mieście, stał na wysokim cokole podobnym do gońca szachowego.Kiedyś, dawno temu, jego twarz wyglądała normalnie.Później rozpłynęła się w tłuszczu tak obfitym, że nos, oczy i usta zniknęły w ogromnych policzkach.Jego zuchy w błękitnych narzutkach w szare grochy odsuwały gapiów, aby ktoś przypadkiem nie potrącił szacownej persony.Następca zauważył Andrew, gdy tylko ten stanął w drzwiach, i zabrzęczał bransoletami podniósłszy wysoko tłuste łapska.–DreJu, wydaję dzisiaj kolację! Zapraszam cię na nią razem z kapitanem!Następca tronu chciał, żeby usłyszało o tym całe miasto.Andrew udał, że to zaproszenie sprawiło mu ogromną przyjemność.„Szlag by to trafił – pomyślał.– To miał być wieczór mój i PetriA, a ty mi to zabierasz.Ale trzeba będzie pójść, żeby Olsen się nie denerwował.Jesteśmy przecież dyplomatami.Wszystko wytrzymamy.Gdzie jest PetriA?”Konsula Olsena znalazł za rogiem budynku, gdzie zawędrował w poszukiwaniu dziewczyny.Konsul prowadził ożywioną rozmowę z urzędnikiem w czarnej narzutce.Twarz urzędnika nie była Bruce’owi obca, ale nie potrafił zorientować się w jego randze.Za nic nie potrafił nauczyć się znaczenia kółek naszytych na piersiach.Kiedyś PetriA straciła cały wieczór tłumacząc mu to, co było oczywiste dla każdego miejscowego chłopaka.Ale na próżno.Daleko, przy drzwiach magazynu, stała pusta platforma.Wspinali się na nią strażnicy w wysokich miedzianych hełmach, a obok nich kręcili się tragarze w żółtych szatach swojej gildii.I tam też stała PetriA.Wyczuła w jakiś sposób wzrok Andrew i uniosła smukłą, obnażoną rękę.„Szczęśliwa – pomyślał.– Nigdy jej nie jest gorąco.I skórę ma zawsze chłodną”.–Wszystko w porządku? – zapytał rzeczowo konsul.– Rozmawiałeś ze statkiem?–Kapitanem jest Jakubauskas – odpowiedział Bruce.– Kiedyś lataliśmy razem.– Był zdziwiony, że konsul zwraca się do niego na ty.–Na pewno przywiezie moje odwołanie – powiedział Olsen marszcząc czoło.Miał zaczerwienione oczy, dokuczała mu alergia na kurz, w ogóle był w nienajlepszej formie i stąd pewnie to przejęzyczenie.– Helena Kazimirowna i ja bardzo na to czekamy.–Nie chciałbym, żeby pan stąd odlatywał – uśmiechnął się Andrew.– Przyzwyczaiłem się do pana.–Ja też, ja też, ale to już dwanaście lat! Mam trzy, tony notatek.Powinienem pisać! A zajmuję się rozmowami.Na moje miejsce przyleci prawdziwy, młody, energiczny specjalista.Będzie panu z nim o wiele ciekawiej.–Po pierwsze z panem też mi się nie nudzi – powiedział Andrew – i wątpię, czy w całej Galaktyce znajdzie się lepszy od pana specjalista.A po wtóre sam zbieram się do odlotu.–W żadnym wypadku! Pan był tutaj tak krótko!–Jeżeli obaj panowie odlecicie, będzie to wielka strata dla Pe-U zauważył uprzejmie urzędnik w czarnej narzutce.–a co słychać z archeologiem? – zapytał Andrew, kątem oka obserwując, jak platforma pełznie do miejsca lądowania.–WaraJu najlepiej to panu opowie – uśmiechnął się konsul.I Andrew nagle przypomniał sobie, kim jest ten urzędnik [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates