[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kerczak wszedł po cichu, schylając się do napaści, wtedy Jan Clayton podniósł się nagle i stanął przed nimi.Widok, jaki miał przed oczami, musiał go zmrozić strachem, gdyż w chacie miał przed sobą trzech wielkich samców, a za nimi tłoczyło się wielu więcej — ilu, nie dowiedział się nigdy, gdyż rewolwery jego wisiały na dalekiej ścianie obok strzelby, a Kerczak już nacierał.Kiedy król małp wypuścił ze swych objęć zwieszające się ciało, które było niegdyś Janem Claytonem, lordem Greystoke, zwrócił swoją uwagę na małą kołyskę, lecz Kala dopadła jej wcześniej, a gdy on chciał pochwycić dziecko, porwała je sama i zanim mógł jej przeszkodzić, dała susa przez drzwi i schroniła się na drzewo.Wyjmując z kołyski żywe dziecko Alicji Clayton, upuściła Kala w pustą kołyskę trupa, ponieważ —płacz żywego maleństwa wzbudził w jej dzikiej piersi odgłos powszechnego macierzyństwa, którego nie mógł ukoić trup.Siadłszy wysoko na gałęziach potężnego drzewa, przytuliła i krzyczące dziecko do swego łona i wkrótce instynkt, który był przemożnym w tej dzikiej samicy, jak i w piersi delikatnej, pięknej jego matki — instynkt miłości macierzyńskiej — oddziałał i na drobne dziecko człowiecze i ono uspokoiło się.Potem głód wyrównał przepaść pomiędzy nimi i syn angielskiego lorda i jego małżonki ssał z piersi Kali, małpy.W tym czasie zwierzęta, znajdujące się w chacie, badały starannie, co się znajdowało w tym dziwnym legowisku.Przekonawszy się, że Clayton już nie żyje, Kerczak zwrócił swą uwagę na to, co leżało na łóżku, pokryte żaglowym płótnem.Z wielką ostrożnością podniósł jeden róg całunu, lecz zobaczywszy, że było tam ciało kobiety, odrzucił gwałtownie całun i pochwycił za gardło ciało swymi potężnymi, długimi, kosmatymi łapami.Przez chwilę zapuścił swe pazury głęboko w ostygłe ciało, lecz spostrzegłszy, że miał do czynienia z trupem, porzucił go i odwrócił się, aby rozejrzeć się po pokoju, i już nie wrócił do ciał ani Claytona, ani pani Alicji.Strzelba wisząca na ścianie zwróciła przede wszystkim jego uwagę.Za tym to dziwnym, ziejącym śmierć grzmotem piorunowym kijem słał utęsknione pożądania miesiące całe, a teraz, kiedy miał go przed sobą, nie śmiał go tknąć.Ostrożnie przybliżył się do strzelby, w gotowości natychmiastowej ucieczki, gdyby przemówiła swym grzmiącym głosem, jak już słyszał przedtem, wyrazy, które przemówiła do tych z jego plemienia, którzy dla braku wiedzy lub przez nieoględność napadli na dziwną białą małpę, która ją nosiła.Głęboko w umysłowości zwierzęcia tkwiło podejrzenie, że piorunowy kij był niebezpieczny tylko w rękach tego, kto umiał się z nim obchodzić, jednakże upłynęło dobrych kilka minut, zanim się zdecydował dotknąć broni.Rozmyślając, przechodził tam i z powrotem po podłodze, zwracając swą głowę ciągle w ten sposób, aby miał na oczach przedmiot swego pożądania.Rozpościerając swe ręce i przechylając swój potężny turów z boku na bok za każdym krokiem, wielki król małp chodził tu i tam warcząc, a od czasu do czasu wydając z siebie przeciągłe, uszy rozdzierające wycie, straszniejsze ponad wszelkie inne hałasy słyszane w dżungli.Zatrzymał się w końcu przed strzelbą.Powoli podniósł potężną swą łapę, aż prawie że dotknął świecącej lufy, lecz natychmiast się cofnął, aby dalej chodzić przyspieszonym krokiem.Można by było sądzić, że zwierzę, udając nieustraszoną odwagę i wydając dzikie okrzyki, chciało ośmielić się do wzięcia strzelby w swe ręce.Znów się zatrzymał i tym razem udało mu się zmusić swą cofającą się rękę do dotknięcia się zimnej stali, lecz prawie natychmiast oderwał ją i znów przewalał się z kąta w kąt chaty.Raz za razem powtarzała się ta dziwna ceremonia, lecz wciąż z rosnącą ufnością, aż w końcu porwał strzelbę z haka i ujął w swe łapy.Widząc, że nie robi mu krzywdy, Kerczak zaczął przyglądać się strzelbie.Obmacał ją całą, zajrzał w czarne otchłanie lufy, dotknął się palcami celownika, kolby, a w końcu i kurka.W czasie tych operacji małpy, które weszły do chaty, tłoczyły się przy drzwiach patrząc na swego wodza, a te, które pozostały na zewnątrz, gromadziły się, aby dojrzeć cokolwiek z tego, co można było widzieć wewnątrz.Nagle palec Kerczaka pociągnął kurek.Rozległ się ogłuszający huk w małym pokoju i przestraszone małpy stojące przy drzwiach i poza nimi zaczęły przewracać się jedna przez drugą w dzikim popłochu.I Kerczak był również przerażony — tak przerażony, że nie myślał zupełnie, aby rzucić winowajcę tego strasznego głosu, lecz skoczył ku drzwiom, ściskając broń w swej ręce.Wychodząc przez otwór, zaczepił brzegiem strzelby o odemknięte drzwi z taką siłą, że zawarł je za uciekającymi małpami.Kiedy Kerczak się zatrzymał w pewnej odległości od chaty i; spostrzegł, że wciąż trzyma strzelbę, rzucił ją na ziemię, jak gdyby miał w ręku rozpalone żelazo.Już nie próbował jej podnieść — odgłos wystrzału zbyt podziałał na jego nerwy.Przekonał się jednak, że straszny kij był sam przez się niegroźnym, jeżeli się go nikł nie dotykał.Upłynęła dobra godzina, zanim małpy mogły się zdobyć ponownie, by powrócić do chaty dla dalszych poszukiwań.Gdy to w końcu uczyniły, spostrzegły z żalem, że drzwi były zamknięte i zawarte tak mocno, że nie mogły sobie poradzić, by dostać się do wewnątrz.Dowcipnie skonstruowana zawora.którą Clayton zrobił do drzwi, zamknęła się przy przejściu Kerczaka.Małpy nie mogły również przedostać się przez mocno zakratowane okno.Pobywszy jeszcze czas jakiś w sąsiedztwie, udały się z powrotem do głębokich lasów i pagórków, skąd przybyły.Kala tymczasem nie schodziła na ziemię ze swoim przybrany: małym, lecz teraz, gdy Kerczak zawołał na nią, by złaziła wraz innymi, a nie spostrzegła w jego głosie oznaki gniewu, spuściła się z gałęzi na gałąź i przyłączyła się do innych małp w ich drodze wrotnej.Która z małp próbowała przypatrzeć się dziwnemu maleństwu Kali, musiała się cofnąć wobec kłów Kali i groźnego jej pomruki ostrzegawczego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates