[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Domyślacie się chyba, że zasada druga nie jest absolutnie ścisła.Wolno mi dotykać jednej osobliwej książki u Penumbry.To ta, którą piszę.Rano, kiedy przychodzi Penumbra, jeśli miałem klienta, spyta mnie o niego.Odczytam fragment rejestru, a on pokiwa głową.Potem jednak zacznie drążyć jeszcze głębiej.– Zupełnie dobry opis pana Tyndalla – powie.– Ale pamiętasz może, czy guziki jego płaszcza były z masy perłowej? Albo z rogu? Z jakiegoś metalu? Miedziane?Tak, racja; rzeczywiście wydaje się dziwne, że Penumbra prowadzi takie dossier.Nie potrafię sobie wyobrazić, jaki ma w tym cel, choćby nawet nikczemny.Ale ludzi, którzy przekroczyli pewien wiek, właściwie nie należy pytać, dlaczego robią to czy owo.To niebezpieczne.Co, jeśli zapytam: „A więc, panie Penumbra, dlaczego chce pan wiedzieć, jakie guziki przy płaszczu miał pan Tyndall?”, a on zamilknie, podrapie się po brodzie, zapadnie krępująca cisza… i obaj się zorientujemy, że zapomniał?Albo jeśli z miejsca mnie zwolni?Penumbra nie zwierza mi się ze swoich zamiarów.Przesłanie jest jasne: rób swoje i nie zadawaj pytań.Mój przyjaciel Aaron właśnie w zeszłym tygodniu dostał wymówienie i teraz będzie musiał znowu zamieszkać z rodzicami w Sacramento.W tej ekonomicznej sytuacji wolę nie wystawiać na próbę cierpliwości Penumbry.Potrzebuję tej posady.Guziki płaszcza pana Tyndalla były nefrytowe.MATROPOLISCałodobowa Księgarnia Pana Penumbry musi działać na okrągło, więc jeden właściciel i dwóch sprzedawców podzielili dobę na trzy części.Mnie przypadł najciemniejszy kawałek.Sam Penumbra rezerwuje dla siebie poranki – pewnie myślicie, że wtedy jest największy ruch, tylko że w tej księgarni praktycznie nie ma ruchu.Samotny klient to już wielkie wydarzenie, a samotny klient może się zjawić równie dobrze w południe, jak i o północy.Tak więc przekazuję sklepową pałeczkę Penumbrze, ale odbieram ją od Olivera Grone’a, spokojnego faceta, który dyżuruje wieczorami.Oliver jest wysoki i solidnie zbudowany, ma grube kończyny i wielkie stopy, kędzierzawe miedziane włosy i odstające uszy.W innym życiu mógłby grać w futbol albo wiosłować w osadzie ósemki, albo nie wpuszczać dżentelmenów z niższych klas do pobliskiego klubu.W tym życiu Oliver pisze doktorat w Berkeley na archeologii.Przygotowuje się do zawodu muzealnego kustosza.Jest cichy – za cichy jak na swoje rozmiary.Mówi krótkimi, prostymi zdaniami i zawsze wydaje się myśleć o czymś innym, czymś odległym w czasie i/albo przestrzeni.Oliver śni na jawie o kolumnach jońskich.Posiada głęboką wiedzę.Pewnego wieczoru zrobiłem mu quiz za pomocą książki pod tytułem Materia legend, którą wyciągnąłem ze spodu maleńkiej sekcji HISTORIA.Zakrywałem ręką podpisy i pokazywałem mu same fotografie.– Minojski totem byka, tysiąc siedemsetny przed naszą erą – oznajmił.Prawidłowo.– Dzban z Basse Yutz, rok czterysta pięćdziesiąty przed naszą erą.Może pięćsetny.Zgadza się.– Dachówka z roku sześćsetnego naszej ery.Na pewno koreańska.Też się zgadza.Po zakończeniu quizu Oliver miał sto procent trafnych odpowiedzi.Uważam, że jego umysł po prostu funkcjonuje w innej skali czasowej.Ja ledwie pamiętam, co jadłem dzień wcześniej na lunch; natomiast Oliver orientuje się z łatwością, co się działo tysiąc lat przed naszą erą i jak wtedy wszystko wyglądało.Robię się zazdrosny.Na razie on i ja jesteśmy sobie równi; wykonujemy dokładnie tę samą pracę i siedzimy dokładnie na tym samym krześle.Ale wkrótce, już niedługo Oliver Grone awansuje o jeden bardzo znaczący szczebel i zostawi mnie daleko z tyłu.Znajdzie sobie miejsce w prawdziwym świecie, bo jest w czymś dobry – w czymś więcej niż łażenie po drabinach w samotnej zapomnianej księgarni.Co wieczór zgłaszam się o dwudziestej drugiej i zastaję Olivera za biurkiem od frontu, zawsze czytającego książkę, zawsze pod takim tytułem, jak Konserwacja i pielęgnacja terakoty albo Atlas grotów strzał prekolumbijskiej Ameryki.Co wieczór bębnię palcami w ciemne drewno.On podnosi głowę i mówi: „Hej, Clay”.Co wieczór zajmuję jego miejsce i żegnamy się skinieniem głowy jak żołnierze – jak mężczyźni, którzy doskonale rozumieją nawzajem swoje położenie.Kończę zmianę o szóstej rano.To niezbyt wygodna pora, żeby wkraczać w świat.Zazwyczaj wracam do domu i czytam albo gram w gry wideo.Powiedziałbym: żeby odreagować napięcie, tylko że nocna zmiana w księgarni Penumbry raczej nie wywołuje napięcia.Więc głównie zabijam czas, dopóki nie wstaną moi współlokatorzy.Mathew Mittelbrand jest naszym artystą rezydentem.Chudy jak patyk, blady jak śmierć, pracuje o najdziwniejszych porach – jeszcze dziwniejszych niż ja, bo mniej przewidywalnych.Często o poranku nie muszę czekać na Mata; wracam do domu i odkrywam, że nie spał przez całą noc, tylko mozolił się nad najnowszym projektem.W ciągu dnia (mniej więcej) Mat pracuje przy efektach specjalnych w Industrial Light and Magic w Presidio, gdzie tworzy dekoracje i rekwizyty do filmów.Płacą mu za projektowanie i budowanie karabinów laserowych i nawiedzonych zamczysk.Ale – co mi bardzo imponuje – Mat nie używa komputerów.Należy do wymierającego plemienia artystów od efektów specjalnych, którzy wciąż tworzą za pomocą noża i kleju.W czasie wolnym od pracy w ILM Mat opracowuje własne projekty.Haruje jak opętany, wrzuca godziny w ogień jak suche gałązki, spala czas.Sypia lekko i krótko, często siedząc wyprostowany na krześle albo leżąc sztywno na kanapie jak mumia faraona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates