[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Callahana.Jako że nie dostrzegła nic więcej ciekawego w biurze, postanowiła wyjść i przejść się opustoszałą główną ulicą maleńkiego miasteczka.W Melbourne początek maja był wietrzny i chłodny, ale tu, w tropikach, wciąż panowało lato.Callahan ma już ponad godzinę spóźnienia, pomyślała ze zniecierpliwieniem.W tej samej chwili niesłychany tuman kurzu zaanonsował czyjeś przybycie.Terenowy samochód z napędem na cztery koła wjechał z piskiem opon na parking nieopodal niewielkiego centrum handlowego.Z pojazdu wysiadł wysoki mężczyzna i trzasnąwszy gniewnie drzwiami, ruszył w kierunku biura Callahana.Lori zamrugała oczyma.To z pewnością sam Callahan, zdecydowała.Wyglądał nie tyle na kogoś, kto się spieszy, ile na osobę, delikatnie mówiąc, w złym humorze.Lori zamknęła oczy, dodała sobie otuchy myślą o rychłych wakacjach na wyspie i udała się za nim.- Nie ma jej tu.Poszła na spacer - usłyszała zza drzwi głos Toma.- Twarda sztuka, widać, że przyzwyczajona do wydawania rozkazów.Zdaje się też, iż/nie lubi, gdy się jej każe czekać.No, ale co się dziwić, pochodzi przecież z rodziny Tate’ów.Lori usłyszała w odpowiedzi mruknięcie, a potem dziwne brzęczenie, które zagłuszyło dalszą część rozmowy.- Żadnych pomyślnych wiadomości z urzędu skarbowego? - dał się słyszeć głos Toma, gdy brzęczenie umilkło.- Będziemy musieli zwinąć interes, szefie?- Wyznaczyli nam termin spłaty, co znaczy, że przepracujemy jakiś miesiąc czy dwa.Och, gdybym tylko dostał w ręce tego księgowego.- Drugi mężczyzna powiedział to takim głosem, że nie było wątpliwości co do jego zamiarów wobec winowajcy.- Powinieneś spróbować szczęścia na loterii.Albo poszukać bogatej wdowy.Zresztą niekoniecznie wdowy, ważne, by była bogata.Znów to okropne słowo „powinieneś”.Lori zrobiło się przez chwilę szkoda tego Callahana.A jeszcze bardziej wszystkich bogatych wdów w okolicy.Już, już miała zapukać, gdy nagle usłyszała swoje imię.- Mógłbyś się zainteresować tą Lorelei Tate - podsunął ze śmiechemTom.- Jakoś nikt do tej pory tego nie uczynił.Jaki dowcipny! Lori zapukała, ale w tym samym momencie ponownie rozległo się brzęczenie.- Zdaje się, że jest koło trzydziestki - ciągnął Tom, gdy wreszcie zrobiło się cicho.- Gładka fryzura, elegancki kostium, a do tego takie przenikliwe spojrzenie, że aż ciarki przechodzą.W dodatku ręce ma takie zimne, że może zmrozić samym dotykiem.Ale gdybyś się z nią ożenił, mógłbyś leżeć do góry brzuchem i myśleć o swym koncie w banku szwajcarskim - roześmiał się, zadowolony ze swego dowcipu.- Imię ma wprawdzie okropne, Lorelei, ale oczy ma naprawdę ładne, szare, nogi też całkiem niezłe.- A więc nie byłoby to aż takie poświęcenie - odparł Callahan z ironią.Lori nie mogła nie usłyszeć nuty sarkazmu w jego głosie.Po tym nastąpiło jeszcze kilka równie niepochlebnych uwag z ust Toma.Lori aż gotowała się z wściekłości, bezmyślnie pocierając swe zawsze lodowate dłonie.Jak on śmiał opowiadać o niej, jakby była towarem na półce, czekającym, aż zainteresuje,się nim jakiś zadowolony z siebie mężczyzna.Postanowiwszy wreszcie przerwać tę ich rozkoszną pogawędkę, zapukała głośno do drzwi.- Ach, witam, panno Tate.- Tom otworzył drzwi.- Callahan i ja właśnie rozmawialiśmy o pani.Zastanawialiśmy się, dokąd pani poszła.Ależ on ma tupet, pomyślała.- A więc ów Callahan naprawdę istnieje? - odparła sucho.- Świetnie, bo już zaczynałam podejrzewać, że to tylko wytwór pańskiej wyobraźni.- To ja jestem Callahan - odezwał się drugi mężczyzna, stając w drzwiach.A jednak mógł on uchodzić za wytwór wyobraźni i niewątpliwie wiele kobiet marzyło o mężczyźnie takim jak on.Był doskonale zbudowany - miał szerokie ramiona, smukłe biodra i długie nogi.Zarówno jego sylwetka, jak i pozycja, jaką przyjął, zdradzały drzemiącą w nim siłę.Jego oczy ocienione były daszkiem sportowej czapki, mimo to Lori dostrzegła w nich błysk zainteresowania.Callahan włożył elektryczną maszynkę do golenia do futerału i schował ją do przepastnej kieszeni mocno sfatygowanych wojskowych spodni.Z nie ukrywanym brakiem entuzjazmu wyciągnął rękę do Lori [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates