[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dlaczego mnie w to wplątywać, kiedy porywacze nie pozwolili się z nikim kontaktować? Człowieka z moją reputacją, po którego wysyła się pluton pajaców odzianych tak jaskrawo, że nawet ślepy by ich zauważył? Nie jestem przekonany, że porywacze nie dowiedzą się o tym.– O to mi chodziło.Chciałam, żeby się dowiedzieli.– Willo!– Karl, proszę o spokój.Wyjaśniam panu Garrettowi.Pobladł jak ściana.Był naprawdę wściekły, bo dała mu do zrozumienia, kto tu rządzi i kto jest kim w obecności osoby spod Góry.Opanował się jednak, a ja udawałem durnia.Niezbyt mądrze jest zauważać takie rzeczy.– Chciałam, żeby wiedzieli o panu, panie Garrett – wyjaśniła Willa Dount.– Dlaczego?– Dla bezpieczeństwa młodego Karla.Żeby zwiększyć jego szansę ujścia z życiem z opresji.Czy nie uważa pan, że wiedząc o panu, nie będą tak skorzy, aby go skrzywdzić?– Jeśli to zawodowcy.Zawodowcy znają mnie dobrze.Jeśli to amatorzy, szansę są połowiczne.Może pospieszyła się pani.– Czas pokaże.Wydawało mi się, że tak będzie dobrze.– A co właściwie chce pani mi zlecić? – Nic.Zgłupiałem nieco.– Jak to?– Zrobił pan to, co należy.Widziano pana w drodze tutaj i wiedzą, że spotkał się pan ze mną.Wypożyczyłam sobie pana reputację.Mam nadzieję, że to zwiększy szansę Karla.– I to wszystko?– I to wszystko, panie Garrett.Czy nie uważa pan, że sto marek jest odpowiednią rekompensatą za wypożyczenie sobie pańskiej reputacji?Właściwie nie miałem nic przeciwko temu, ale udałem, że nie słyszę.– A co z okupem? – Z reguły chcą, żebym to za nich załatwił.– Wydaje mi się, że sama sobie poradzę.Przecież chodzi głównie o to, żeby stosować się do instrukcji, prawda?– Właśnie.Podczas płacenia okupu są najbardziej nerwowi.Wtedy trzeba zachować największą ostrożność, i to zarówno dla pani własnego bezpieczeństwa, jak i dla bezpieczeństwa chłopca.Senior prychał, parskał i przestępował z nogi na nogę, usiłując się wtrącić.Willa Dount mitygowała go od czasu do czasu spojrzeniem lodowatych oczu.Ciekawe, co Strażniczka zostawiła jej w charakterze cugli i bata, bo jedno było pewne – stary Karl był doskonale ujeżdżony.Karl senior był jeszcze dość przystojnym mężczyzną, choć już dobrze po czterdziestce – jeśli po cichu nie przekroczył pięćdziesiątki.Czas obdarzył go kilku zmarszczkami, ale oszczędził mu dodatkowych funtów ciała.Włosy miał na miejscu, kręcone i lśniąco czarne.Poza tym był jak na mój gust nieco za niski, ale to nie odbierało mu klasy.Wyglądał na sybarytę, a plotka głosiła, że najlepiej pracował nocą.Wiek chyba go nie spowolnił.W wyniku sprawnej współpracy wyglądu, obrotnego języka, kotylionowego tytułu, magicznych brwi i pełnych uczucia, wielkich niebieskich oczu na jego kolanach lądowały smakowite kąski w takim gatunku, o jaki my, zwykli śmiertelnicy, musimy zabiegać i walczyć w pocie czoła, a i tak później zwykle wolno nam tylko sobie popatrzyć.Na pewno jednak był do niczego w każdej trudniejszej sytuacji.Tańcował i skręcał się jak zdesperowany dzieciak, oczekujący na swoją kolejkę w ubikacji.Gdyby Domina Dount mu na to pozwoliła, już dawno dałby się ponieść panice.Był członkiem rodu królewskiego, tej stanowczej i zdecydowanej rodziny, która uszczęśliwiła ludność karentyńską wojną z Venageti.Karl Junior, bękart czy nie, był jabłkiem, które niedaleko spadło od jabłoni.Zarówno z wyglądu, jak i z charakteru, był żywym odbiciem Karla Seniora, a do potencjalnego zagrożenia dla wszelkiej cnoty niewieściej dodawał jeszcze hojną porcję arogancji, wynikającej z faktu, że jest synalkiem Strażniczki, jej skarbem i jedynakiem, a co za tym idzie, nigdy nie będzie musiał odpowiadać za swoje złe uczynki.Seniorowi nie spodobała się moja obecność.Może mnie nie polubił.Jeśli tak było, to z wzajemnością.Orzę tyłkiem od najwcześniejszego dzieciństwa i nie cierpię trutni wszelkiego gatunku, a zwłaszcza tych z Góry.Ich chroniczny brak zajęcia sprawił, że całe pokolenie musiało przenieść się na wschód, aby walczyć w Kantardzie o kopalnie srebra.Może Glory Mooncalled, kiedy już załatwi wojennych lordów Venageti, zajmie się swoimi karentyńskimi pracodawcami.To by wcale nie zaszkodziło.– Jeśli to już wszystko, co ma mi pani do powiedzenia, to ja już sobie pójdę – oznajmiłem.– Życzę szczęścia przy odzyskaniu chłopca.Z wyrazu jej twarzy odczytałem, że powątpiewa w moją szczerość.– Trafi pan na zewnątrz?– Nauczyłem się tropić, kiedy byłem w Marines.– A zatem życzę miłego dnia, panie Garrett.Zaledwie przymknąłem drzwi, Karl Senior eksplodował.To były naprawdę dobre drzwi.Nie mogłem odcyfrować jego wrzasków nawet wtedy, gdy przyłożyłem do nich ucho.W każdym razie świetnie się bawił, wyładowując swoją panikę i frustrację.VAmiranda dogoniła mnie tuż przed bramą.Zaczerpnąłem tchu i nieco przygryzłem sobie język, żeby zachować pozory dobrego wychowania.Przebrała się już z tych frymuśnych szatek, w których przyszła po mnie, a teraz, w codziennym stroju, wyglądała jak wcielenie moich najbardziej wyuzdanych marzeń nocnych.Była śliczna, ale i zatroskana.Powiedziałem sobie, że nie ma czasu na żadną z moich zwyczajowych procedur.Morley Dotes, mój wspólnik od czasu do czasu, powiada, że jestem pies na uciśnione dziewice.Opowiada zresztą o mnie mnóstwo różnych rzeczy, większość z nich jest zresztą niemiła i złośliwa, ale co do dziewic, ma absolutna rację.Zaledwie ładna pannica zacznie toczyć łzy, a już Garrett zmienia się w rycerza gotowego do rozprawy ze smokiem.– Co powiedziała, panie Garrett? Co kazała panu zrobić?– Powiedziała mnóstwo i o niczym.I dokładnie tego ode mnie chciała, to znaczy niczego.– Nie rozumiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates